25 stycznia 2020
co jej gra, gdy nikt nie słyszy
Zapada się. Zapada się w czarną dziurę. Tam gdzie nigdy
już go nie zobaczy. Jest na odwyku. Odwyku od niego.
Za to serce wyrwane z korzeniami. Za nadzieję, która
zgasła w momencie wypowiedzianego ostatniego jego słowa.
Nienawidzi go ale jeszcze bardziej nienawidzi siebie,
że dała się wplątać, wciągnąć, omamić. Uwierzyć w coś,
co nie miało prawa istnieć. Nie miało prawa się wydarzyć.
Nie planowała tego. Tak wyszło. Tak wyszło, gdy się pojawił.
Tak wyszło, bo inaczej nie mogło; a jednak żałuje. To boli.
To cholernie w środku boli. Rwie. Rozrywa na części. Ciągnie
się jak powoli zdrapywany strup. To jej pierwszy odwyk.
Jest nowicjuszem. Teraz wie, co czują ci którzy byli tymi
drugimi. Nieważnymi. Ci którzy nie mieli prawa do bycia
pierwszymi. Najważniejszymi. Chce zapomnieć. Chce wymazać
jak gumką na papierze tamte chwile. Tych kilka momentów
życia w raju. Już nigdy do nich nie wróci. Zadziwiające
jest to, co naiwność potrafi zrobić. Szczególnie z niej.
Łapała jego słowa, jak kot łapie myszy. Bawił się nimi.
Zapada się. Zapada nadal w tę cholerną dziurę. Mija po drodze
jego spojrzenie. Już nic nie czuje. Nic. Tylko chłód.
Przeszywający zimny powiew tego co było. Tego co nie miało
prawa się wydarzyć. Terapia ciągle trwa. Podobno najważniejsze
są chęci. Chęci wyjścia. Niekoniecznie na zewnątrz.
Ona wychodzi z siebie. Chwilowo. Bez pośpiechu, ale wróci.
Nastała cisza. Błoga cisza. Rozgościła się po kątach. Zrobiła
dla nie herbatę. Lubi zieloną. Najlepsze lekarstwo na zdrowy
umysł. Trzeba go tylko mieć. Szczególnie trzeźwy. I w tym
momencie zrozumiała. Zrozumiała wszystko. Przecież to nie ona
powinna się kręcić wokół niego. To świat kręci się wokół słońca.
Jego słońca. Lśni. Nabiera barw. Do dupy z tą terapią. Pomyślała.