Czapski Tomasz, 10 maja 2014
jajecznicę posypaną niebemze
skwarkami gór i chlebem
do tego ziemi sól
dębowy stół
na kwiecistym obrusie
najlepiej
wrzos i róże
pół filiżanki kawy
z dodatkiem śmietanki
świeżej porannej
jaką ptaki wyśpiewały
witając zapach milknącej burzy
kawałek sernika
odzianego bakaliami
galaretką
pokropioną brzozowymi listkami
z jaśminem
malinami
do tego kompot
smak gruszek lub jabłek
albo nie
smakiem niech będzie
słodycz pragnień
i uśmiech
na cały dzień
ten najbardziej rozgrzany
kobiecym
dzień dobry
o to poproszę
to moje zamówienie
na dzisiejsze śniadanie
mój drogi Boże
i barmanie
zapłacę później
na zeszyt wezmę
jak będę wracał
to się odezwę
Czapski Tomasz, 10 maja 2014
ja pajacyk
patrz jak ładnie skaczę
podnoszę ręce
klaszczę
nogą do czoła dotykam
ogólnie
zginam kręgosłup
chociaż go nie mam
namalowałaś mi włosy
i przeciętny uśmiech
że nie wspomnę
te oczy
przefarbowane
puste
różowe ubranko
trochę wypłowiałe
być może
za długo wisiało
w zdecydowaniu
lubię je
trąci umiarkowaniem
i ma ołowiany kaptur
tyle radości
kiedy splątane sznurki
pozwalają nie tańczyć
przeklinasz drżące palce
a ja
wbijam drzazgi
niebolące
z wyobraźni
zwieszam wtedy głowę
czekając
że się pomylisz
przypadkiem upuścisz
na kolana
styczność drewna i ciała
wywołuje doznania
łaskotania
ja pajacyk
patrz jak skaczę
tyle radości z niezdarności
moja obecność
przy tobie
to jak stanie na głowie
z małym wyciekiem
wrażliwości
Czapski Tomasz, 9 maja 2014
jaką dzisiaj opowiesz historię
o sytuacji na końcu świata
czy jak gorące było słońce
a może
o pani z rasowym pieskiem
i dziecku
śmiejącym się do lizaka
o panu
co drzwi otwierając
nie omieszkał urodę pochwalić
pewnie za kolor oczu
dobór torebki
ogólnie całokształt
jakim się syci mężczyzna
patrząc z tak bliska
tutaj wazon z kwiatami
umknął uwadze
w nieładzie jakże mało kolorowe
te skrupulatnie ułożone płatki
fakt
wieczorem są ściśnięte ku sobie
nic nieznacząca wada
jakią natura nie zdążyła naprawić
przed odkryciem słowa
miłość
w takie dni
kiedy zwiastuny pogody
kumulują oceany deszczu
wyczekuję odznaczając daty
że któregoś dnia otworzę okno
i zobaczę
jak budzisz się wiosną
sadząc mnie na swojej łące
Czapski Tomasz, 8 maja 2014
pstryk
i
znika
trzask gaszonego słońca
w kontakcie
małe zwarcie
rozwarcie
nogi w kształcie procy
nabierają
mocy
wystrzału
łaskotanie w gardle
smak paznokci
dotyk
ściska skurcz
wyzerowany stan licznika
znika
ponowne odliczanie
góra
dół
zgięte kolana
porcelana uczuć
ściana
cienie
w obrębie podniebienia
zamkniętych dwoje wariatów
placebo
wypełnia koszyk granatów
na każdym z palców
zawleczki
i
pestki
stan podniecenia...
...do nieba poszli
wrócili nad ranem
Czapski Tomasz, 7 maja 2014
nawet powieka nie zadrżała
gdy mała
miała w garści ptaka
w drugim ręku rumaka
i podczerwień
wywoływaną rżeniem pastwisk
widzianych kontem
okna
zawieszona
od wschodu po zachód
w nieruchu pająka
czekała
rozkminiała
jak można zadusić w człowieku
człowieka
czym dłużej tym lepiej
głębiej
rozwleklej
choroba zwierzęca
podczas oralnego egzystowania
po niebie
latały samoloty
poranne galopy strącające noce
pod kocem jakże urocze
za dnia pachnące
iluzją wygrzebaną z myśli
słodyczy
tego było trzeba
by nie wychodzić spod cienia piersi
ofiara
z defektem motyla
nadleciała
dalszy ciąg potoczył się ciurkiem
zdziwienie i potępienie
rwało kolory
metafory
jakim stało się życie
naciągnięte na oczy
nie zwlekała
przelała wiadrami koszmary
stając się ogniem
paliła
kończyny
czyny
a jak już tego było mało
kazała ranom wymieść za drzwi
co jeszcze zostało
resztki rozdmuchało słowo
w malachitowym chruśniaku
kwiaty zdobią ciernie
Czapski Tomasz, 5 maja 2014
zaciągnij się mną
po woli
i głęboko
żebym poczuł
jak wysysasz ze mnie życie
plącz o korzenie
dzieląc ciał na czynniki pierwsze
nakarm torfem
ostatni oddech zalej stęchlizną
odziej skrzekiem czoło
na oczy połóż węże
natrzyj wilgocią
a wyciągniętym rękom
podaj powietrze
w momencie
kiedy przestanę patrzeć
otwierając sine usta
pocałuj
bym mógł zasnąć
na dnie martwego serca
Czapski Tomasz, 24 kwietnia 2014
zabroniłaś przynoszenia kwiatów
że zbyt szybko więdną
a wazon żółknie od wody
nie masz czasu na ciągłe wymiany
zdania z resztą i tak
nie zmienisz
co do dalszego przeciw istnienia
ponoć marnie się staram
zmywarka tłucze naczynia
zbyt dużo rzeczy do prania zalega
i nie tylko o to chodzi
że mijamy się
w drodze do porozumienia
możesz tolerować moją obecność
nic poza tym
skuteczność nabrała wymiaru nieistnienia
że niby ugotuję obidt
tylko po co
jak i tak strawność wychodzi na nie
przesadą popieprzenia
żartowałaś w rozmowie
mówiąc o planie na przyszłość
prozaiczność
przerasta dalekosiężne emocje
może kolację
lepiej nie
noc i tak rozdzieli pokój
na dwoje
a ja
ręcznikiem przesiąkniętym tobą
zmywam grzechy
naprzeciw lustra stojąc
marzę że będziesz mesjaszem
wtulonym
w zmęczone od czekania plecy
i włosy przeczesane
na niewłaściwą stronę
tak o tobie
opowiadam
w rozmowie z Bogiem
Czapski Tomasz, 23 kwietnia 2014
…nocą przechodzę
przez głęboki sen
jestem ciemnym lasem
kamieniem
martwą wodą
złamaną ciszą
na dnie przeczekiwania
kłócę się z Bogiem
piję wódkę z Jezusem
łamię chleb
z grzechem zmartwychwstaje
niosąc na plecach krzyż
upadam
pod twoimi stopami
tęsknotą wychodzę
nacierając zmysły
wyprężam żebra
zaciekam deszczem
marznąc gorącem
ociekam
zamieszkuje cienie
pod paznokcie wciskam skórę
rozmazuję dzień
kamasutrą
powtarzam w pamięci
zakręty ciała
jestem wybuchem
niknącym atomem
materią
zgiętą na kolanach
stygnącą stygmatem
wulkanicznej ziemi…
dla ciebie
Czapski Tomasz, 23 kwietnia 2014
ubierasz sukienkę
tylko wtedy kiedy masz ochotę na miłość
określasz pozycję szminką
strzał w dziesiątkę
usta
przekręcony zamek
dźwięk beretty odciśnięty na końcu podbródka
wychodzisz
zapach
i wieczór zostawiasz dla mnie
prosząc by nie dzwonił
zbyt wiele stwierdzeń można oddać w słowach
w przeliczeniu na grosze jestem rozliczony
sytuacja gwarantowana
ma smak chińskiej zupki
niska kaloryczność parząca czubek języka
całkiem nieźle wyglądasz
kolana odsłonięte poczuły wiosnę
jak psy gończe tropiące zwierzynę
drażnią oczy
odprowadzające spojrzeniem do rogu ulicy
znikasz za grubością szyby
spływam mimiką twarzy
łokcie wbijając w parapet
krzyżuję przebaczenie
za wszystko
co przyniesiesz jako wytłumaczenie
kładąc na stole
rozrzucone oczka pończochy
Czapski Tomasz, 21 kwietnia 2014
może i jestem inaczej skonstruowany
a decyzyjność nie zawsze prawidłowa
wiem że biegam z pustymi myślami
wszędzie tam gdzie mogę się schować
odróżniam kolory zapachy i smaki
zbieram kwiaty i plotę z nich łąki
niewidzialność uważam za cnotę
czas rozciągam jak niebo obłoki
mówię do zwierząt spokojem ciszy
kiedy w słońcu wygrzewają oczy
czasem przysiadam gdzieś nieopodal
dłonie rozkładam trzymając biedronki
kłaniam się drzewom są takie dojrzałe
na liściach można czytać przeszłość
rozwidlenia całego wszechświata
poczuć oddech jak bardzo jest blisko
omijam cienie sinej współczesności
woląc ciepło pulsujące czarną ziemią
nie idę gdzie tłumy wznoszą aplauzy
a człowiek jest tylko górnolotną ideą
prawdą jest że bywają momenty
kiedy za rękę chciało by się potrzymać
wspólnie popuszczać kaczki
zagubić w szumiących trzcinach
pożegnać dzień opadając z ciemnością
mieć kołdrę pachnącą gwiazdami
i lampkę z kołyszącego księżyca
tuż nad przytulonymi głowami
dlatego Bóg stworzył marzenia
dzieląc człowieka na ciało i duszę
jednej części dał żyjące piękno
drugiej kwitnące bukiety wzruszeń
wiem że jestem inaczej skonstruowany
za daleko od domu odszedłem
by wracając szukać w polu wiatru
gubiąc po drodze fragmenty siebie
teraz jest dobrze trochę spokojniej
wszystko ucichnie z mijającym deszczem
rodzi się nowe piękniejsze słońce
nad rozsypanym bezmyślnością życiem
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.