31 lipca 2018
31 lipca 2018, wtorek ( Level 31 o ostatnim dniu roku )
Miałam dziś taki sen. Był ostatni dzień roku. Byłam w sali, w której znajdowało się kilka znajomych par. Panie miały kolorowe sukienki i podekscytowanie na twarzach, a panowie ładne koszule i dobre humory. Jak zawsze byłam przyklejona do telefonu. Z oczywistego powodu - tam mogę cię najczęściej znaleźć. Czekałam na ciebie, spoglądając to na telefon, to na drzwi wejściowe. Czekałam, czekałam, czekałam. Nie odbierałeś telefonów, nie odpisywałeś na smsy, nie przychodziłeś. Po długich i niecierpliwych minutach w końcu się udało - chociaż zamiast znajomej twarzy zobaczyłam imię na wyświetlaczu.
Mail, który odczytałam, był poprawny i typowy dla ciebie - musisz zrobić to i tamto, zatelefonowała ta lub tamta, że "na już" musisz zrobić coś tam, a tak w ogóle to wcale nie masz nastroju na zabawę, bo właśnie przypomniały ci się wszystkie życiowe porażki, więc najchętniej zostałbyś sam, pijąc wódkę. Więc nie przyjdziesz, a ja czekam na próżno.
W porządku; sen zakończył się uczuciem smutku, które przywitało mnie też po przebudzeniu. Kiedy myślę o tym teraz, to wydaje mi się, że ten oniryczny obraz był idealnym podsumowaniem tego, co nas łączy lub może łączyło. Ja czekam na wiadomość. Kiedy ją dostaję, jestem rozczarowana. Ty nie jesteś w humorze. Wypinasz się na mnie. Ja czuję smutek, który ciągnie się za mną cały dzień.
Wydaje mi się, że to dlatego, że już naprawdę nie przyjdziesz.