Proza

Deadbat


dodane wcześniej pozostała proza dodane później

25 maja 2021

Cynik: "Błogosławieństwo" Internetu.

Co sprawia, że wstając rano wyrażamy podświadomą zgodę na siebie, wyznajemy "siebie" i utwierdzamy w wierze w "siebie" w tym konkretnym dniu? Co z wiary, że to co sobą reprezentujemy jest dobre jest racjonalne i zasługuję na ochronę, a co wypływa wprost z naszych pragnień tak podstawowych jak przetrwanie, poczucie koherencji, wiary w sens, nawet, jeśli stanowi on tylko wytwór naszej ludzkiej wyobraźni? Gdzie codziennie musimy ścierać z sobą dwie nieprzystające ze sobą sfery: sferę wolności osobistej, tak jak ukształtowaliśmy ją w sobie za sprawą naszego wcześniejszego "życia" i sferę bardziej faktycznej wolności formowaną dla nas każdego dnia "odgórnie" biorącą swoje źródła ze wszystkiego poza "nami" tzn. normach społecznych, zależnościach ekonomicznych itp. czynnikach socjalizujących nas nieustannie w chwili kiedy kierujemy nasze zachowania "na zewnątrz" w jakiś sposób i normujących je tak, abyśmy naszą osobistą wolność przeformowywali ostatecznie na wolność do czynienia dobra nie sobie tylko, lecz ostatecznie także wspólnocie, z którą i w której istniejemy. Co więc z "ja"? Jest więc ostatecznie chronione? Czy też stanowić może zagrożenie dla jego własnej zbiorowości? Co jest bardziej warte naszej ochrony? "Masa ludzka" nie zajmuje się przecież "ja", które teoretycznie przynajmniej jej nie obchodzi, nie ma nawet wydzielonej klarownie świadomości, wspólnotę tak naprawdę "obchodzą" dopiero działania i decyzje wypływające z "ja". Przymus nie musi zawsze być przymusem, społeczeństwo przecież równie dobrze potrafi nagradzać te zachowania, które uznaje za słuszne, z punktu widzenia własnego interesu i wzmacniać jednostkę. Nie musi to być w pełni uświadomiony obydwu stronom proces, raczej fala, która powstaje dzięki sile milionów podobnie skierowanych a więc dodających do siebie swoją siłę wektorów tworzących wole w jakikolwiek sposób komunikowaną jednostce. Ci którzy kiedykolwiek jej się jawnie (także dla siebie) przeciwstawią, postawią na wolność osobistą stają się ostatecznie outsiderami, w pewnym stopniu "obcym" ciałem wewnątrz tkanki społecznej, zdolnymi zarówno do naturalnego przywództwa jak i (łatwiej) - buntu wobec zastanego, - "obcego" porządku, jakikolwiek by on nie był. Każda forma egzystencji na tej płaszczyźnie wolności posiadać musi i posiada swoją cenę, cena życia czysto wartością wolności osobistej także i ona wydaje się największa.... obiektywnie "szkodzi" ona przecież zarówno jednostce jak i grupie. I tak oto powstaje fenomen. Tak oto żyjemy w czasach, w których ideałem i osobą godną uwagi jest nie rycerz z pieśnią religijną na ustach w lśniącej zbroi z wysokimi proporcami idący na godnego pogardy ciemnego, okrutnego i zezwierzęconego niewiernego, lecz patostreamer bądź patoinfluencerka z powodu oglądalności spowodowanej realizacją swojej wolności osobistej na skalę, o której większość osobników naszego gatunku może jedynie pomarzyć - ponieważ u nich socjalizacja postąpiła już za daleko i niemożliwym wydaje im się tak dalekie "odklejenie" od wszelkich norm społecznych, moralnych, czy jakichkolwiek innych. Patrzą, ponieważ to co widzą realizuje ich głębokie potrzeby jednocześnie bezkonfliktowo i bez żadnych uświadomionych negatywnych konsekwencji dla nich samych mogąc formalnie wyśmiać to, na co chcą patrzeć. Jest więc nowe zapotrzebowanie, będą nowi, osobniki wszelkich "płci" je realizujące. Za uwagę przekuwaną na twardą gotówkę czy w imię sławy, obojętne. Pojawiły się oto nowe style życia. Dzięki ci o wielki Internecie! Nowe nisze zasiedlą nowe gatunki "człowieka". Oparte o niezgodę na wszelką krzywdę, mające gdzieś jakąkolwiek solidarność czy odpowiedzialność zbiorową. Pokolenia żądające narkotyków bez "zbędnych" negatywnych konsekwencji i pragnących głęboko i ślepo wierzyć, że takie istnieją. Żądają oni jednocześnie, aby wszyscy wierzyli wraz z nimi, rozumiejąc, że tylko wtedy mają szansę być "szczęśliwymi" nawet jeśli wszystko to jest konstruktem "sztuki"; chwilową ułudą i kłamstwem obciągniętym "prawdziwą sztuczną skórą" z blichtru, mody, trendu, przepychu, bogactwa, ludzkiej zawiści czy "sławy" itd. jako pokarm dla czyichś, obcych oczu a czasem także własnych, które przecież jednak tak łatwo przesycić z istoty w pełni ludzkiej zmieniając w "nic?" ponad inteligentne zwierzę. Czy mamy nienawidzić tych ludzi? Ja raczej im współczuję, neobarbarzyństwo, czasy anomii, zawsze pełne są prawdziwego ludzkiego cierpienia z jednej strony z drugiej przywracają człowieka naturze, pozwalając równocześnie na refleksję i ponowne budowanie, być może "lepiej", w bardziej "oświecony" i świadomy sposób, samych podstaw społecznych i osobistych wolności (co w historii wielokrotnie miało miejsce, w jakiejś części ostatnio za rewolucji francuskiej, czy być może ogólnoświatowej refleksji po II WŚ), jak i ponowne postawienie pytania o podstawy, o sens ludzkiej egzystencji, daje jednakże sposobność do autodestrukcji zarówno w wymiarze jednostki jak i zbiorowej. Tak, to znowu nasi starzy bogowie Eros i Tanatos, tylko w nowoczesnych ciuchach z łysymi głowami, wytatuowanymi ciałami, gniewni i wolni - także od płci, z nowymi lśniącymi cyfrowymi narzędziami w rękach, być może tak samo zakrwawionych jak mieli wcześniej. Powracają. Powitajcie ich godnie.






Zgłoś nadużycie

 


Regulamin | Polityka prywatności

Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.


Opcja dostępna tylko dla użytkowników zalogowanych. zarejestruj się

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1