7 października 2023
Pieśń lekkoducha - mój numer
Spacerowaliśmy po łąkach daleko za miastem, pod koniec którejś z kolejnych wiosen drugiej dekady XXI wieku, nie troszcząc się zanadto o nic - bo i po co - ale też dalecy od uniesień. Być może nas obojga toczyły te same co zawsze myśli, te same myśli, które każą sobie odpowiadać podczas rozmów z obcymi ludźmi i podczas całodniowych siest, których, o ironio, tak wielu mogłoby nam pozazdrościć. I docierały do nas echa informacji zza oceanu - lecz my byliśmy przyzwyczajeni raczej do umiarkowanego bólu psychicznego i pustego absurdu, byliśmy przystosowani do życia z dnia na dzień, gotowi na nudę nic nie znaczących rewelacji i na nasze kaprysy, może nawet na śmierć lub na tułaczkę.
Czasem przedstawiałem minione szczęście jako tożsame z szaleństwem. Dziś, kiedy tamten kolor już nas nie dotyka, staram się ująć postrzeganiem jakąś nową rzeczywistość. Ale kiedy wszystko staje się nieprawdziwe, kiedy moje papierowe myśli większa ode mnie siła rozpina na wrzecionach porzuconego świata - wtedy nie ma żadnego powodu, by wykraczać poza fizjologiczny automatyzm najnowszej codzienności.
powiedzmy że ok. 2015, nie mam pamięci do dat : P