Wojciech Jacek Pelc, 31 marca 2013
składa się z kanapy, foteli o wygodnych
oparciach, ławy, wymiennego obrusa i gazety
z dobrze opracowanym programem. inne przedmioty
spełniają rolę dekoracyjno-maskującą.
cyklicznie pojawiają się obowiązkowe posiłki, kawa,
ciasto rabarbarowe, oraz przekąski typu:
chipsy, krakersy, paluszki.
władzę w swoich rękach skupia ojciec. rzadko się z nią rozstaje,
gdyż rodzi to gwałtowne konflikty. najczęściej
na linii zstępni - drugi pilot (matka).
do starć dochodzi w kanałach, a punkty
zwrotne tych bitew to zazwyczaj reklamy.
w przedszybiu nie słyszy się rozmów, obowiązuje
hasłowość, na przykład: tyle programów,
a nic ciekawego, albo; święta, święta i po świętach.
oraz odzewy; o wpół do czwartej, na drugim,
nie widziałem/łam.
pole między przedszybiem, a obiektem skupiającym
jest martwe, osoba na nim - bez ostrzeżenia
ostrzeliwana. telezombii są zbrojni i dobrze
wyprani. wszystko co żywe staje się płaskie.
Żuławka Sztumska - maj 2012
Wojciech Jacek Pelc, 28 marca 2013
nie mamy wpływu na zbyt grube decyzje
krążące gdzieś ponad płaskimi chmurami
nasz świat to trzecie części i lewe orgazmy
tuż po wyjściu z wanny ze świeżym umysłem
czasami ktoś o tym napisze w najbardziej
środkowej szpalcie lub poda jako ciekawostkę
przed Sierockim w Teleexpresie
lecz nawet na sekundę nie zmienimy prędkości
rozpędzonej kuli nie wspominając o jej wstrzymywaniu
choć nosimy się twardo to jesteśmy plastyczni
zdani na manualne zdolności naszych lepicieli
dla których - co tu dużo kryć - wciąż występujemy
w trzeciej osobie liczby bardzo mnogiej
Żuławka Sztumska - maj 2012
Wojciech Jacek Pelc, 24 marca 2013
tak szybko stawaliśmy się europejczykami
wystarczył tydzień
by Honecker Ceaucescu wydali się śmieszni
na skwerach wyrastały Manhatany
zaczęliśmy rozmawiać o seksie
czekolada banany rozbierane pisemka
commodore u kumpla na chacie i pierwsza toyota
wszystko śpiewało o podróży
w nieznane w życie
jak jawna przygoda Piotrusia Pana
lecz wtedy Ola zaszyła się w ciążę
Jackowi zabrakło pieniędzy na bursę
chodniki nadal były zarzygane
a Europa odgradzała się szybą
Waryński wystarczał ledwie na kibel
zamiast poczucia że coś się zaczyna
nadchodził koniec określonej epoki
na bliskim froncie solidarności z narodem
zwierzęta z naszego zoo podkładały już miny
pod pierwszą krajową wojnę na górze
Poddębice - kwiecień 2012
Wojciech Jacek Pelc, 23 marca 2013
W starych drewnianych kościółkach Bóg
wydaje się młodszy i bardziej rześki
(to chyba on przed chwilą zapalał świece)
a my jemu bliżsi jakby chronologia zdarzeń
nagle przestała istnieć
jakbyśmy urodzili się wczoraj a dzieciństwo
zamieniono w rząd ławek w których zasiadać będziemy
dopiero od jutra Z każdym dniem dalej
od głównego ołtarza
W starych drewnianych kościółkach światło i cień
nie rzucają pod nogi granic Tańczą
stroją nieśpieszne miny albo włóczą się leniwie
między amboną a prezbiterium
wyrzeźbioną w kamieniu chrzcielnicą
a z lekka topornie ociosanymi daszkami
kolejnych stacyjek drogi krzyżowej
I w końcu nie wiesz
które jest dobrem które złem za którym podążyć
któremu odpuścić lecz wiesz że to wyjątkowo twoje
misterium
W drewnianych wieżach drewnianych kościółków
kapłani zamykają miejscową noc Wypuszczają ją
wieczorami a ona w zamian kotwiczy w koronach
drzew na dachach domostw
zawisa na liniach i falach telefonów
I jak opuszczona powieka Chrystusa rysuje
krótki margines odwieczne prawo do ułomności
do bycia rozgrzeszanym
Nawet wiara nie ma tu nic na czym mogłaby
tak solidnie się oprzeć
Liczą się tylko cuda z pierwszej ręki
*
Zwiedziłem już wiele takich kościółków
Wszystkie nosiły na sobie ślady zębów
lecz jak dotąd w żadnym z nich nikt mnie nie ugryzł
Zawsze czułem się połknięty w całości
Chełm - kwiecień 2012
Wojciech Jacek Pelc, 22 marca 2013
hotelowe windy są jak refren piosenki,
powtarzają się w znany ci sposób. tworzą
interwały, wprowadzają w stan kołysany.
nie możesz już się wycofać, wcale
tego nie pragniesz, a ciało obok
porusza się równo z tobą. wzrasta amplituda.
drzwi pokoju przestają być przegrodą.
teraz spełniają rolę małej mamy.
otwierają szemrane szanse, jak złodziej;
po cichu, powoli, uśmiechnięte,
tylko dla ciebie. możesz już wejść
w takt ulubionej melodii.
Warszawa - marzec 2012
Wojciech Jacek Pelc, 21 marca 2013
kruszy go, rozłupuje jak orzecha
i oddziela twardy miąższ od łupinek
grzechu. mierzy prędkość z jaką płynie
na podstawie głębi swoich myśli
i oddechów. waży tlen wyparty
jego obecnością, liczy ślady zostawione
na fakturze skóry, a na koniec stawia
mosty, estakady i kieruje ruchem lat,
tygodni, sekund, zapalając światła.
chroni przed odlotem. nigdy
nie zamyka dłoni.
Żuławka Sztumska - marzec 2012
Wojciech Jacek Pelc, 20 marca 2013
stawiają graniczne słupy
z wielkimi tablicami
i starannie wyrysowanym godłem
pomalowane w jaskrawe kolory
brakuje tylko
zgodności w temacie miejsc i odcieni
trzeci mówi że dalej
linia demarkacyjna biegła kawałek dalej
zagryza przy tym ogórkiem
dwaj pierwsi obalając karniaki są pewni
że jeszcze tej nocy wyznaczą granicę poezji
Opoczno - marzec 2012
Wojciech Jacek Pelc, 17 marca 2013
leżę w hotelu. leżę po meczu polska - portugalia,
w łóżku w sandomierzu. jestem po piwach,
dwóch i po remisie, który podobno mnie
zadowala. lecz najbardziej brakuje mi ciebie.
kołdra parzy od spodu i chciałaby
fruwać, chciałaby dwójki nago i w różnych
pozycjach. byłem wcześniej w knajpie na rynku,
zjadłem kotlet paryski. kotlet paryski
w knajpie na rynku w sandomierzu, bez ciebie
smakuje jak remis z którego mam się ucieszyć.
a przecież tyle brakuje; tutaj, teraz, piwa i portugalii
na kolanach. no i kołdra wciąż wyje do twojej skóry.
Sandomierz - luty 2012
Wojciech Jacek Pelc, 12 marca 2013
przypomniała mi młodość
pocałunek na rogu Asnyka
przy sklepie w którym zawsze
pachniało mlekiem
te same linie załamań
wątłość bioder
ta sama kruchość ciała
i stopy obowiązkowo
do wewnątrz
pytam ją o imię o szamponetki
jest trochę speszona
ale odpowiada że A i że się postara
przy czym niczego nie obiecuje
podaje mi klucz oraz hasło
biorę
dłonią pełną przeszłości
Sandomierz - luty 2012
Wojciech Jacek Pelc, 10 marca 2013
przepraszam, że byłem ciężki, gdy się obudziłaś,
nie sfrunąłem z nieba jak gwiazdka wprost
na twoje chcenie, za brak zwierzęcości
i zgubione tropy, za zamarudzenie.
przepraszam też za słowa, których nie ubrałem
dostatecznie ciepło jak na tę porę roku,
i za długość fali, że ją odebrałaś, bliskość,
która nie przyrosła, za stoicki spokój.
jesteś koniczyną, moim czwartym listkiem,
gwiazdą scenariuszy napisanych w trakcie
naszych długich rozstań i prywatną Matą Hari,
więc wybacz mi wiersz, fakt że musiał powstać.
Łańcut - styczeń 2012
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.