12 sierpnia 2017
Obudzenie (kształt) - z tomu Terapia zajęciowa
w sennym barłogu
szpieg w domu miłości
słodkie batoniki w ustach ludzkich
uszminkowanych wiatrem na zielono-biało
gorące ale nie parzące źródła
płonące drzewa z owocami jaśminu na tle gór
zamykających horyzont widzenia
jak mam je opisać? przemywają oczy
przypominają koralowce
biały puch pseudo-liści, delikatny meszek na gałęziach
i ogień widzę w otworach jak rury, dziuple
gdzieś przy końcach masywnych gałęzi-rąk
jakieś lotnisko kino galeria, ludzie wchodzą wychodzą
mijam te drzewa dojrzewające w ogniu
mchem radości pokryte, owocowaniem samotności
jakiś idzie za mną pies
byłem w tych hotelach, szukałem mojego Imienia
gdzieś od kuchni byłem świadkiem przyrządzania posiłków
dużo okien
na całe ściany
trafiłem do jakiejś nauczycielki, ale że mój angielski był słaby..
i tak zrobiłem dobre wrażenie
ale musiałem iść, zdążyć wrócić przed końcem weekendu
(praca, terminy, leki)
w hotelach nad morzem z plażami na falach których
igrali leniwie turyści smutni znudzeni ryzykanci
a w oddali góry, elektrokardiogramy Boga
a w powietrzu żywica
a w drodze na lotnisko (by się wznieść czy wylądować)
towarzysz pies i drzewa żyjące i rodzące w ogniu
płonące życie w tym zakątku niemożliwego
okiełznanego lęku październikowej krainy
przemienionego na sztukę błądzenia i kochania
w rześkim powietrzu od lodowców i zieleni
z wyczekiwaniem na teatr Kafki z Ameryki, Ameryki
na telefon od Andrzeja
żeby mi ktoś pomógł wrócić
zgubię się tu, nie znam języka, a sam sobie nie poradzę
poza tym dlaczego Andrzej miałby mi pomagać
przecież go sprzedałem - muszę sam, ale..
zimny ogień, góry, drzewa, morze
żyją wokół mnie
a ja to czuję, tak bardzo mam
w pięciu zmysłów złożeniu i otwarciu
zgubiony, u siebie nie u siebie
wrócę do hotelowych pokoi i wąskich plaż
patrzeć na szturmujące fale
szczerzące na niby zęby zabawne psiaki
do wiatru co przechodzi przez wszystkie materie
ludzi i wiklinowe kosze
do spółki z potężnymi naduderzeniami
i do tej nauczycielki angielskiego
i do tych drzew