RM, 3 maja 2010
Rozwiązanie, jak najbardziej uproszczone, które wybieramy
będzie nam wprawdzie odpowiadało,
ale nie zostanie nam zaliczone, przez żadnego z Bogów.
Czarno-białe sroki goniące na gałęziach czarno-białych brzóz.
Za płotem lotnisko. Nie widać stąd dachów, anten, latawców
i papierowych samolotów wypuszczanych z okien.
Na wyciągnięcie ręki mam papierosa.
W tym wieku wypalamy się powoli.
RM, 3 maja 2010
Od rana pod klatkami grupki.
Piwo,
udekorowane kwiatami samochody.
Sobota,
wielki dzień kiboli i nowożeńców.
Wpatrzeni w siebie czują się nieswojo i obco.
Na parkingu białe welony,
obok pod sklepem, tłuste ekspedientki
i przygarbieni dwudziestoletni.
Patrzą spode łba na przejeżdżające merole,
zasłaniając ręką południowe słońce.
Ciepło, brak wiatru, pot na rękach i plecach.
Takie śląskie Alcatraz.
RM, 3 maja 2010
Mam nadzieję, że mieszkanie jest puste gdy się budzę.
Można wtedy stanąć pod każdą ścianą niezauważony.
Pościel i sny z dnia na dzień coraz bardziej
pogniecione. O tej porze mam już za sobą
wszystkie etapy wczesnego poranka.
Leżę spocony z dłonią pomiędzy udami.
Zresetowałem swoje pragnienia. Teraz
mogę je od początku gromadzić jak nowe.
RM, 3 maja 2010
Wchodząc do lasu nie wiem co jest
na końcu tej wąskiej ścieżki, która
niebezpiecznie wciąga coraz głębiej.
Zgubić się to nie zupełnie to samo, co być
szukanym. Żeby się zgubić niepostrzeżenie,
trzeba kogoś oszukać. Żeby zgubić się ostatecznie,
trzeba oszukać samego siebie. Zamknąć oczy,
pomyśleć o czymś przyjemnym.
RM, 3 maja 2010
w tym roku nie ma szpaków
pociągi rzadziej odbierają mi poranki
w tym roku jesień przychodzi w lecie
coca cola jest słodsza niż my
w tym roku kolorów jest więcej
w oczach przepalonych od słońca
w tym roku zrobiłem bilans
może teraz przejdę do kontrataku?
inaczej niż zwykle ubieram się co rano
pod innym kątem patrzę z lustra
w tym roku odmierzam odległości
lepiej niż to bywało do tej pory
RM, 3 maja 2010
Spacer do "wacka" jak modlitwa
na placu pewnego świętego. Przestrzeni
utopionej w słonecznym koktajlowym kacu.
Zmęczeni upałem ludzie, nie odchodzą daleko.
Przywiązani do ławki pilnują cieni,
domów, cieni dzieci.
W upalne południe dzieci i domy,
schowane pod stopami czekają
na kolejny śląski podwieczorek.
RM, 29 kwietnia 2010
Podczas spaceru koryguję
ustalone zaledwie na moment,
wzajemne położenie osób i światła.
Jak na przemalowanym obrazie,
dorysowana postać, przechodzi z psem
na druga stronę rzeki.
Teoretycznie przemieszczam się
z miejsca mniej konkretnego w bardziej
oczywiste i odwrotnie. Tylko jak to udowodnić?
Czekam na konfrontację tego co jest,
z tym co chciałbym, ażeby mnie spotkało
i ewentualnie nie dało żadnego wyboru.
Na miejscu sklepu mięsnego
sprzed kilku lat, wybudowano bank.
Stoję w kolejce do bankomatu, wpatrzony
w jego czarny otwór. Czekam na kiełbasę.
RM, 29 kwietnia 2010
Odkrywam na skórze nowe rysy.
Drobne zadrapania pod powierzchnią.
Pozostałość po nie ukończonym w porę ruchu.
Światło stopniowo traci inicjatywę,
ustępując pod naporem mrużonych powiek.
Rzędy krzeseł przybierają nocne odcienie.
Odkładam przeterminowaną gazetę
na stos nieistotnych wydarzeń.
Napinam mięśnie płuc,
zbierając w jednym oddechu,
całe przetrawione powietrze.
Bilans strat i dokonań oscyluje,
wokół kłopotliwego remisu.
Zostało już tylko kilka godzin,
zanim jutro od nowa będziemy,
przewracać dzień na drugą stronę.
RM, 29 kwietnia 2010
Pocieram policzkiem o szorstką ścianę,
przyciskając biodra do zimnego muru.
Kilkanaście centymetrów dalej
mój napęczniały brzuch wulgarnie
wypycha puste powietrze.
Zajmuję nie więcej miejsca niż monitor
albo otwarte pudełko po kawie.
Ja i mój żołądek, wypełniony kolacją
niczym pluszowy miś.
Te słowa mieszczą się w pewnych
granicach słyszalności. Ja cały
świetnie mieszczę się w sobie.
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.