Pi., 2 february 2017
gdzie to ja się nie mieszczę? pomijając że nie mieszczę się
w niektórych spodniach, a i kamizelki zaczynają grymasić
- z własnego wyboru nie mieszczę się w wygodnych ramach,
nie dam się zagonić w nawias, zawsze pozostawię awaryjnie
otwartą furtę, bo nauczyłaś mnie oczekiwać nieoczekiwanego.
podobno na złość nie mieszczę się w wytartych konwenansach.
tym nie omieszkam przechwalać się przy sprzyjającej okazji.
najbardziej żałuję, że już nie mieszczę się w twoich snach.
zrobiło się w nich tak ciasno, że wypchnęłaś mnie na osobne
zewnątrz. kap, kap. pokornie moknę sobie w trójwymiarowej
samotności, więc można umieścić tę naszą miłość na półce
z wyblakłymi hologramami. choć to w głowie się nie mieści.
Pi., 27 january 2017
wciąż ku uproszczeniu. pominąć fałdki, zmarszczki, przeszkódki;
rozprasować; rozprostować; rozznakować by było jasne, klarowne
i niepodważalne. tacy jesteśmy. jedną połowę życia spędzamy
na myśleniu o przyjemnościach, a drugą żałujemy, że ich było
tak niewiele nam dane. że pić? że jeść? że spać? o nie! hedonizm
wskazuje dość opisywalny konkret. ciało w ciele. ocieranie się
nawzajem aż po erekcję, ejakulację i orgazm. jakżesz to brzmi
naukowo i zdecydowanie nam obco. odrzućmy więc temperaturę,
kapilarność, siłę pchnięć, kąt rozwartych ud. uprośćmy się do:
pieprzyć, ruchać, pierdolić. o! zrobiło się swojsko. kiedy spytasz
"a o czym to myślisz?" zawaham się, czy odpowiedzieć, że o tym
samym. mógłbym zyskać chędożenie. lub uprościć chęć do życia.
Pi., 11 january 2017
dowodem na istnienie zimy jest brak kota
w przestrzeniach poniżej odczuwalnego zera
i zmaterializowana niechęć do przesuwania
namacalnych granic ciepłości
kot z zimą wygrywa wewnątrz
walkowerem walkowera
i bez brania jeńców
nawet jeśli na pierwszy rzut oka wietrzysz tchórzostwo
to przewietrz jeszcze z raz - byle szybko bo przeciąg
a koncert wyrzutów sumienia jest dla kota
tak ostatecznie wyczerpujący
Pi., 11 january 2017
to możliwe że właśnie gramy w piłkę życia. przez bure
zielsko sunie nasz atak za atakiem na bramkę z dwóch
otoczaków pod niewidzialną poprzeczką. podaj! podaj!
podaj! drze się echo między depresyjnie poszarzałymi
blokami. każdy głupi by podał. na skrzydło, w uliczkę,
do kumpla na szpicy. ale nie ma bata! sam was wykończę,
bo jest w plecy albo pogrom, bo gramy w nieparzystych
drużynach, a bramkarz broni razem z młodszym bratem.
nie mogli się dogadać który z nich jest tomaszewskim.
strzelam tego karniaka. bo była ręka, spalony, ostry faul
nad faulami. bo mama jak końcowa syrena woła na krupnik.
bo trzeba rozstrzygnąć, kto komu śmieszną oranżadę.
bez arbitrażu już jesteśmy cwani. już wiemy, że remisy
są dla frajerów. liczy się posiadanie piłki w ubitym polu.
tajna broń - korki z dedeeru - jutro zrobią mnie tu królem.
Pi., 23 december 2016
nie bardzo wigilijnie. czas rozdygotania, gdy znaki ostrzegawcze
jak kostki domina można potrącić skrzydłem motylka, piórkiem z bajki,
a nawet nieopatrznie wstawioną pauzą na oddech. achtung! iskrzymy
przez ten cały nagromadzony prąd, jakbyśmy rok odmawiali sobie
scysji, spięć, drobnych nieporozumień, sącząc zmagazynowane fochy
w jedną kumulację burz, tadam! to zawsze nadchodzi punktualnie.
specjalnie tak. wigilia przed południem. umyto niejedną stajenkę,
odkurzono każdy żłób, pasterze w kapciach ćwiczą dyżurną kolędę.
domownikom wyszorowano wszystko i zabroniono zerkać łakomie
pod choinkę. kot kontempluje kątem oka. najtrudniejszy jest kompromis
z lenistwem. reszta na baczność. wśród nocnej łączy fałsz pastorałki,
dzieli zeszłoroczny opłatek. było, jest i jakoś to znów będzie. nuda.
Pi., 16 december 2016
wśród trzydziestu najpiękniejszych rzeczy, które dostrzec można
wyłącznie z perspektywy bardzo wysokich trajektorii, są miejsca
na Ziemi które olśniły estetów, więc podziwiam. być człowiekiem,
to takie dumne. po to kilku zmyślnych gości stworzyło idealne oko
na niebie, bym mógł zobaczyć obrys gitary Ibanez wyrżnięty w lesie
pod Cordobą. oto długość gryfu: trzysta metrów z okładem; średnica
struny G? zasięg ramion przeciętnego argentyńczyka. oko, bym mógł
zachwycić się eleganckim lazurem na powierzchni zbiorników potażu
w Moab Utah. tu barwy migoczą nieprawdopodobnie nieprawdziwie.
przeglądam więc ten, oraz tysiąc innych obrazów uchwyconych przez
szpony dronów. cuda na kiju. wiedziony ciekawością krzyżuję celownik
nagłego zainteresowania na 36°9'9"N i 36°53'37"E. co wtedy widzę?
żadnej wojny, żadnych tłumów, wojsk, działań zbrojnych; zero krwi,
ni cienia szubienicy. place bez świeżych grobów, jeszcze nieużywane
kamienie. gdzieniegdzie znajome plastikowe butelki, kartony opakowań
błysk wybebeszonej konserwy. z perspektywy anonimowego Google Earth
tego leniwego popołudnia nie dzieje się tutaj nic szczególnego. dymy?
to pewnie z grilla. smażone mięso ma swoich miłośników i w Aleppo.
Pi., 18 november 2016
blady massa
ze wschodnich przedmieść słynnej Europy
testuje młodą chińską ludność
czerwoną zupą
dobrze im tak
to nie krew
to pomidory
to nie tłuszcz
to pasja
to nie biel
to nie makaron
to ryż tyż tyż
pomidorowa z ryżem raz
na bambusowy stolik
pomiędzy ratanowe krzesełka
pod kantońskie skrzywione nosy
pomidorowa z ryżem dwa trzy cztery
żryj bo gorące
od ostrego nawrotu tęsknoty
wcinaj i nie grymaś
że zupa ci była za słona
od łez
poprawiasz chińczykom jadłospis
a tymczasem oni majstrują
w genotypie idealnego człowieka
nie będzie tam już miejsca
na wywar z pomidorów
choćby nie wiem ile nieletnich azjatek
jadło ci z ręki
Polaku
Pi., 9 november 2016
jedyny taki miesiąc w całym kalendarzu, który najchętniej
pominęlibyśmy grobowym milczeniem. miesiąc przeźroczysty
jak łatwopalny wujek ze wsi, którego niechętnie pamiętamy
tylko dlatego, że na którejś stypie wysączył o jeden kanister
za dużo i wrócił gasić moczem wszystkie cudze znicze. miesiąc
niewidzialny, jak siostrzenica, której znów łyso po upartych
nawrotach. bezczelnej gówniarze tak śpieszno pod wieńce?
zero szacunku dla podstawowych wartości rodzinnych. miesiąc
wyblakły, jak ta szwagierka na którą się nie patrzy. rozmyślnie
i świadomie. byle nie dostrzegać przebarwień, przekrwień
i przepuchnień. tu rany są zaraźliwe i przenoszone drogą
zaciśniętych pięści. chińska kinematografia nam nie wymięknie
jak ten miesiąc, że wstyd wymieniać z imienia. zamknijmy oczy,
to może sobie gdzieś pójdzie, szybciej zniknie. umrze pod śniegiem
i skoślawieje w swojski ciężkostrawny, ale i nieodwołalny koniec
świata. w grudniu połączymy się w oczekiwaniach. przełamiemy
polistopadową traumę, jak przedwczesną krę. na uczciwe jedenaście
miesięcy ulgi. na w nie w jeden kalendarz dmuchał. na zimne.