Pi., 27 september 2016
sugerują, że najlepiej smakuje ananasowy,
i któryś z zielonych, ale potwierdzę gdy przełknę.
zanim żel rozpłynie się w ustach, musi przetrwać
bachanalia. burzę pomysłów. głupawkę na jeden gryz.
nudzi mi się. niech się misie pieprzą w ustawionych
orgiach. trójkąty i kwadraty. sado, maso. anal, oral
w kolorach jesieni, bunga-bunga w aromatach zbliżonych
do rzeczywistości. teraz sugerujesz by nadać żelkom
rangę przesiąkniętych przez alkohol niedźwiedzi,
wysłać na podbiegunową misję w czeluść zamrażarki,
utopić w rozbutelkowanym spirytusie, wycisnąć sok
jak limfę. ossać się w słodyczy. ostateczna perwersja
nie mieści się w ustach, gdy miażdżę ich paroksyzm.
ponoć mówią, że najlepiej do głowy idzie ananasowy.
potwierdzić mogłaby ta, która mnie nie wypluje.
Pi., 26 september 2016
"Będę błądzić słowami gdzieś pomiędzy myślami"
Piotr Banach
"Więc pamietam wcale nie Ciebie"
Maciej Woźniak
byliśmy mennonitami. przejazdem. kapryśna pytia w recepcji
wyznaczyła nam sacrum fatum i wskazała sąsiednie pokoje.
niby obok siebie a tak osobne jak unikające się mgławice.
z najodleglejszych zakamarków kosmosu przyszło pytanie,
czy na tym emocjonalnym bezludziu istnieje jeszcze jakieś
życie. nie musi być inteligentne. nie musi moralnie ubogacać.
wystarczy że zapłaci za rozpuszczalną nescę i podwójne campari
z lodem. wstrząsnięte, zmieszane i dostarczone w odpowiednim
czasie między gorące uda. nie zgubiliśmy się. byliśmy wikingami.
przeszłość w genach brała nas tuż za progiem pokoju dwieście trzy.
cóż ta brutalna cywilizacja oświeconego rozwygodnienia uczyniła
ze slodkim barbarzyństwem? instynkty skazano na wyginięcie.
najlepiej jeszcze przed świtem. wyjdź. ten poblask nad horyzontem
to nie wybuch supernowej. jeśli to tylko będzie możliwe - zapłonie
ostatni drakkar na plaży. jutro będziemy tutejsi. gdzieś indziej.
Pi., 20 september 2016
we Frankensztajnie grabarze mają przerąbane.
jak ręką odjął jednemu w ramach wyrównywania
rachunków, za rzekome ludobójstwo w okolicach.
a było tak: na klamkach domostw pasta z ludzi.
tych nieżywych. a kto do kata, ciało w ciało od kata
taszczył po krzywych schodach zachodzącej wieży?
zza winkla już donos i nagonka. z psami i od flanki.
nie pomogły obiecanki. nie będziesz spryciulu
nas tu humanizmem truł, zaszytym w zeszłe ciało.
my wiemy, że to na mydło receptura i na potencję,
że staje i nie klapnie, ale starcom na nieszpory iść,
a nie do karczmarzowej córy, co nie sznuruje ust.
za biust ten niewypieszczony, za srebrników moc,
ekstrakt z oczyszczonych kości, wnętrzności jejmości
dziś w południe odejmie się w łokciu dłoń mistrza.
się powiedzie wśród szkrabów, babów i dziadostwa
na miejską kaźń pod mur. oby zaraza z wami w dym,
bo inaczej złe oko wskaże jeszcze niejedno licho.
myślę o tamtych ząbkowickich marach, gdy do dłoni
lepi mi się zielonkawa maź. to niby podświadomy jest lęk,
bo nie kowalową mam na rękach, a colgate doublemint.
Pi., 20 september 2016
poradnik lepszej damy
pomija nieistotne szczegóły
na temat smalcu
pakowania owoców morza w gazetę
New York Times z 11 września
ale za to dobitnie kreśli:
otóż pamiętaj
by witać podróżnych
choćby gwizdami
skandami melorecytacją
puentą świeżoupieczonego dowcipu
bez reszty przed i zanim
otóż pamiętaj
by odróżnić jeden oddech
od drugiego litościwą ciszą
(ale nie modlitwą - żle się kojarzy)
niech trwa choćby
na "dziękuję" albo "spierdalaj"
chyba wiesz którym palcem, co?
nie po to podróżowaliście przez ocean
by przyjąć upokorzenie w milczeniu
lub skwitować niesmak
bezradnym masogestem
mimikrą odruchową zeligowszczyzną
bądź szczytem tego polackiego
kornhauserdudaizmu
ach kochanie
tej zawleczki już nie wbijesz
ponownie w granat
odłamki jeszcze nie wiedzą
że zawirują aż wstyd
Pi., 1 september 2016
byłem tam. w krainie księżycowych szos i olśniewających wież
wiary, co szczególnie jest nie na miejscu, gdy przypominam
sobie, z jaką euforią żegnano tu przenajwszelkie kulty jednostki.
tak. pewnie po to by zastąpić je kultem bylejakości. jakoś to
przecież będzie - powie ci człowiek, który musi przeżyć w delegacji
za trzydzieści pięć hrywien dziennie. będzie jadł przez miesiąc
makaron (ponoć aż z chin), ale ugości cię przesłodkimi figami,
największym szaszłykiem jaki oczy twoje widziały, a na drogę
powrotną obdarzy lepką księżycówką z wonnego derenia.
byłem tam. w krainie nieszczelnych granic gustu i obcej estetyki,
cięższej niż grawitacja po ciosie starszego Kliczki. tak, widziałem
teatr piwa, kopalnię kawy i fontannę plującą czekoladą na biało.
nie ma inaczej. jakoś to będzie - powie ci człowiek, który ledwie
wiąże plastikowe zderzaki w swoim żiguli i z zazdrością patrzy
na twoją podżartą przez rdzę francuską pannę megankę.
ta nie grymasi. kluczy między kraterami zastygłego asfaltu,
pnie się po smołowanych falach wyżej i wyżej. lewituje nad
pęknięciami. wśród bruzd, baldachimów wypełnionych świętością
i kontrastów rozpierzchających przestrzenie biedy, nie wolniej
niż pierwszy łyk wszechświata. jest taki kraj, gdzie spotkałem ludzi
życzliwszych niż rodzina. byłem tam - widziałem ich aureole.
Pi., 31 august 2016
kiedy mówisz że ty to ty, przestaję ci wierzyć na krechę.
nastawiam zmysły na zmianę. żadna nie będzie już
dobra. zacznij się sama identyfikować. sama siebie
rozpoznawać w przestrzeni między otwierającym nas
inicjałem, a nieuchronnie przybywającą z przyszłości
kropką. wszystkie nasze związki, rozwiązki, podwiązki,
dowiązki, zawiązki i przywiązki są jak te durne dinozaury.
jeszcze nie wiedzą że ta żółta ciepła kuleczka - skaza
na znanym mroku to typowa zagłada. finisz bez zobowiązań.
wszystko co żyło nami, wszystko co nam żyło wynikiem
- przestanie, urwie się, będzie latać, powiewać, sieroca
wstęga za pikującym w dno dwupłatowcem, podejrzewam
za nim dym. zawijasy, zdobienia nie do czyjegoś polubienia.
za ciężko wymyślone pieniądze wysyłam w kosmos słowa
zdolne założyć nową cywilizację. czyż nie sprytniej użyć
sprawdzonych cudzych metod, obcych mechanizmów,
gdy trudniej wybaczać, sugerować kropkom wciąż możliwości.
zwłaszcza, że kończy się świat. choć tylko kończy się lato.
Pi., 13 august 2016
zbankrutowaliby producenci minidrabinek
miesięcznicowych; Joachim B. miałby mniej
w bicepsie a prezes telewizji nie musiałby
klękać by przyjąć oficjalny spis cudzołożnic
na miesiąc czerwiec; połowa posłów - ci z partii
rządzącej nie garbiłaby się wprost zawodowo,
lecz kurczyłaby się prywatniej; za to druga połowa
posłów - ta spod buta - miałaby mniej powodów
do śmiechu z pana towarzysza naszego prezesa.
jedynego. dokładnie o 15 cm mniej powodów.
o tyleż, o ileż byłoby więcej Polski w Polsce.
i nie przyszłoby mi do głowy, by o tym wiersz.
zwłaszcza krótki.
Pi., 11 august 2016
Sierpień. Nawiedził bez zapowiedzi i został.
Jak inne pasożyty, komary i domokrążcy,
dla których znów jestem łakomym celem.
Miesiąc dopadnięć i uniknięć. Będę unikał
z całych sił - tak mi dopomóż ktokolwiek,
więc ruszam w poszukiwaniu. Pozostawiam
za sobą nieobecność, brak zainteresowania,
tubkę kremu przeciw insektom i kroplę krwi.
Niech krzepnie leniwie. Wezmę siebie tam
gdzie mnie nie ma i doprowadzę do ideału.
Niechaj od udanego nicnierobienia nabiegnę
w zakwasy. Przetlenienia i tak dostanie sierpień.
Pi., 11 august 2016
dziś nienawidzimy na przykład Persów. za pejsy, brody
turbany, obraźliwy świergot spółgłosek nie na nasz odbiór.
przyszedł ten dzień, że wyraźny wpływ skondensowanego
słońca na odcień wakacyjnej skóry wadzi słynnej narodowej
bladowatości, co jak z flagi zstąpienie, oddziela zdecydowanie
tych swoich, od tamtych nieswoich. oto na pierwszej lepszej
plaży my - bohatery. w każdej bezpiecznej metropolii my
- bohatery. wystarczy krzyknąć UWAGA CIAPATY!, wywołać
panikę i rechot braci w wierze, a potem przyjąć nienachalną
eucharystię z rąk ministra wszelkiej sprawiedliwości. stać się
obrońcą. za pięćset plus wytykać palcem, ślinić się z nienawiści,
stukać podrabianymi najkami, iść na knyszę i hajlem pamiętać
powstańcom. dziś nie będziemy nienawidzić się między nami,
bo wskazano nam świetnego wroga stamtąd. niech wie! że możemy
usnąć. wyśnić tutejszy "ein volk ein reich ein führer". z Wielką
w tle. wystawić kanonadę środkowych każdemu kto nie skacze
z nami. gdzie rozum śpi - rodzą się hitlery. białym stadem.
cóż to za problem sterować nimi z wywyższonej drabinki?
Pi., 6 august 2016
klasykę kina rozpoznaję po jednym
kadrze. klasykę rocka po ledwie kilku
wstępnych dźwiękach. w tym też jestem
dobry, że impresjonistów odróżnię
po wybitnie zróżnicowanym rytmie
pędzla. z prawdopodobieństwem
stu procent wyczuję, który odcień
twojej ciszy zwiastuje natychmiastowe
kłopoty i jeszcze zdążę przygotować
logiczne alibi. zwykle jestem w tym
dobry, ale gdy ty jesteś genialna to moja
dobroć godna jest bezlitosnej pogardy.
pozostanę przy klasyce alkoholu. zazwyczaj
pierwszy łyk dostarcza tych samych wrażeń,
co ostatni pamiętany. i nigdy nie odrzuca.