Kvasar, 22 września 2012
Liścia szczery szelest
Szum bezgłośnie cichy
Opaczna strona znaczeń
W cichym rozróżnieniu
Patrzą w stronę wzgórza
Niczym szary wilk
W ostatnim oddechu
Kvasar, 15 czerwca 2012
Nie napiszę pięknego sonetu
Nie ubiorę w słowa myśli tak subtelnej
że cisza krzyczy o nią
niczym doprowadzona do ostatniej granicy
kobieta
Niczym - słowami kopię dołek
Próbuję zakopać się w piasku
Schować przed nadchodzącą zagładą
Albo chociaż usypać wał przeciwogniowy
Nakryje się kocem z nadziei i wiary
Za mały wiem wciąż za mały
Może jednak nie spłonę
Może wiatr rozgoni duszącą chmurę
Zanim się uduszę
Teraz już wiem
Wieśniacy wypalają pola
Płoną trawy i lasy
Nie dla mnie przetrwanie
Zbyt późno by uciec
Za wcześnie by żegnać z życiem
Czekam
Piszę
Kvasar, 15 czerwca 2012
Piszę
Tak
Piszę
Gdybym chciał wypowiedzieć
Cząstkę tego co czuję
Umarłbym od krzyku
Rozdarłbym gardło i serce
Wypluł płuca i zęby
Jest takie cierpienie
Które wcale nie boli
Oto ból który bólem nie jest
Zatrówa myśli słowa czyny
I nie zrozumiesz tego
I nie odpowiesz nigdy
Na pytanie nigdy
nigdy
nie zadane
Czy znasz to pytanie
Kvasar, 9 czerwca 2012
O jakże mierzi mnie
Kiedy cię zadowalam
Jakże nienawidzę szacunku
Który wciąż żywię
do Ciebie
Kiedy i Ty do mnie żywisz...
Każdego kłamstwa...
Ja wciąż żyję - krzyczę w usta wichru
Lecz objęcia życia jakie ja poznałem
Słodką są trucizną
Szepczą w moje uszy
Zakazane strofy
Nie chcesz nie chcesz ich usłyszeć
Nie chcę nie chcę mówić
Pomimo wszystko co boli kaleczy
Wsłuchaj się teraz w mój głos nabrzmiały uczuciem
Wsłuchaj się w niski tembr mojego głosu
Zapomnij o bólu przez tą krótką chwilę
Na skraju przepaści stoję
Na skraj wodospadu przybiegłem
aby z Tobą pomówić
Nie ma nie ma jutra
Teraz już mamy wszystko co zdołamy unieść
Nic wiecej ani serce ani umysł nie zmieści
Życie w martwych pustkach własnych klatek-tkanek
słów nie na uwięzi
Brakuje tak bardzo
Bardzo
Jakbym w całym życiu nie powiedział słowa
Jakbym się jeszcze nigdy nie narodził
Nie żyję jeszcze
To dlatego wciąż nie mogę umrzeć
Lecz to się nie liczy
Lecz to już nie ważne
Biegnę włosy rozwiane wodna piana łaskocze wyciągnięte palce i tak widzę widzę
tak tak
już dostrzegam
Rozpacz
rozpacz w skalnych kipi trzewiach
Krzyczy
Przenika szczeliny aby z głośnym jękiem
W dół spaść tam gdzie głębia i ciemność jeszcze większa
dzika i potężna
To kuźnia
Kiedy to zrozumiesz - powiem Tobie
Twórca
Stając się na Jego podobieństwo
Wolny od ja
W tym ginącym kwiecie
Odnajdując piekno
Kvasar, 9 czerwca 2012
Opaczny mistrz
Sztuka zapomnianych wierzeń
Ostatni kapłan
Szaman niegodziwej żądzy
Światłu wyrwane trzewia
Na kamiennej szachownicy światów
Odrealnione dźwięki dochodzące zewsząd
Żygowiny znaczeń
Cierpień dożywocie
Lodowate sople kolumn Wszechwięzienia
Pustka
Pustka
pustka
...
Z zaciśniętej dłoni
Ulatuje motyl
Jesteś wiarą
Nadzieją
Miłością
Sądem który niczego na ślepo nie waży
Nie osądza
Prowadzony samą Prawdą
Nie skazuje lecz obdarza szczęściem
Czystą Radością
Prawdziwą drogą
Kvasar, 16 maja 2012
Oto rozgadany
Jestem jak niedokończony
Pieniek wycięty ze stu różnych twarzy
Gdzie o jednej tożsamej możesz sobie marzyć
Wrzuć to do rzeki z mostku
I uciekaj przecież
Ten kto się potknie i upadnie
Umrze jeszcze tego roku?
Albo puść jak wianek na wodę
Przepłynie do morza albo zderzy z brzegiem
Może to i ciekawe ale cóż oznacza
I czy to znaczenie ma sens samo w sobie?
Ach tak wyrwać się z siebie
Tak wprost z korzeniami
Otoczyć światłem w miejsce burej ziemi
Otoczyć zrozumieniem w miejsce cichej grozy
zasnąć na jej brzegu
Zawarłwszy ją w sobie
Smakować milczenie?
Kvasar, 15 maja 2012
Po raz kolejny pisać będę nieprawdę
Wstyd
Wstyd mi bardzo
I proszę
Wybaczcie
Nie dlatego ją piszę że kłamię
Lecz dlatego że pragnę mocno mówić tylko prawdę
Jednak słowo każde jest niczym miganie
Jak masz zrozumieć skoro inaczej jak ja je poznałeś
Nagrody zbierać będą co najbliżsi sobie
Reprezentowani najliczniej
Czytaj
Nieprzeciętnie przeciętni
Ja nie wiem jak mam mówić prawdę
Ja już nie potrafię
Każde najprostrze słowo a tysiące znaczeń
Jeśli nie rozumiesz - ja nie wytłumaczę
Pragniesz lecz ja pragnienia tego zgasić nie potrafię
Czym jest czuć się niemową w kraju w którym dorastałem
Czerwienić się gdy mówię kocham
Wątpić mówiąc oczywiście
Jakie mam jedyne wyjście
I mówię to co pragniesz słyszeć
I wstyd mi że tak Cię potraktowałem
(Wstyd mi kiedy widzę Twoją pozytywną reakcję)
Nie da się inaczej
nie da się inaczej?
Jeżeli więc piszę o miłości wolnośi i wierze
Czytasz w moich słowach nie mnie lecz przeze mnie - siebie
Jeśli będzie o grozie i pięknie
O potęgach i chwałach
O trawniku i gatunkach rodzinach i szczepach
Malutkich i wielkich
Głośnych cichutkich szczupłuch
Grubych
Owadach i liściach
Michałkach i kwiatach
Ten cichy dysonans
Ten uparty refren
Inne nastrojenie
Już zmienia to wszystko co pragnę powiedzieć
Nie żyjemy wiecznie abym mógł pół godziny opowiadać przecież
prostą myśl
Nie wszystko co proste jest biedne
Jak trudno przełożyć znaczenie na słowa
Jeśli jednak masz umysł wypełniony spokojem
wolny od zamętu
Zapraszam
Choć świat nie dzieli się jak chcą symbole na czarne i białe
jakże piękne czasem rosną drzewa znaczeń
Jeśliby je w języku swym uporządkować
Pielęgnować w swych ogrodach pamięci i myśli i zdarzeń
Można je podziwiać
Zachwycić się czasem
Rozkochać w ich smaku
I z czasem
Odłożyć w najsłodszą niepamięć
Niech na lepsze poczekają czasy
A my nowych głodni a my wciąż zachłanni
Lub zrealizować
I - dobrze jeśli - zdziwić się że w życiu jest całkiem inaczej
Mężczyzna uśmiechnięty z reklamy
Napis - Muzyka której nikt nie słyszy nic nie znaczy
Cóż ża prawdziwe kłamstwo
-Albo krzyk rozpaczy
Kvasar, 11 maja 2012
O aniele zagłady
O najmijszy którego czarne szpony
Pachną ponad kwiaty różanego krzewu
Twoje puste oczodoły dziś wskazują mi cel
I drży we mnie serce
Jak skrzydła motyla na wietrze od morza
Jak mam wstać z ławki na której usiadłem
Jak zdjąć melonik i złożyć parasol
Jak w tą mgłę dłonie wcielić
Pochwycić rozpostarte i ponad
i poza
Ukłonić żółtemu poblaskowi żeliwnej latarni
Sięgając po bagaż
Nic nie wiem o głoskach
Taktach melodii starej pozytywki
Jednak odejść muszę
Kiedy czas się skończy
Zanim jeszcze na dobre się zaczął
Chciałbym posłuchać baśni
Takiej pięknej o prawdziwej miłości
I wiernej przyjaźni
Ojcze
Dlaczego już muszę odchodzić
Więc chwyć mnie za ręce
Moje serce blisko
Krwinki przez tętnice przetaczane z hukiem
Och jakże znużone
Jak bardzo chcą spocząć
Ostatnie spojrzenie na światło ostatnie
Zachodzące słońce którego dziś nikt tutaj nie chce
Ja jeden go szukam duszą i spojrzeniem
Zanim całkiem
Umilknę
Kvasar, 5 kwietnia 2012
Otwórz pięści i oczy
Potężny jesteś i piękny
Wielki jak najwyższa góra
Jaki znak twój i imię
Kim jest ten król potęgi
Jakie jest jego imię
Oto wzniósł skały swoich rąk
A ruchowi jego huk towarzyszył głośniejszy od gromu
Głazy toczone ramion spojonych traw i drzew korzeniami
Poruszone
Oto deszcz gwałtowny przebiegł po jego lewym ramieniu
Zza pleców wyszło nowonarodzone słońce
I uniósł miecz a złote jego ostrze
Przeniknęło mgłę i przebiło chmurę
Światło nieba wniknęło w żywy rozdarty kamień
I rozpadł się miecz na dwoje a złote ostrze
Zastępiono żelaznym
Próbowanym w ogniu
I nastał dzień pierwszy
A po nim noc pełna spadających wprost na kolana
Gwiazd
Kvasar, 3 marca 2012
O czci właściciela chciałbym pisać
O chwale władcy do którego należę
Do mocy niepoznanej żadną mocą
Żadnym ludzkim rozumem
O mojej najszczerszej nienawiści
Patrzcie z jakim zapałem macham ogonem
Brzuch odsłaniam przed wami
O gniewie swoim pragnę krzyczeć niebu
O cichej rozpaczy wyroku mej formy
Och gdybym mógł tylko drżącą ręką tą decyzję ostateczną podjąć
By zakończyć wszelkie inne obmierzłe wybory
Powiedzcie gdy zgrzeszę
Lub nim spadnę strzelcie
Zanim z ziemią się zderzę
Zakończcie niech uchowam w pamięci
Te nędzne resztki godności
Które niesmiało szepczą - on nie wiedział
bez gniewu lecz też bez litości
strzaskajcie byt marny szary niepozorny
podobny milionom
Niech żal wam wyższego celu nie zasłoni
Nie zwlekajcie za długo
Nie każcie mi cierpieć
Przeczysta ofiara
Nareszcie sen nadchodzi
Wieczny
Kvasar, 24 grudnia 2011
Z ciemności
strach wyszedł
I
ciemność wszelka ze strachu się rodzi
Nie rozpoznała bowiem czym jest światłość
Dlatego po dwakroć została przeklęta
Ze światła
miłość wyszła
Ponieważ
wszelka jasność w miłości się rodzi
Rozświetla serca umysły i dusze
Jako jedyna prowadzi do życia
...
O
Bezimienny
Kiedy
wybierzesz dobro
Pamiętaj
o mnie
Kiedy
wybierzesz pokój
Pamiętaj
o mnie
Kiedy
wybierzesz szczęście i powodzenie
Pamiętaj
o mnie
Kiedy
wybierzesz godność
Pamietaj
o mnie
Kiedy
wybierzesz wolność i wolną wolę
Pamiętaj
o mnie
Kiedy
wybierzesz miłosierdzie
Pamiętaj
o mnie
Kiedy
wybierzesz przyjaźń
Pamiętaj
o mnie
Kiedy
wybierzesz gościnność
Pamiętaj
o mnie
Kiedy
wybierzesz prawdę
Pamiętaj
o mnie
...
Abym
i ja pamiętał o Twoim Imieniu
O
Alfo i Omego
O
cała niepoznana Reszto
Niezbadany
i Nierozpoznany
Wzgardzony
i Odepchnięty
Wyśmiewany
poprzez i wewnątrz ciemności i strachu
Ucieleśnienie
jedynego wiecznego światła
Które
nigdy nie przeminie
Jedyny
który przetrwa zagładę wszelkich słów i myśli
Kiedy
wybierzesz dobro
Pamiętaj
o nas
Kiedy wybierzesz pokój
Pamiętaj o nas
Kiedy wybierzesz szczęście i powodzenie
Pamiętaj o nas
Kiedy wybierzesz godność
pamiętaj o nas
Kiedy wybierzesz wolność i wolną wolę
Pamiętaj o nas
Kiedy wybierzesz miłosierdzie
Pamiętaj o nas
Kiedy wybierzesz przyjaźń
Pamiętaj o nas
Kiedy wybierzesz gościnność
Pamiętaj o nas
Kiedy wybierzesz wytrwałość
Pamiętaj o nas
Kiedy wybierzesz prawdę i zrozumienie
Pamiętaj o nas
...
Pamiętaj o nas i wszelkich innych bytach
Abyśmy i my nauczyli się je wybierać
Ponieważ jak niematerialnymi umysłami
Stwierdzamy że istnieje materia
Tak w swojej własnej skończoności
Odkrywamy Głębię i Prawdę
Konieczność i Oczywistość
Twojej Nieskończoności
Amen
Kvasar, 25 listopada 2011
Stroszy piórka
Na skraju zagina małe drobne pazurki
ku wnętrzu
Mandala świateł i dziwnych cieni
Szepczą z oddali
Lecz ten cichy pomruk wkrada się do serca
Unosi
Kołysze
Pociaga
Coraz mocniej i mocniej
Coraz więcej i więcej
Ukłoń się tylko
A wzniesie się w tobie
Nieokiełznanym ogniem
Purpurowe płomienie liżą
Przeczystą rozkoszą nawet jeśli unurzaną w błocie
Nie mów mi że nie pragniesz więcej
Rozbłysków co chwilę z siłą niepojętą
Które odkrywasz wciąż na nowo
i znowu
Gaszą wszelkie myśli
Rozpadają się w niebyt ich puste nienamacalne formy
Zostaje dzikie zwierzę
Wolę przemieniają w najprostrze zadanie
Jedyne
Najważniejsze
Najsilniejsze
Najbliższe
Największą
Potrzebę
Wypiera ona wszelkie inne
Na sam skraj zagłady
Powstała za sprawą życia
I jest jego siłą
Obym
Nie kalał jej śmiercią
Nie poniżał cierpieniem
Nie zawstydzał pogardą
Nie odrzucał
Nie lgnął
Kvasar, 6 października 2011
Szybko biegła przez ulicę
Potknęła się o ciało starca który biegł tędy tuż przed nią
Może poślizgnęła na jego krwi
Nagle strzały ucichły
Wtedy ogień płonących ruin kościoła oświetlił moją twarz
Spokojną jak zawsze
nachyliła się i zapytała szybko
Kim jesteś?
Ja jestem tym który
Nie pokazuje niczego
Łamie wszystkie obietnice
Najświętsze
Te złożone sobie
Tej wojny nie można wygrać
Teraz to wiem
Skażony przez cierpienie
Zarażony jestem smutkiem
Uciekaj
Zapomnij
Ratuj siebie
Choć wiem ponieważ cię tu widzę
że dla ciebie także jest za późno
Za daleko znalazłaś się od domu
W miejscu o którym bóg dawno zapomniał
Być może nie miał dośc sił by pamietać
Być może jest ranny krzyżowany
nagi
Nawet przetrwanie jest tutaj wartością zbyt ulotną
Jednak nie wachaj się ją wybrać
Umarli nie mają żadnej racji
Spójrz ich truchła puste
zanieczyszczają ulice
To magowie mędrcy artyści wszelkiej maści
alchemicy słowa obrazu i dźwięku formy i wartości
Królowie i władcy co sen śnią nieprzespany
Ich głodne duchy błąkają się wszędzie wkoło
Sami jałowi i zimni śmierci teraz zaprzedani
Nami pragną się nasycić
Tutaj przemoc jest królem
Nienawiść królową
Zło jedynym błaznem
Rozweseli raz twoje serce
I przyłączysz się do upiornej obławy
Po drugiej jej stronie
I polować zaczniesz na nas
jak na wściekłe wilki
Nie ma wyjścia z tej ponurej twierdzy
Dopóki płonie w twym wnętrzu
Morze goryczy gniewu i żalu
Spójrz
Już cię zobaczyli
Już biegną po ciebie...
Kvasar, 27 września 2011
Nie wiem czym jest ten smutek w moim sercu
Nie wiem co oznacza ten smutek w moim umysle
Nie wiem dlaczego podszewką mojej skóry jest płacz
Kiedy utraciłem Jerozolimę
Czy kiedykolwiek ją miałem
Dlaczego stroję smutkiem moje struny
Obce umysły mówią mi śpiewaj pieśni radosne
Ja marny ptaszek urodzony w klatce
Nie dla mnie pieśni wolności i szczęścia
Ukradziono mi skarb i goryczą napełniły się moje dni i noce
I nie wiem czym on jest ani jak wygląda
Płacz suchy i rozpacz bez słowa skargi targają mną bezustannie
Opromieniają każdy dzień zimnym trupim światłem
Jak długo
Ile jeszcze
Czy jest jakaś siła
Kto odpowie na moje skomlenie
cichą skargę
Gniew
Czy jeszcze kiedykolwiek skarb swój odzyskam
Czy umrę zanim się dowiem co straciłem
Kto jest mordercą mojego serca
Gwałcicielem duszy
Wściekłość
duszna atmosfera pełna fałszywej radości
atak lub ucieczka
co wybierasz
co jutro wybierzesz
Kvasar, 21 września 2011
Dodaj odejmij
Burza nad nami
Podziel i pomnóż
Piorun blisko bliżej
A teraz weź w nawias nie zapomnij co przez co
Skótek spotkał przyczynę
Zapłonął ogień
Wszystko stanęło w płomieniach
Ptaki spadały z drzew na ziemię dymiąc
Teraz leżę i myślę
Czy jestem człowiekiem
Czy są jacyś ludzie
Jeśli tak ja nie chcę
Już nie chcę być z nich
I być z nimi
Wybór w stronę życia
Wybór w stronę prawdy
Tak jakbym zdołał uciec od tej formy
Bezbożnej
Kvasar, 9 września 2011
Sztuka konwersacji
Ta krótka chwila pomiędzy usłyszeniem słów przyjaciela
A odpowiedzią
Jeśli nie jest zaślepiony gniewem strachem lub pragnieniem
Jego odpowiedź to znak pokoju
To znak miłości
Usiadłem na skraju wielkiego pokoju
Tylko on mieścił się w tym wielkim domu
Nie było mebli
Z uszkodzeń na lakierowanych deskach podłogi
Czytałem minione życie
W obcym kraju
W obcym domu
Nikt mnie nie przegonił
Tutaj stała kiedyś miseczka
Musiała być gorąca
A tutaj wytarta podłoga wskazuje
że ktoś często siadywał
Ciekawe co robił
Jak to dobrze
że zdjąłem buty nim wszedłem
Siadłem zasłuchany
...
Kvasar, 8 września 2011
Niebo zbyt wysoko by dłonią dosięgnąć
Ciche nietoperze myśli dzieci światła
przemierzają dzisiaj mroczne korytarze
Spójrz jak ponad drzew koronami
Świecą światła zdarzeń
Dziękuję za Twój kolor
Dziękuję za Twoją życiodajną barwę
Dotykam czerwieni i purpury
Błękit próbuję wplatać w dywan
Spleciony z nici barwy dymu
Bez słowa
Powróćmy do domu
do nieba
Nauczmy się marzyć
Raz jeszcze
Odkryjmy że piękno jedyne
Skrywane jest w prawdzie
Kvasar, 31 sierpnia 2011
Aniołom ręce same
Wzlatują ku niebu
Wiatr kołysze nimi
W podniebnym wiecznym tańcu
W podmuchach wieczności
Cisza zaległa wkoło
Kiedy anioł tańczy
Owinięty w światło
Nie śmie się poruszyć
Ziemia ani niebo
Czy jestem aniołem
Czy jestem upadły
Sprzeczność sama w sobie
Łączyć z sobą te nazwy
Spleść się pragnie w uścisku
Dobro ze Złem odwiecznym
Strach i Nieświadomość
Jego drugie imie
Dwuznaczne się zdaje co odwiecznie
Wrogie
Nie czekaj aż miecz wytrąci ci z ręki
Moc nieubłagana
Nieustanne uciski
Niepojętego umysłu
Niewidzialne klatki
Bariery bez granic
Nieistniejące brzemie co tak samo ciąży
Posłuchaj
I zgadnij
Szydzą z nas i drwią sobie
Nie nie aniołami
I nie Upadłymi
Ale ludźmi jesteśmy
Tak samo samotnie
Kvasar, 18 sierpnia 2011
Biała plama
Tym jest kartka
Sięgam po pisanie
Twierdzisz że jestem zbyt
wyuczony
moralizatorski
dydaktyczny
zepsuty
smutny i
Upadły
Jestem
zbyt
zbyt
zbyt znaczy że za bardzo
Analizuję
Przekręcam
Przeinaczam
Wydziwiam
Rozcapierzam i rozszczepiam znaczenia i rzeczy
sprzeniewierzam
Nie spełniam
Odrzucam
Nie przyjmuję
Igram niepoważnie
Nie doprecyzowuję
Zbyt poważnie
podchodzę i
traktuję i
zero luzu i
bez luzu człowiek jest niczym
sprzedany w niewolę
I choć częściowo przeczą sobie te idee
Słowa w tym tekście zawarte
W tych pseudozdaniach
Te przykre frazesy
Grubiańskie
Niezręczne
Myślę sobie że masz rację
I zakłopotany w mrok odchodzę przecież
Nadzieja tam świeci
Niewidzialna w świetle
(Tanich świetlówek jakimi nas raczą)
Dobro prawdziwe dumne niesprzedane
Bezgniewne
Bezsłowne bo niewyrażalne
Więc wybrałem upadek
Choć go nienawidzę
Lub właśnie dlatego
Sam to oceń proszę
Jeśli tylko wyrokiem
musi być słowo Twe ostatnie
Kvasar, 18 sierpnia 2011
Słowa rozparte i pyszne
Rozpłatane (niedbałym ciosem komiwojażera)
Niepoznane magiczne ogrody zmysłowych wrażeń
Udawane (nikt na nie nie czeka)
Paroksyzmy rozkoszy
W cichej klęsce toną
W jednej chwili
Na dźwięk przemocy i siły
Wieszcząc upadek (ogrodu zapomnianych bogów)
Słodkich czarów i złudzeń dzieciectwa pieknych kwiatow
Tajemnych mandal pełnych światła wszechradości klombów
Przedwcześnie zerwane
Śmiertelnie zawstydzone
Obskurnie
nagie
To co powinno być piękne
ciepłe i dojrzałe
Zimne się stało i wyrachowane
To co powinno być spełnieniem żarem
Wyśmiane pogardliwie i wykorzystane
Poranione serca
Kwiaty połamane
zmarnowane
uschłe
...
W ciszy żal się rozpłynął
Nienawiścią przebarwił
Przebrzmiał gniewem i płaczem
Na pustyni spoczął
Zasiał nowe ziarno
Na złe czeka żniwo
Owoce serca niedobre niechciane
trujące na poboczach gniją
Pęd szuka cierpienia aby ból swój zadławić
I trwogę
Własnego wynaturzonego bytu
jakże pragną nie czuć
Ogrody pełne pustki niespełnionych marzeń
Kwiaty na pożarcie rzucane w szare paszcze kominów
(Kramatoria światła)
Im także czasami śni się trwanie
Byt przed byciem istota za istotą idzie
lezie pełza gaworzy od ziarna po ogień
Zło wisi niezmiennie nad ich małym światem
Nie wchodź tutaj uciekaj czym prędzej czym dalej
Zanim zranią cię pożrą w nieświadomym szale
Istoty niegodne litości
I wzgardy niewarte
Oto zagłada człowieka chociaż ręce nogi
Tors biodra piersi i twarze piękne nieskalane
niewidzialne rany krwawią nieustannie
ropieje dusza
(Czy obojętność to jedyna droga
Nie mów że szarość jest jedyną barwą
Śmierci i Złudzenia jedyną możliwością Życia)
Pierwszy krok
Z domu na klatkę schodową
jezu
Jezu?!
Przystanął
(za nim słońce czerwone i Golgoty w cieniach skryte krzyże)
Quo vadis Domine?
Kvasar, 16 sierpnia 2011
O jakże dobrze jest jechać, lecieć frunąć lub biec
Ponad czasem
Jakże dobrze odczytać sen list myśl książkę werset
niecodzienną prasę
Wprost z serca
(codzienna zbyt ponura dla mnie)
Dowiedzieć się że wszyscy i każdy z osobna
Szczęśliwi jesteśmy, żyjemy beztrosko
...
Tylko
Skąd te chmury na Twoim kochanym obliczu
Ukochana moja
jest dziś tak roztargniona i smutek uwięził jej serce
I usta uwięzione drżą płaczem
Dlaczego
Gniew zaciągnął chmur tabun i cień pokrył nasz ogród
Czy będzie jeszcze kiedyś mi dane skosztować miłości
owoców
Zanim moja dusza skona z głodu
I uschnie moje ciało
Spójrz na ptaki i drzewa jeśli ludzkie losy cię trapią
Spójrz na gwiazdy i nieba jeśli wciąż Ci dokucza
Samotność
...
Zwyczajnie spójrz w serce
Tam twoi rodzice są wiecznie i wciąż wierzą w Ciebie
Tam cicho i niezłomnie trwa ich miłość trwalsza niż kamienie
Najtwardsze
Nieskończenie jaśniejsza niż diament
Łaskocze syna
Dumny miłością rozświetlony ojciec
Patrz z jaką czułością jakże delikatnie
Za miesiąc odejdzie choć nic o tym nie wie
Wiedzieć nie chce nie może że się z nim rozstanie
Zauroczony nieznajomym światłem
Świętość wielka wielkie przyciąga zgorszenie
Tam gdzie wielki smutek wielką dobrocią obrodzi
Tam przyjmij ode mnie skromne zaproszenie
Mimo mojego kalectwa mimo słów powodzi
Mimo że Cię nie znam i nie poznam przecież
Przyjmij ukochana
To dobro
To dziecie czystej dobrej woli
Nową ewangelię
Pozwól wypełnić się światłu nie czekaj nie marudź
Biegnij na jego spotkanie
I niechaj nagie będą stopy Twe i dłonie
Tak być musi
Po prostu
Chociaż słowa brzmią pysznie to co najpiękniejsze najsłodsze
Pozornie wygląda zwyczajnie i szaro
Porzuć wszelkie złudzenia by prawdę odgadnąć
Tylko w niej żyć warto
Tylko nią jest piękne
Kvasar, 15 sierpnia 2011
Moja głowa nie twoja
A Twoja nie boli
Powiedz i skłam
Rozpal ogień w sobie
(I mnie daj iskrę jak zdołasz)
Siądź siądź wygodnie
Posłuchaj
I stań się Słuchaniem
Niech Oczekiwanie Twoje będzie Nieoczekiwaniem
Wyrzuć ręce oczy uszy dłonie serce
Rozum poplącz z szaleństwem
Jasność świtu zgrzytem
Noc satyrą marną na ciemności
Przecież
Będę teraz przemawiał
Będę mówił do ciebie
Oto go zawezwę
O okaż się Taki
Przybądź Jednooki
Całkiem inny
Nieoczekiwany
Rozpal moją kuźnię
Pustkę i ciszę lodowej komnaty
Mojego więzienia
Stop stalowe kraty
Jak rozum umiłował myśli
Jak dłonie miękkości
Jak oczy pragną światła
Uszy dźwięku
A serce uczuć prawdę
Tak w gwoździach Twoich tkwi oczekiwanie
W narzędziach kaźni pragnienie
W cichym smutnym starcu
Upadek
I cisza
To nieme pytanie
pali
pali
Pali
Czy sen ten się skończy
Czy skończył się właśnie
Kto mu wyśnił koniec
I czyje omamy
tak nas karzą wielce
Chociaż ukarani
Wciąż zrywamy więzy
Rzucamy się w przepaść
W przód w przód i do góry
Pod nieboskłonami
I wciąż chcemy więcej
I skrzydła swoje rzucamy na wiatr
Ponad światem całym
Wicher je podrze i słońce wypali
Nasze serce
Moje
Chce lepiej więcej i bardziej
Choćby ten raz jeden
Choćby był ostatnim
Tutaj skłonił głowę
zasnął
I odszedł w niepamięć
Kvasar, 15 sierpnia 2011
Zdanie
Nie wartkie
Drobne i zimne
Rozognione
Wciąż unoszę nad głowę
(Puchar mój pełen jest po brzegi)
O wieczny świecie
O cicha rozpaczy
która tak skrycie szemrzesz między ust
stopami
Chcę oczy pełne szarości dziś wypełnić tobą
I do domu donieść
Niełatwo to sprawić
Przepływają bez skargi
I giną
bez śladu
W tym lesie staję i pytam
Czy mogę zawrzeć się w tobie
Pytam się Ciebie dzisiaj bo wyrok wydany
Tylko odroczeniem jest dla mnie ta chwila
Kto nas uniewinni
Kto zawrze nas w sobie
Która wieża obroni
Kto słowom da ciało
a myślom znaczenie
My nieskończenie prości
I puści bez miary
Na wieczność dybiemy
I na nieskończoność wciąż się zamierzamy
na cóż
na cóż plany
Patrzymy jak umyka
Stacza się ze skały
I jak spływa w dół
W kipiel chaos niepoznany
Nic nie wiemy sami
I nie rozumiemy
Nie dane nam pojąć
Zdanie Światem całym
Janie
Cóżeś uczynił
Czy trony i panowania
Czy Hymny i gwiazdy
Aniołowie i starcy
To duszne omamy?
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.