Deadbat, 18 grudnia 2019
Wrzaskiem milczę do ciebie
Błagam ciebie bezgłośnie
proszę
nieprzerwanie krzyczę wgłąb siebie
Oto ja ja jestem
odrażający jestem sam dla siebie
Zmiażdżone skruszone są moje oczy usta wnętrzności i serce
Unikam twego wzroku
Unikam myślenia o tobie
uciekam przed tobą kryję w mroku
bez żadnej nadziei na schronienie
bez szansy nawet najmniejszej
płynie ciche skomlenie
płynie nieśmiała skarga
Nie rozmawiamy ze sobą
Nigdy nie rozmawiamy
Ty tylko patrzysz srogo
Ty tylko oceniasz z tą swoją
racjonalną chłodną wrogością
i wiem
Nie dość dobry
Takie mi imie nadałeś dawno temu
Krwawy aniele
Ty którego nazwać nigdy się nie ośmielę
Nienawidzę cię kochać
I nie mam wyboru
jesteś przecież mną
a ja jestem tobą
w jednym jesteśmy uwiezieni ciele
Gniew mój przy twoim jest niczym
płatek śniegu w środku lata naprzeciw lodowej zamieci
Twoja wrogość przerywa mój sen
Twoja nienawiść poucza o śmierci
Dzień po dniu i chwila po chwili
Boję się ciebie
podziwiając szczerze bezmiar twej potęgi
Twoje nienazwane słowo zapiera mi dech
zabiera moc nogom nie otworzę swych ust nie uniosę ręki
Przecież wiem nie ucieknę
nie jestem w stanie na dłuzej
Nie mogę porzucić cię w lesie tysiąca idoli
ani przybić do krzyża na rozstajach dróg
ani rozstrzelać na czerwonym murze
nawet nienawidzieć siebie nie mogę
nienawiść mimo twoich nieustannych jej lekcji
obca jest mojej naturze
Czemu zabijasz natychmiast wszystko w co uwierzę
każdą przelotną radość i każdą nadzieję
uśmiercasz pustym spojrzeniem
zimnym bez radości wszelkiej
czarnym jak noc ostatecznej śmierci
antyśmiechem
Bestio w gęstwinie
Ostateczny wrogu ukryty najlepiej
Znów spotkałem ciebie
Tak wiem że by istnieć chcesz mojej rozpaczy
I dlatego ze współczuciem odmówić pragnę ci tej karmy
Dziś znowu u stóp twych
muszę się na ziemi wić
pełen nienawiści frustracji i gniewu
w najwyższym możliwym poniżeniu
Jak długo jeszcze
pytając sam siebie
sam w sobie ja najgorszy niewolnik schorowany i słaby
sam sobie najwymyślniejszym katem
najskuteczniejszym bewzględnym oprawcą
ostatecznym kaleką
(i jedynym zbawcą)
Cóż jeszcze możesz zrobić mi ty
obcy
dlatego idąc na nasze spotkanie
jestem od lęku wolny
Deadbat, 16 grudnia 2019
Bohaterom Życia
Niech będzie Chwała
Bohaterom Ludzkości i Człowieczeństwa
Niech będzie Chwała
Bohaterom Wolności
Tym którzy w broń ostrą i lemiesze przekuli własne kajdany
lecz aby uwalniać i ziemię płodną czynić
nie aby zabijać i nie aby ranić
Niech będzie Chwała
Bohaterom Rodzicielstwa
Chwała zawsze i Błogosławieństwo
Wszystkim którzy odeszli
i materię swoją nam ofiarowali
Tym wszystkim niezliczonym istotom
i tym z nas co życia na Ziemi zaznali
którzy jak wierzymy powrócą do nas z oddali
Niech będzie Chwała
Dzisiaj wszyscy stajemy im wdzięczni
W tym dniu szczęśliwym modlić możemy się za nich
tu i teraz czynić swoje Dziady
My wszyscy którzy idziemy za Wami
Nie było nam dane tej zmienić zasady
Lecz życie potrzebuje śmierci
Kiedy umiera w nas dziecko dorosłe życie się rodzi
Jak z wolna umiera dorosły tak wolno zaczyna żyć starzec
Nic naprawdę się nie kończy w jedności
Wszystko co istnieje żąda nieustannej zmiany
Hańba tym niesprawiedliwym
którzy kradną życie innym
którzy do życia i innych a więc i do siebie
pełni są nieuświadamianej pogardy
którzy przyznają sami sobie prawo aby zabić
ponieważ od dzikich zwierząt ich nie odróżnisz
I gorzej czynią niż te najokrutniejsze tysiąc razy
...
Jednakże
Nie śmierć jest wrogiem lecz cierpienie ich i nasze
(Tak Pusta musi być najpierw filiżanka
aby można było w nią nalać herbaty)
Pustka śmierci jest więc życia domem leżem i wytchnieniem
Musi i pragnie zaistnieć co żyje
Zaistnieć ani trwać już nie może to co nie ma już drogi przemiany
A sens i wina ludzkim są wymysłem
tradycją i językiem naszego życia i naszej walki
W przestrzeni nieznanej bo niepoznawalnej
W przestrzeni której obce są przyczyny i skutki
W przestrzeni do której zaistnienia wystarczy odrobiny wiary
Nie ma zła ani dobra
Tak jak nie ma nagrody
Nie może być i kary
(Nie pytaj zatem kto jest Odpowiedzialnym
ponieważ ty sam jesteś za nią (i za Wielkie Litery))
Deadbat, 16 grudnia 2019
Po co mierzyć
dźwigać
rozwijać
Po co rozpychać
odrywać
zabijać
Po co pochłaniać
przemieniać
i trawić
Po co szukać
ulepszać
poznawać się bawić
Po co jest to pragnienie
Jeżeli już jutro wszystko stanie się cieniem
Dlaczego wiem że oddasz wszystko
zapłacisz każdą cenę
za najmarniejszą i złudną nadzieję
Kwiat ku słońcu unosi swoje ciało
jego liść każdy łaknie zwilżenia
Tygrys w ciemność patrzy z tęsknotą
wypatruje gdyż krew go wzywa do dzieła
Każdy organizm na Ziemi
Pochłania by wzrastać
Aby przetrwać rośnie
Zabij i przeżyj lub daj Żyć innemu kosztem siebie
I módl aby Śmierć nie sięgnęła wszystkich jednocześnie
Przetrwanie jest w ten sposób samym w sobie celem
Dziełem ostatecznym najwyższą nadzieją
nawet jeśli płonną wartą każdej ceny
Wszechbiom jest tej odwiecznej gry źródłem i przestrzenią
każdego nawet najlichszego dziecka matki Ziemi
Jeśli przestanie się bać kuli co je zabija kła noża co je rani
Rozleje się obficie świadomość bezsilności brak chęci do walki zmiany
Brak postępu
Radości życia
Nadziei płynącej z wiary
Droga to najprostsza do samozagłady
Deadbat, 15 grudnia 2019
Stwarzaj świat proszę
Stwarzaj świat raz jeszcze
(czy nie widzisz?)
Pragnieniem istnienia płonę
(nie czujesz?)
Chłód nocy przejmuje mnie dreszczem
Dzisiaj
Teraz
W Tej chwili Twoją obecnością świętej
Stwórz mnie także
Niechaj nowy z otchłani przybędę
Niech to co mgnieniem w wieczności
Raz wzrośnie w nieskończoność w jedności
chwila zaledwie wiecznym zaś stanie się płomieniem
tańcem wymownym milczeniem
Ognistą burzą pali twój oddech moje wnętrze
Ciemność przenika Jasność
i oto jestem
i raz jeszcze
nasycam pragnienie
Tajemnico Stworzycielu światów wielorakich nieskończenie
Pozwól niech smak nowej ziemi zaznają moje korzenie
Światło obcych gwiazd niechaj mnie ogrzeje
Stwarzaj świat dla mnie na nowo
dzień po dniu i chwila po chwili
Gdyż mój własny by się zrodzić i trwać wiecznie
wciąż nie ma siły
Pozwól trwać
Dopóki słodyczą napełnia moje usta i serce
nasze współ-istnienie
raz jeszcze
Stwórz dla mnie świat
(pozwól oddychać jego powietrzem)
Daj mi ocalenie
Deadbat, 12 grudnia 2019
Niejasne są drogi życia
A śmierć napełnia nas lękiem
I to pytanie na ścianie namiotu
Czy zrobiłeś już co należy
Nie ja piszę lecz słowa krzyczą milczeniem
(niczym przytłaczający swoją brzydotą fragment zawalonego muru)
To niesprawiedliwość woła o zemstę
Czy byt mój jest prawidłowy
Czy to co należy zrobiłem
nieustający refren
Czy but zbyt duży usiłuję włożyć
na zbyt drobną stopę
Na wątłe ciało człowiecze
nazbyt ciężką powgniataną zbroję
Nie ma tu dla mnie spokoju
nieświadomy jestem i chciwy zarazem
chociaż przecież nie pragnę
nienawiści widzę naokół płomienie
czasem także gdy patrzę wgłąb siebie
Lśnią światłem ciemnością i cieniem
ja wpatrzony w ciemność zastygam
z odciśniętym na twarzy jak rana bolesnym
zdumieniem
Napełniony lękiem
zgorzkniały przeszłości mlekiem
Powiedz mi Najwyższy w tej chwili
jak mam teraz bez strachu
patrzeć na ciebie
(Gdzie ten raj nam obiecany)
Liść upada bez lęku na ziemię
I życie każde zakończy się śmiercią
I kiedy patrzę na kwiatów kwitnienie
wiem że tuż za mną milionami więdną
Oto jedyne
Oto święte miejsce
jedyne nieświęte
Czy to piękno przetrwa
czy umrze wraz z ostatnim drgnieniem
serca ostatniego człowieka
wraz z czyjąś ostatnią nadzieją
Deadbat, 4 grudnia 2019
"Istoty ludzkie są w stanie stworzyć i przekazać przyszłym pokoleniom świat, który jest naprawdę ludzki, w którym wszystkie istoty kwitną w wolności i bez strachu, ale ignorancja, chciwość i nienawiść stoją na ścieżce takiego osiągnięcia, a sam świat jest zagrożony przez te elementy" Hikshu Tenzin Giayso r. 2537 EB
Nie śmiem powiedzieć
kontestuję
Nie śmiem twierdzić
że Bóg się pomylił
Nie znam Prawdziwych Nazw i Imion
ani Prawdziwych Słów brzmienia nie słyszłem
Nie znam drogi do Prawdy Świątyni
nie wiem czy i gdzie szukać jej nawet
To tylko ślady pamięci w mojej głowie marnej
Widzę jednak upadek
Nadzieja istnieje
lecz przepełnia mnie lęk
Zawsze jest szansa
aż do tej chwili ostatniej
lecz kto wie która z nich okaże się tą ostatnią
Tak łatwo walczyć jest o wolność i słuszną sprawę
dźwigać ją jednak już jest inaczej
Tak łatwo krzyczeć o sprawiedliwość
gorzej kiedy jest się katem
którego króla król wygnał
zabił i złożył w rowie
Idolom swym na ofiarę
Jest radość i smutek w każdej rzeczy
łza ze śmiechem łączy się przecież tak łatwo i naturalnie
Lecz ja sądzę krzyczeć należy
zanim moment triumfu
chwilą największej porażki się okaże
Oto nadchodzą zmiany
i cierpieć będą miliony
i ginąć marnie
...
nie każcie mi tworzyć pozytywnych zakończeń
optymizmem tchnących zapewnień
i rumianych radością
subtelnych estetycznych wzruszeń
wyszukanych metafor nie ma we mnie
w tej chwili
kiedy czuję całym rozedrganym sercem
że krzyczeć krzyczeć muszę
i że krzyczeć musimy razem
jesteśmy tylko kolejną formą trwania
kolejną cywilizacją kolejną ludzką gromadą
opamiętajcie się lub wyginiecie
a Ziemia ledwo zauważy wasze zniknięcie
tylko hałdy plastiku
tylko szklane "kamienie"
Deadbat, 4 grudnia 2019
"WOJNA TO POKÓJ
WOLNOŚĆ TO NIEWOLA
IGNORANCJA TO SIŁA"
Orwell "Rok 1984"
Na twoje warunki
które tak śmiało stawiasz bez żadnej głębszej refleksji
nie zgadzam się
Na bycie narzędziem
bez znamion człowieka
nie zgadzam się
Na nazywanie prawa lewem i na odwrót
dla twojego zysku i bez prawa racji
nie zgadzam się
Na twoją agresję i moralną ślepotę
na nieuczciwość tylko w jedną stronę
nie zgadzam się
Nie zgadzam się że masz do mnie prawo
że mnie kupiłeś
w całości i na zawsze
Ze sznurowaniem mi ust
z krępowaniem rąk i zasłanianiem oczu
Nie zgadzam się
Nie zgadzam się
Nie zgadzam się
Kiedy widzę jak naciągasz wszelkie prawa
kiedy je naginasz i kiedy obchodzisz
nie zgadzam się
Kiedy widzę jak poniżasz innych
jak nigdy nie bierzesz ich strony
nie zgadzam się
Kiedy skłócasz nas ze sobą
aby lżej ci było panować i niepodzielnie rządzić
nie zgadzam się
Kiedy widzę jak wykorzystujesz słabość
aby sam stać się silniejszy
nie zgadzam się
Kiedy ciągle kluczysz
i unikasz ważnych odpowiedzi
nie zgadzam się
Kiedy kłamiesz wprost w oczy
aby i tak wszystko potem zmienić
nie zgadzam się
Nie zgadzam się
Nie zgadzam się
...
Nie zgadzam się
Na świat w którym mam milczeć
Kiedy narasta we mnie krzyk albo śmiech
jako jedyna właściwa reakcja
Na miliony posłusznych bezrefleksyjnych mrówek
produkujących w pocie czoła dla siebie swoich dzieci i świata truciznę
Nie zgadzam się
Nawet jeśli usiłujesz tego nie usłyszeć
Nie zgadzam się
Deadbat, 27 listopada 2019
Kiedyś byłem dumny
z polskiej gościnności
dopóki nie spotkałem gościnności koreańskiej
Kiedyś byłem dumny
z bycia człowiekiem
Dopóki nie zobaczyłem co dziś robią ludzie ludziom
i dlaczego
(Kiedyś byłem rycerzem w lśniącej zbroi
Pełnym szczytnych idei
wtedy nie marzyłem sobie nawet rodzących
w brudzie i smrodzie kobiet na skraju drogi
i płakałem kiedy ujrzałem płaczącą kobietę
czy głodne dziecko
Kiedyś czułem się pełniejszy
wypełniony i potężny poczuciem słuszności
cieszyłem się dobrym samopoczuciem jakie mi zapewniały
Dzisiaj wiem że wolnym można być tylko w tej jednej chwili
W której zaprę się siebie
Lecz po co mi taka wolność
Dlatego jak i ty jestem niewolnikiem)
Być człowiekiem to mieć odwagę wciąż wierzyć we własne człowieczeństwo
naprzekór skórzanym niemieckim abażurom i wojskowemu mydłu
naprzekór ciągłym totalitarnym na ludzkiej duszy eksperymentom
w przeszłych i obecnych obozach masowej zagłady
naprzekór ludzkim nieludzkim testom
ponad rozdarte niebiosa wykrzyczanemu
nowej ludzkiej jakości zezwierzęceniu
które ze zwierzętami dawno już nie ma nic wspólnego
osiągnowszy niebo samego piekła
poza ostatecznym celom
(Oto jak daleko zaszliśmy oto co czyni nas innymi)
naprzekór zjedzonym całym pokoleniom
...
ponad Piekłem na ziemi które uwolnisz
gdy zwolnisz z najmrocznierjszych otchłani Tartaru Głód Śmierć Wojnę czy Zarazę
ponad złem ludzkim o którym już milknę
które samą o nim wiedzą
wydaje się czynić tobie krzywdę kolejną
czyniąc przy tym samym Piekłu przepyszną ofiarę
Wierzę
Musi gdzieś poza tym obłędem i żądz rozpasaniem
kiedyś wznieść się ku niebu jakieś rozświetlone czoło jakiś zdrowy rozsądek
nawet jeśli zostanie za to rozstrzelany
jakiś kolejny bezimienny naiwny "szubrawiec"
Deadbat, 25 listopada 2019
Nie wiem kim jesteś
Może moim sumieniem
Morze jedynie wybujałym drzewem
pochylonym z zatroskaniem
Nad świadomości strumieniem
Nie wiem kim jesteś
Nie słyszę słów kiedy mówisz coś we mnie
do siebie
Teraz myśli i rzeczy przepłynąwszy rzekę
czuje jedynie przyjemne zmęczenie
Lecz czy trud ten naprawdę był słuszny
czy też wszystko to jedynie puste wspomnienie
skarb mój ostatni i pierwszy zarazem
piętnujący pamięć wspomnień gorącym żelazem
jako swoją własność
Podziwiam kaskady twoich wodospadów
podziwiam wodne słupy fontann i kipieli piękno
Zadziwiony trwam codziennie
Jak wiecznie zmienna jest moja niezmienność
Nie wiem kim jesteś
Lecz wiem że gdy cię zgadnę
nie sobą już będziesz lecz moim wyrazem
utkanym z kolorowych skrawków puzli
które nigdy do siebie nie pasują
nie tak naprawdę
Deadbat, 18 listopada 2019
Oto życie człowieka
Otwórz swój umysł i uświadom sobie
Otwórz scieżki zmysłów i spostrzeż prawdę tych słów
aby je odrzucić następnie
Niczym dziecko co porzuca zabawkę precz od siebie
kiedy jasnym już stanie się dlań jej przesłanie
i pustka rozrywki jaką z sobą niesie
Czyż nie to właśnie nazywamy w pierwszej mierze dorastaniem?
Nie ma innego sensu poza sensem objawionym twojemu umysłowi w tej świętej chwili
ponieważ inna chwila nie istnieje
Nie ma innej wartości poza tą która jest w tobie obecnie
Którą nieraz z całym twym trudem i cierpieniem niesiesz
Nie ma innej wartości poza tą jaką w tej chwili stanowię dla siebie
I wszystko co się we mnie dzieje dzieje się przeze mnie
Ponieważ beze mnie nic się we mnie nie dzieje
Zrozum że beze mnie nic nigdy nie stało się we mnie
Woda łez czy śmiechu bowiem wypełnia taki kształt w jaki ją wlejesz
Nie ma innej prawdy poza tą która teraz skryta jest we mnie
To taka forma tego dzbana sprawia że zła zawartość naczynia mu szkodzi
To taka forma tego dzbana sprawia, że dobra zawartość naczynia błogosławieństwo mu niesie
Tak bowiem działa forma tym jest na tym opiera ona swoje istnienie
(I sama jak wszystko inne jest ona pustką
Chociaż rodzi przyczyny i skutki bezwzględnie)
Nie ma jednego sensu bo ten zmienia się niezmiennie
Dlatego zmiana jest jedynym co pewne
Im pośpieszniej będziesz go szukał tym szybciej skuteczniej ucieknie
Nie ma jednej wartości lecz są one jak fale na wzburzonym morzu
Dlatego jest ona sztormem chwili obecnej
i oślepiony nadmiarem próbuję wymacać obecny kształt siebie
lecz jak ja sam tak i sens tego co czuję jest zmienny
zmienne też niesie lecz pewne dla mnie konsekwencje
Nieuciszony wciąż umysł sprawia że ciągle w środku sztormu tkwię jeszcze
Oto prawda teraz
Minęła cię i uciekła
Była/jest niebytem kiedy przeminęła
Niebyła nie jest
nie była
nie będzie
Jeśli nawet wydaje się tobie że na nowo ją w sobie rozpoznałeś
Ona jest już inna a ty jesteś w błędzie
i żyjesz wspomnieniem
To tylko ślady na śniegu który wciąż topnieje
Lecz spójrz oto nowe błyszczące śniegu płatki przynosi powietrze
To tylko ślady sensu które słowa zostawiają w twoim umyśle
Jedne są wyrazistrze i bliższe prawdy dla ciebie
Inne błądzą niczym gromady obłąkanych ślepców szukających schronienia
w krainach stwarzanych przez ciebie
Lecz takie schronienie trwale nie istnieje
zanim już ich nie było
zanim już ich nie będzie
zaginione
W słowach ograniczonych semantyką gramatyką i sensem
tkwi pewna konsekwencja pewne zagrożenie
Dlaczego wydaje ci się że bez nich nie pomyślisz siebie?
Dlatego raz chociaż
skoro już tutaj jesteś
zanim odejdziesz
właśnie teraz
zobacz prawdę
...
I wybacz fałszywo brzmiące tych słów spisanych przeze mnie zadęcie
Lecz w ten prosty sposób uczynić je pragnąłęm użytecznym narzędziem
Abyś wykuł swe skrzydła i uwolnił siebie
Abyś porzucił tą cierpienia pełną ziemię ostatecznie
Deadbat, 27 października 2019
"While we live according to race, colour or creed
While we rule by blind madness and pure greed
Our lives dictated by tradition, superstition, false religion
Through the eons, and on and on" Roger Taylor
Popatrz i zobacz
Wysłuchaj i usłysz
Pomyśl i zrozum
Dotknij każdym zmysłem
i uświadom sobie
Gdzie szaleństwo sensu zagarnia przestrzenie
Wznieśliśmy świątynie na kształt własnych pragnień
Grzesznym światłem je oświetlamy śmierci pełnym czarnym
sami okrywszy się cienia fałszywym bezpieczeństwem
W imię bezdusznych bogów wznosimy swoje ręce
aby pełnić ich wolę choćby za cenę śmierci
aby choćby na chwilę zapomnieć jak bardzo bezsilni jesteśmy
Wypełniamy przepaście bezdenne kolejnym złudzeniem
Kto nas przebudzi nim zagłada na nas spadnie?!
Oto koniec świata lub Apokalipsa
Popatrz i chociaż straszna jest ta wizja
nie odwracaj swoich oczu od tego widoku
Oto wyruszyliśmy kiedyś w długą podróż
lecz sztucznym światłem jesteśmy jak ćmy wodzeni
naszym celem śmierć jest a nie jest nim szczęście w które chcemy wierzyć
Oto idziemy i tupot stóp naszych brzmi już w miliardy
Oto sami sobie przyznajemy prawa by następnie połamać je sami
Ty masz rację swoją ja swoją dostrzegam zmienną prawdę
Ty wiesz co dla mnie dobre
im bardziej ja sam siebie nie znam tym bardziej
Lecz prawda jest jedna wszyscy umieramy
Lecz droga jest jedna i jej rozumienie to jedyne
jedyne o co ze mną tak naprawdę walczysz
Patrzę na ulice oświetleni rzęsiście
idą ludzie pogrążeni w nocy
toczy ich żal i zawiść okrada bezczelnie
zasłaniają ich z lęku i strachu niewidzialne ściany
Lecz udają że świecą światłem własnym
Lecz wznoszą ku kruchym rzeczom kruche dłonie
Lecz wbrew własnej nocy pragną swoje szczęście marzyć
Choćby mieli tylko udawać wobec siebie i przed Innymi
Wypowiadają słowa i czynią gesty zgodne z rytuałem
zanim nad ich głowami ziemia w końcu się zamknie
Grają swoją rolę
w świętej komunii szaleńca
tak w jedność z własnym zlanego szaleństwem
że wszystko poza jego wspólnotą
staje się cierpieniem
a każdy niewierny ostatecznym wrogiem
Liturgia ich ucieczką
Liturgia ich szczęściem
Usłysz jak jęczą czasami pod panów swoich butami
Zobacz jak niewielu jest przebudzonych
Kiedy widzę siebie takim
Jaki obraz pokazać mam moim oczom
Jak przemówić do siebie
Jaką myśl mam przekazać by narodziło się zrozumienie
Jaka prawda i jakie cierpienie obudzić może z tak głębokiego letargu
Ponieważ Sen nasz jest rozległy
lecz brakuje mu głębi
Łatwiej jest zabić pana
niż niewolnikowi zbudzić się wolnym człowiekiem
I kiedy mówię sam jesteś dla siebie nieszczęściem
wiem że drażnię ciebie nieodmiennie
I kiedy wskażę kraty zakrzykniesz
- czego chcesz ode mnie?!
Dla głuchego dźwięk jest przecież niczym poza pustym śmiechem
Jak więc ja kłamca dotknę prawdy a jeśli przypadkiem
Jak bardzo się uśmieję
zanim pójdę dalej
Deadbat, 18 października 2019
Czasem pragnę być po prostu
Chciałbym zniknąć choć wiem - nie istnieję
gryźć ziemię i wysysać soki
pojawiać się nagle i wszędzie
lub bywać gdzieś powoli wlewając w to siebie
I jeszcze
Chciałbym wierzyć że jestem
że jeszcze kiedyś przecież będę
że mną jest to co mnie stanowi
wierzyć w solidną wieczną pestkę
Chciałbym pragnąć namiętnie
niczego w zamian nie pragnąc
Poczochrawszy beztrosko
splątaną codzienność
odejść za zachodzącym słońcem
w ciszę symfonii wiecznej
Czy woda świadomie nadaje kształt fali
Oto spiętrzona z hukiem uderza o kamień
prześwietlona zachodzącym słońcem
trwa niezmienna w zmienności nieustannej
w zgodzie ze swoją naturą
w sile która nią włada i dzierży
w ich jednoczącej nieświadomości
płynie dalej
Tworzą wspólnie tym bardziej wyjątkowe dzieło
Im bliższe niepamięci
bardziej niezaistniałe
Cała prawda i piękno
Cełe światło i ciepło
Całe zimno i ciemność
Wszystkie dnie i noce
nie istnieją
dla kogoś
a jedynie wobec
Deadbat, 9 października 2019
Jedno jest wszystkim
I wszystko jest jednym
Lecz to nie wszystko jedno którym
Każde odbicie barwa kształt czy poza
Wszystkie jednego tworu są tylko wariacją
szaleństwem życia dostępnego zgodnie
z regułami nieznanej fizyki niezgody na niebyt
lub niebytu zagubionego jak kto woli
Tak też
metafizyki mnożyć można w nieskończoność
i na obrzeżach umysłu szukać skrytej duszy
lecz przecież i w najpiękniejszym nocniku
zawartość zgodna z przyrodą być musi
(sic!)
W końcu
Nie wiedzieć i nie czuć śmierci to przymioty
Żywy więc o czuciu i o wiedzy marzy
Lecz własnym umysłem i ciałem zwodzony
wciąż tylko setkami bodźców neurony swe karmi
bawiąc znaczeniami
(tu głowę pochylił skrywając uśmieszek cokolwiek złośliwy...)
Wszystko co znamy posiada granicę
ta siłą rzeczy ogranicza możliwą do poznania wiedzę
I jeśli półprawdę całym kłamstwem zwiemy
To każdy kto myśli lub mówi musi być kłamcą zapewne
mówiąc o części większej jedności przecież
Nazywając Bezimienne
w sposób uporczywy
szukając zasady
w każdej Anomalii
To nasz grzech pierworodny
znaczący chwilę narodzin pierwszej świadomej myśli
To niezrozumiałą zrozumiałością świata
choćby jego dostępnej naszym zmysłom cząstki
nasz największy zachwyt
oraz największe wykroczenie
przeciwko ludzkiej zwierzęcości
...
Każdy więc żyjący
kto wierzy że żyje
Wierzy że to co sam tak nazwał
jest właśnie tym samym
biedny obłudnik i ślepiec
przez innych po pustkowiu prowadzony ślepców
...
Swoje mają reguły i prawa własne
Bogiem je często podpierają
Jednym bądź setkami
Przeczuwając jak bardzo są same
wątłe i słabe
O dzieci
W kompulsywnej potrzebie
dania dla ludzkości dla "cywilizacji"
jakiejś formy życiu
i w miarę spójnego
oglądu dla świata
mówią sobie
Samemu sobie będąc Bogiem
ciebie zjemy
a oszczędźmy innych
i w garniturach drogich limuzynach
gdzie ulice miast licznych lampy świateł znaczą
wciąż "słaby to jadło
silnemu na sadło"
Tylko krwi tak nie widać
Subtelne przecież i wyszukane
narzędzia konsumpcji się stały
Jak bowiem w przyrodzie
i w życiu być musi
tak jak jedzenie
wobec grozy głodu
poprzedza świadomą refleksję
bezwględnie
Tak my zwiedzeni tym fałszywym blaskiem
ludzkiej "cywilizacji"
jedynym dostępnym
jesteśmy tym darem
zniewoleni i skazani
oddejemy ręce, życie i serce
Chorobliwy terror
przeczuwając przecież
przed jakim nas broni
Oto zło naprawdę konieczne
Lecz są i zawsze będą wśród nas też ludzie "Niezgodni"
Ludzie których system ten z własnej swej natury karze
Ludzie którzy w życia formie nam "proponowanej"
przeżyć nie są w stanie
Tych izolujemy jeśli to konieczne
Nie wiesząc w systemu giętkość lub ich adaptacje
aby naszego porządku nam nie zaburzali
przez czyny aspołeczne idee oszalałe
Oto psychicznie i społecznie "chorzy"
Choćby tylko twierdzili coś innego niż "rządcy"
Dla nich są więzienia i obozy pracy
Samym swoim istnieniem udowadniają mi dobitnie
Zawsze każdego systemu muszą być ofiary
Ludzi tych nazwiemy przestępcami
I właśnie nie najgorsi są ci co z porządku chcą czerpać
na własnych zasadach i dla korzyści własnej
Ponieważ chciwość system wchłonął i adaptował dawno
Najgorsi są ci przecież
co porządek ten pragną dziś jeszcze obalić
Ich istnienie napełnia moje serce
chłodną grozą
przecież każda akcja choćby trwałą najdłużej
oczekuje reakcji.
Deadbat, 9 października 2019
Oto utopia naszej marnej twierdzy
Oto w szczęśliwości bytowanie wieczne
Naprzeciw stanowi własnej świadomości
trwamy jeszcze przecież w tym świecie
Ubawione anioły czy szatani smutni
Oszukani setnie
i bezwartościowi
Choć na swój sposób cwani
i nie bez wartości
Każdy jak małe arcydzieło
artysty pomylonego
zabawka czasów rzeczy innych ludzi
kiedy niepotrzebna porzucana w błocie
Kiedy użyteczna wieszana bez zwłoki
na pierwszym świeczniku tuż przy głównej drodze
To jasne że nie poszukując szukamy przecież najusilniej
bez tchu na tej pozbawianej powietrza planecie
Nie bez nadziei
choć już bez wiary w nadzieję
patrzymy jak gdzieś krąży ponad teraźniejszym truchłem
nienazwana myśl przesycona lękiem
jakby przeczucie nieznośne niejasne własnej skończoności
że musi być coś więcej
i to może dlatego
szukamy jeszcze
przecież
czegoś szukamy jeszcze
Deadbat, 28 września 2019
Kiedy widzę kamień w ręce twojej
Kiedy czuję smak krwi w ustach swoich
Wiem tylko że nie mam nic poza tą wiarą
Której twoja pięść wściekle zaciśnięta
pragnie mnie pozbawić
To jakby malowidłem zaprzeczać symfonii
Nie mam żadnych praw ani żadnej wiedzy
(Być może nigdy nie istniały i istnieć nie będą)
Nie głupszy jestem być może lecz i nie mądrzejszy
Pragnę tylko nadać temu zdaniu sensu
Zanim czarną kropką skończy się nad ranem
czasem czyjejś śmierci
(Ten kolejny nieprawdziwy koniec)
Pragnę tylko palec skierować do góry
Jeden z tych których właśnie nienawidzisz
(Te które jak wierzysz przeciwko tobie zawsze skierowane
żeby upokorzyć i skompromitować)
szkodzą tobie wnosząc relatywizm
Tam gdzie ty już musisz widzieć tylko własną prawdę
(Zbyt daleko to zaszło)
Tam gdzie tobie czyny są potrzebne
w twojej doktrynie proste czyste jasne
Szarość wartości i znaczeń natury i pragnień
zabija to co pozwala ci w pełni
uwierzyć że jesteś jedynym prawdziwym
Życia i Prawdziwego Słowa szafarzem
Tak więc nienawidzisz
Lecz zanim siłą swoją znów podejmiesz próbę
mojej wiary jaką by nie ona była rozkładu i degrengolady
zastanów się chwilę może po mnie przyjdzie
silniejszy od ciebie i z twoją cię zgładzi
(Może to jedyny ludzki dobór naturalny)
Deadbat, 27 września 2019
Zanurzyłeś kiedyś swoje dłonie
W szarej codzienności pełnej smutków i ran letniej brei
(Tym boleśniejszych czasem im mniej realnych zarazem)
Czy kiedykolwiek szukałeś w niej czystych
diamentowych barw szczęścia z niemal histerycznym zapałem
tych grudek chwil które mówią że warty każdy twój wysiłek
chociaż wiesz już na pewno
że samo sięganie szalonego ślepca
sprawia w pierwszym rzędzie
jego absolutną jałowość
I gasząc pragnienie tylko wzniecasz ogień
Oto mięso i krew
Oto rzeźnia w tobie
Oto na ołtarz wyuczonym tańcem
zmierzasz prowadzony rytualnym krokiem
Wszyscy zostaliśmy namaszczeni tym życiem
W czego imię oddasz dzisiaj swoje namaszczenie
Twoje pierworództwo w czyje przejdzie dłonie
Nie masz prawa żądać nic w zamian
nic przecież nie wniosłeś
Odrzuć miłe kłamstwa
wiesz że wszystko już było
i będzie nadal po "Tobie"
Błagam opuść mury twego więzienia spokojnie
w tej rzeźni gdzie światło nieprawdziwym światłem
miejsce które tak naprawdę nigdy nie jest miejscem
I kiedy ujrzysz nieświętego kapłana z rytualnym nożem
na chwałę i dla dobra masowej konsumpcji
nie walcz i nie rozpaczaj
pochyl pokornie głowę
Deadbat, 9 września 2019
Nie wiedziałem
Nie chciałem wiedzieć
że jesteś tak blisko
mojej pamięci i jaźni
Dziś
Każdy wzrok każde światło każdy ślad kartka i kamień
Wszystko cokolwiek gdziekolwiek i kiedykolwiek czułem czy widziałem
Jest tutaj z nami
To tak piękne i tak straszne
jednocześnie
Mogę przeklinać błagać płakać i pamiętać
Mogę żałować tęsknić i przepraszać
Te wszystkie niezawinione winy są tak blisko
wszystkie niewypowiedziane kłamstwa spijane namiętnie
z ust nocy niepocałowanych
Oto moje demony pokłońcie się wszyscy i przywitajcie
Jak blisko jest myśl od środka ziemi
Jak nieubłaganie narasta i pulsuje pragnienie
I to zdumienie
(Ta chwila
Ta czerń miasta przetykana rozbłyskami kolorowych świateł
wiruje i pędzi w absolutnej ciszy przed siebie idealnie obojętnie)
Po prostu
Jesteśmy bo nie umiemy tu nie być
Zbyt często z wzrokiem wbitym w ślady na podłodze
Te nieważne ślady codzienności są przecież najcenniejsze
Czyż nie?
Posłuchaj i zrozum
I kocham cię i nie pamiętam już twojej twarzy
I wstyd czuję że przecież nadal tu ze mną jesteś
chociaż zbyt długie wieki ja już jestem bez ciebie
Przepraszam
Za to że nie potrafiłem cię z serca wyrwać z korzeniami
Że krwią ciałem i duszą nie potrafiłem przestać ciebie marzyć
Przepraszam
Moją całą planetą jest to dawno wyschnięte poczerniałe serce
Moim pożywieniem niewiele więcej niż to gęste powietrze
Przepraszam
Że jestem tu z tobą bo nie potrafię wyrwać ciebie z siebie
Wybacz i nie pamiętaj
Lecz doceniam to właśnie że wciąż tutaj jestem
przez ten tak prosty fakt że nigdy się nie nauczyłem
każdą ciała komórką przestać ciebie marzyć
przestać o Tobie milczeć
przestać kochać ciebie
Deadbat, 9 września 2019
I jeszcze boję się zasnąć
zbyt łatwo mój lęk wsiąka w pościel
Boję się zasnąć
gdyż wiem że ten sens mnie opuści
jeszcze zanim się jemu przyjrzę i nazwę
Boję się zasnąć
ponieważ prawda jest zbyt krucha
stłucze się i rozpadnie nim na dobre zasnę
Boję się zasnąć
Bo pytanie i odpowiedź nie będą już nic znaczyły
gdy wstanę
nie dla mnie
To jest jak wieczysta katedra Światła
któremu cień i mrok dają formę i barwę
To jest jak promień czarnego światła
co równoważy i tłumaczy każdy kształt każdą barwę
(...to jakby sam punkt widzenia nadawał sam sens a nie jedynie wykładnię)
Teraz tutaj wydaje mi się rozumiem coś zanim w pył się wszystko rozpadnie
Zanim sens pierwszy we mnie zamrze bezpowrotnie zgaśnie
Zanim znów sam zostanę
Deadbat, 7 września 2019
W mojej naturze jest milczeć
Lubię czekać na tę niepozorną chwilę
która przemija bezpowrotnie i bezimiennie
niczym kolejna fala na morzu
Aby zrodzić się ponownie odmiennie
Oto nadchodzi
I patrz to kolejna
Taka różna a taka tożsama
Tożsamość wypływa z niewiedzy
jest wynikiem poznawczego błędu
Kiedy patrzysz zmieniasz się patrzeniem
Kiedy słuchasz naprawdę
słuchaniem się stajesz
Kiedyś nadejdzie ta chwila
owszem już nadchodzi ten czas
Oto czas aby zagubić
Okpić kolejny raz prawdę
Tuż zanim opadną ostatnie złudzenia
I rozedrze się zasłona Świątyni
Lecz nie jest tak jak jest przecież
Tak jak i ja nie jestem kim piszę
Kiedy milcząc patrzę na liście
kiedy raz po raz szum morza chcę słyszeć
Ciche wołanie
I wszystko staje się mgnieniem
Deadbat, 14 lipca 2019
Witaj nieznajomy
Ty który nie znasz umysłu własnego osnowy
Witaj wrogu śmiertelny
Najbliższy przyjacielu
Rwiesz czas na fragmenty
i splatasz na krośnie jaźni
nowe wciąż wzory i nowe tkasz barwy
Starym wątkiem i nicią zetlałą przeplatasz
w pośpiesznie pisany
wątpliwej jakości gobelin
jeden mikrosupeł na wielkim obrazie
który sensu mieć nie może
jeżeli nie istnieje go Oglądający
Witaj złudzenie
które chwila po chwili opowiadasz nam siebie
wciąż niedowierzając że jesteś
istniejesz bo zrozumiałeś
jak i kiedy nie wiesz
że jesteś jedynie efektem stawania się
nie zaś stałym sobą samym
Dziś-teraz w tym miejscu-tutaj
patrzysz nie sobą
lecz jesteś Patrzeniem
My tobą nieświadomym będąc
żalimy się tobie
Tak drogo kosztuje nas twoja niewiara
tyle życia wysiłku energii
bytów niepowstałych i nieupadłych bo nienarodzonych
aby odkryć na nowo
na jaki sposób trwać pragniesz w tej konkretnej chwili
W jakże nieświadomy sposób
chcesz widzieć słyszeć i rozumieć
W jaki istnieć wobec siebie
w jaki wobec świata
i w czasie
Który punkt jest twoim i zwiedzie twe serce
Czy nienawiść czy miłość
co droższe ci było jest i będzie dla ciebie
co cięższe do zarzucenia na wątpiące barki
trudniejsze do udźwignięcia
kiedy/jeśli/zanim się z tego otrząśniesz
co mocniej cię zrani
Życie każde jest zmianą
zagadką pierwotnie wpisaną w gobelinu ramę
i samo siebie o sobie potrzebuje marzyć
To co niezmienne nie żyje
więc wybrać brak zmiany
to wybrać nieszczęście tym większe tym cięższe
jeżeli więzienie świadomym
i boli
Deadbat, 11 lipca 2019
Oto jesteś
Przyszłaś
Przyszedłeś
Wiesz już że mamy jedyną prawdę o Tobie
Jedyną na jaką stać Ciebie
I byłeś/byłaś i jesteś numerem
Musisz od dziś zastąpić dwa albo trzy inne
Tak bardzo wierzymy że tak dobry/dobra jesteś
Tak tak by było najlepiej
Inaczej znajdziemy kogoś
kto nie będzie nam rzucał kłód pod nogi
kogoś innego lepszego
kogoś kto zechce
Tak wiem że bół lęk cierpienie
Że mdleją ci oczy i ręce
I myśli w kłebach się plączą
stygnąc gęstnieją niebezpiecznie
Nas nie stać na błędy i straty
Przede wszystkim jednak nie stać Ciebie
Dziś masz robić dłużej
Masz od teraz robić więcej i lepiej
Tak dostaniesz czas wolny
Dla swojej rodziny dla siebie
Kiedy to będzie możliwe
W idealnym terminie
(Jeśli tylko pracować będziesz w odpowiednim tempie)
Lecz nie dziś nie jutro i nie w tym tygodniu
Kiedyś napewno porozmawiamy
jestem Twym darczyńcą i przyjacielem
Przecież
troszczę sie o Ciebie
Jeżeli karzę to skutecznie
Karzę Ciebie tak naprawdę dla Ciebie
Żebyś było bezpieczne
wydajniejsze
takie jakim Cię postrzegamy
skuteczne
Za cały nasz zysk
jesteśmy Ci wdzięczni dogłębnie
Numerze
Wiesz że inaczej być nie może
dlatego wiesz że tak jest najlepiej
Ja tylko
Wykonuję działania na zbiorach
Tych niewygodnych liczbach z twarzami
Zbyt indywidualnych trzeba popodcinać
zanim zmienią się w idealne bonsai
(lub odpadną uschną i zapadną w sobie)
Przyjdzie kiedyś przecież piękny czas dla nich
Przyjdzie szczęśliwość i świętowanie wieczne
Kiedy biologiczno-mechaniczne zużycie
umieści ich już poza systemem
Deadbat, 9 lipca 2019
Piszę niepisaniem
niewierszem piszę
rozedrgane wiersze
Po drugie po pierwsze
Nie barwą ubarwiam
I streszczam bez treści
I jeszcze
Milczenie jest najwymowniejsze
Dlatego przemilczane
tutaj najważniejsze
To co jest
Gzyms kamieniem woła
a niebo powietrzem
W cichość życia
w jego nieustanny hałas
w jakimś bezzasadnym sensie
jestem bo piszę
niepisane wiersze
Deadbat, 30 czerwca 2019
Oddam każdą prawdę
za marne kłamstwo które da mi przetwanie
Oddam każdą wartość
za choćby znośne schronienie przed nieludzkim światem
Wiem że istnieją
Zbrodnie i gwałty i nienawiść
pożerająca żywcem i kata i ofiarę
Po prostu w swym trwaniu
wybieram niepamięć
Przypuszczalnie tylko
Niewierzę w zło
Ani w jego przeciwieństwo
w historię świata
chciwością pisaną i żądzą wszelką
chrzczoną tysiącem ust podwładnych
na zgliszczach tysiąca ołtarzy
przyozdabianą ich ofiarą na historię świętą
Jak ktoś bez nadziei nie wierzy w jutro
patrząc jak dzień nowy nastaje
I niebo śmiercią krwawi tak beztrosko
rękami żołnierzy człowieczy nieboskłon
Tak ja patrzę z nadzieją
świata mroków za prawdę naprawdę nie biorąc
Nie wierząc że ludzie złęj woli istnieją
I dla swej rozkoszy karzą cierpieć bardziej
dookoła wszystkim czującym istotom
Deadbat, 28 czerwca 2019
Czas kto odgadnie
Czy człowiekiem się będzie
Czy zwierzęciem
Niepewność i lęk
Uwalnia z nas bestie
Dosyt i Bezpieczeństwo
pozwala stawać się człowiekiem
(Tak wiem lecz wyjątek
dlatego jest tak zwany
i czyż jako taki nie bliższy szaleństwu
Być może szaleństwo to najwyższa forma
bycia człowiekiem
Czy bycie człowiekiem oznacza więc bycie szaleńcem
I widzący zazdrości ślepemu
tej wiary w Schronienie co daje nadzieję
Szaleństwo człowieczeństwa jest niezgodne z naturą
dlatego pierwotną odnajduję w sobie naturę zwierzęcia
niezależnie od moralnych zagrożeń jakie w sobie kryją
tego faktu konsekwencje)
Jeśli boisz się w tej chwili
Ja także powody mam aby bać się
Ciebie
Jeżeli jesteś daleko nie zagrażasz mi w niczym
Jesteś naturalnym przyjacielem i sprzymierzeńcem
Lecz to moje terytorium
Zbliż sie a z całych sił
Uderzę
Cy może ulegnę
Nie poniż wtedy mojego biednego ciała
nie zniszcz kruchej duszy którą w sobie tak ostrożnie noszę
Skrywającego w zaciśniętych pięściach resztki dumy jeśli mam je jeszcze
Nie zabijaj
Nie szlachtuj
Nie zjadaj
pozwól odejść spokojnie
(Tak wiem znam zasady wiem proszę o zbyt wiele i proszę daremnie)
I podziwiam codzienie tych którzy
codziennie patrzą z lękiem
Na ostre szpikulce zębisk Groźby nieśmiertelnej
zwanej Nienasycenie
dowodzi nią niewiedza
Nieznajomość jutra skryte na jej grzbiecie
uzbrojona sowicie w zwierzęcego instyktu brzemie
i pragnienie życia
i życia w obfitości nieznośne pragnienie
Depczą razem chwili obecnej kwiaty najcenniejsze
Pośpieszają i gonią wciąż bojąc się i patrząc za i przed siebie
Biedne biedne bestie
I ja także uciekam najczęściej
Oto moja pierwsza rata za bycie człowiekiem
Deadbat, 24 czerwca 2019
I wzniosła ramiona i dłonie
ku niebu kolana i stopy naprzemiennie
i z niebem próbuje zjednoczyć
(jakby nie wiedząc o swojej niemocy)
to wszystko co z ziemi pochodzi
...
Oto idzie korowodem życia
celebrując ruch każdy wdech i westchnienie
(Cała gawiedź raduje się świętem)
I wbrew surowym prawom niezłomnym zasadom
radość napełnia drzewa powietrze kamienie
O jakże pięknie to bywa
I jakże piękne bywają te chwile
szczęśliwie i szczerze
szczęśliwe i szczere
kiedy ta treść ich porywa
ten zew jednoczy co bywa obce obojętne
i nieraz wrogie wzajemnie
jednym jakże dzikim zamazanym gestem
Boskim i zwierzęcym łącznie i niezależnie
zlewa w niezbędne sobie
nierozłącznie konieczne
Opowiada szaleńczo każdym drobnym gestem
stanowczo obłędne
jedynie sensowne
współbieżnie niezbędne
z potrzeby najczystrzej płynące
szczęście
Wizja ta zalewa dusze słodyczą i prawdy nienazwaną pieśnią
Zamyka usta każde i każde otwiera serce
Rozświetla czystym światem mroki nieprzejrzane
niepodejrzewane wcześniej nawet o najmniejsze cienie
Z ciemności w światło i w światło największe
z bezruchu śmierci w życia poruszenie wieczne
z głodu bezwoli i pustki niemocy
w nieskończonej treści nabrzmiałe pragnienie
Powstań zmień tańca gestem
kąkol dawno wyschnięty
w przesłodkich winogron korzenie
pędź biegnij naprzeciw
czas krótki i barwy przedziwne przeminą
Jutro inne kolory rozświetlą wspomnienie
i właśnie wtedy gdy najbardziej zostać zapragniesz
wtedy właśnie odejdziesz
(płaczem napełni się powietrze)
lecz teraz biegnij naprzód
i tańcz
Czas na Ciebie
Deadbat, 24 czerwca 2019
Jakże małym jestem i byłem
Wszystko co poznałem upodliłem
Wszystko co czułem roztrwoniłem
Wszystko czego się lękałem zabiłem
i patrzę z pustki ponad obłokami
i nie widzę sensów krzyków ponad ciszy sensami
Ani światła nad ciemność ani życia nad śmierć
Obojętne co sercu bliskie i dalekie
Obojętne ambrozją żyję czy o chlebie
nie wznoszę ich ku niebom
ani z płonących odrzwi ciała
zanim powróci popiołem nie wynoszę
dom mój pusty i cichy
dziwnym zalegnie spokojem
jest jak wata w mych uszach
na oczach sierść jaka
zanim wyruszę w góry
i od śniegu oślepnę
i od wichrów ogłuchnę
i od czasów skostnieję
powracam z mozołem stawania
wstawania
pierwszym krokiem
w trzeszczącym pod stopami śniegu
pierwszym słowem
w mroźnym groźnym pomrukiem powietrzu
pierwszym pytaniem bez pierwszej odpowiedzi
gór na moje bycie zbyt wielkich zbyt wiecznych
Ostatecznego sensu
mozolnym bezznaczeniem
Deadbat, 19 czerwca 2019
Ktoś pytał o kolor nieba
co ja mogę o tym wiedzieć
Ktoś pytał o czucie
Lecz płomienie w mojej krwi
nie dały mi odczuć chłodu
I teraz stoi ten lodowy posąg
Jestem bo byłem
nie nie wiem jak długo jeszcze
czy doniosę ten kielich do ust
Sącząc swoją truciznę
spoglądam na swoje wzgórze
i tęsknię za powrotem
do nieistniejącego domu
jedynego miejsca które ma jeszcze jakieś znaczenie
Próbuje usłyszeć własne słowa
Próbuje wróżyć z własnych treści
Jak obcy ten język jak zapomniany i martwy
Żyję bez rzeczy które próbowałem nazwać
żyję bez światła i wbrew ciemnościom
Wyrażać bez twarzy
próbuję iść bez nóg
próbuję mówić
próbuję
Deadbat, 17 czerwca 2019
Ciepło
Drżenie
dźwięk przeczysty
Światło w niebie
dzwon przejrzysty
Wina czerwień
Czerń i wilgoć
Błękit biały
Jedwabistość
Tu i teraz
Tam i wtedy
Tej pamięci
Święte wedy
głód co z serca
nie wyświecisz
Pieśń co z duszy
W niebo wzleci
Dłoń co sięga
Choć nie sięgnie
Czas co minie
Choć trwa wiecznie
Deadbat, 16 czerwca 2019
Nie płacz nie płacz
przyjacielu
Pragnę obetrzeć łzy
Lecz obca jest twoja twarz
I obcy jest dla mnie twój krzyk
Moje ręce nie sięgną
Pozwól
Tylko spłuczę twoją krew
Nie płacz nie płacz przyjacielu
To tylko interesy
Oni są twoimi panami
Nie miej za złe że tępy był nóż
który wydarł gardło i krtań z twojej szyi
Przecież nie jesteś tak inteligentny
żeby komuś mieć za złe
nie będziesz się skarżyć
Jesteś tylko zwierzęciem
A oni nie
przecież oni wszyscy
muszą coś jeść
Jesteśmy ludźmi
tak sobie powiedzieli
ta planeta należy tylko do nas
My tylko na niej mieszkamy
Nam się to należy
Powtarzają jak mantrę
i na twój dom patrzą zachłannie
Czasami wiesz
traktują się nawzajem podobnie jak ciebie
człowiek "to jadło silnemu na sadło"
Wybacz przyjacielu
choć dziś czuję się winny
braku współczucia
brak miłości
egoizmu
nie potrafię zrobić nic
Nie mogę zrobić nic
dziś płaczę w milczeniu
niewypowiedzianym
Uroboros
znakiem ich czasu
Nawet nie zapłaczesz nad nami
kiedy już odejdziemy w niebyt
twoje życie przecież nic nie znaczy
i nic nie rozumiesz
Jesteś tylko zwierzęciem
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.