Poetry

Deadbat


Deadbat

Deadbat, 10 july 2020

Czasu młyńskie koło

Kłamstwo zamilknie speszone
w obliczu śmierci
Radość zakwitnie ponownie
ptak znów w niebo wzleci
Kamień ma trwać przecież a drzewo rosnąć ma zadanie
Takie są tu zasady i nikt ich nie złamie
Tak i ja istnieć muszę
aż co początek miało się skończy podobnie
bez słowa

czy w cieniu czy w słońcu pełnym
Czy szczęścia symfonia
czy bólu kurz i rdza żalu wypełnia moją duszę
trwać muszę

Patrzę więc na kamień drzewo i na słońce
rozkładam swoje ręce
Próbuję pochwycić powietrze
w płucach uwięzić raz jeszcze
Lękam się przeklinając cały strach na świecie
ślizgam na tafli szkła
próbuję prosto stać
próbuję iść naprzód
do nie tutaj
przed siebie
Wyciągam ślepe ręce
potykając biegnę

Spójrz ja mucha marna
w czarną dziurę schwytana kręgu plamy światła
gdzie mistrz gdzie uczeń gdzie wiedza gdzie wiara
Słów mur między nami zrozumieć nam się nie pozwala
Już tylko mrok ciszy z gwiazd setek iskrami
mówi prawdę tym milczeniem co pomiędzy nami
I pamięć umarła już tak nie cierpi
nieświadoma straty
I tylko drogie sercu blizny
mają jakieś znaczenie
jeszcze


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

Deadbat

Deadbat, 25 june 2020

Dlaczego życie jest piekłem

Drogie dziecię podaj dłoń
Przed pieniążkiem główkę skłoń
Poprowadzę cię po świecie
w końcu moim ty dziecięciem

Przyjacielu podaj rękę
Szykuj się na chorób mękę
Poznaj zawiść żal i ból
Poznaj co to strach i głód

Towarzyszu podaj ramie
razem iść jest znacznie łatwiej
Nie patrz jeszcze śmierci w oczy
Jeszcze przyjdzie zauroczy

Niech pan zrobi mi tą łaskę
I dziadkowi poda laskę
Nie-wolności nadszedł czas
mózg nie ten i sił już brak

To co zyskać stracić muszę
Obojętność pożre duszę
Ostatnie marzenie umrze
Moje ciało złożą w trumnie


number of comments: 0 | rating: 1 | detail

Deadbat

Deadbat, 25 june 2020

Dlaczego życie jest pięknem

"Ciągle jutro, jutro i znów jutro
Kręci się w ciasnym kole dzień po dniu
aż po ostatnią głoskę czas-okresu
a wszystkie wczoraj to płomyki liche
które głupocie naszej przyświecają
w drodze do śmierci...

Życie jest tylko przechodnim półcieniem
Nędznym aktorem, który swoją rolę
przez parę godzin wygrawszy na scenie w nicość przepada
- powieścią idioty,
głośną, wrzaskliwą a nic nie znaczącą"
Z: W. Shakespeare "Makbet"



Piękne jest życie
Kiedy serce jest wolne
Od wszelkiej ideologii
Wtedy gdy można wziąć każdy oddech

Niewinny własną nieświadomością
że składa się z wdechu pełnego nadziei i życia
i śmierci-wydechu po nieważkości bezdechu na szczycie
aż do grobu-bezdechu na dnie samym tuż przed
czyniącym swym trudem miejsce na nowy świat i nowe życie kolejnym wdechem
Już poprzez to samo ciało wprowadza harmonię w istnienie smutku i radości
W swoim pięknie skończonym
ponieważ prawdziwym
Przedziwny tka taniec sprzeczności

Światło i ciemność tworzą wszelki obraz
Dźwięk i cisza każdą splatają melodię
(Aiua natomiast je wszystkie splata w fantazyjne wzory
- kosmiczne ultrafraktale w czasie który jest prosty choć złożony)
Lecz nadal wszystkie są jednym i z jednego
zanurzone bezgranicznie w pełnej jedności

Głupiec i mędrzec jednakowi są w różnorodności
Inne części gobelinu który tka się gdzieś ponad w i obok
Nieistotne jacy aktorzy grają aktualnie
Przedstawienie trwać musi

Oto jest sens jego ostateczny
nudny jak flaki z olejem

W tej krótkiej chwili uświadamianej nieświadomości tak pełnej
W chwili która wciąż umyka i mija choć wiem że musi trwać wiecznie
Kiedy ścieżki życia pozwalają się dojrzeć
pragnę biec nimi wszystkimi naraz w dzikim pędzie
Życie jest radością i już niczym więcej

Niczym skowyt do księżyca sama w sobie celem
(Sztuki każdej ostatecznym też uzasadnieniem)


number of comments: 0 | rating: 1 | detail

Deadbat

Deadbat, 22 june 2020

Jeżeli jesteś

Upadłem
Nikt nie podnosił
Wzleciałem
Nikt nie odpowiedział
Myślałem
Lecz tylko wydawało mi się że myślę

Otacza mnie świat w którym prawda
to mozolnie produkowany szkielet
obleka się go w ciało doktryn
i robi makijaż
mniej więcej dokładnie

trzeba przecież coś rzucić i sępom

Żyję w świecie w którym najwyższa władza
To ten co kieruje największym biznesem
Jak dawniej równi są słabi nieświadomi bezradni
i w większości
Równiejsi patrzą na nich z lękiem wyższością i pogardą
O ile w ogóle patrzą w tym kierunku

Jak zawsze silniejszy pomiata słabszym bo taka jest kolej dziejów
Taka jest naturalna konieczność
a my poza tym przecież chcemy też być eko

Prowizoryczne życia trzymają się przez chwilę wątłej gałązki
zanim spadną wprost w ogrody nicości
i w groby otwarte niczym dzioby żarłocznych kruków
Spójrz tylko jak się wiją, jak toczą swój dom
w walce o przetrwanie w trosce bezustannej
w tej czy innej nieswojej betonowej dżungli

Nie dla nas światło gwiazd radości bezczasu
Nie dla nas skrzydła wolności wolność nas przeraża
Nawet krzycząc za nią tak naprawdę jej nie chcę
Przecież
Nadmiar wyborów zabija na najlepszy możliwy nadzieję
A ileż pożądań zniszczy zrozumienie
I jasnym naraz przestaje być światło które mi zawsze świeciło
Pozostajemy w ciemności choć otoczeni blaskiem
którego chłód nas rani mimo swego żaru
Zostajemy zwierzęcy otoczeni kulturą

I choć mamy oczy
nie umiemy patrzeć
Wmawiamy sobie
z tępym uporem
że siła wystarczy
aby wsiąść to wszystko
co nie da się siłą

Pozostaje nadzieja że za obłudy chmurą
Ktoś przecież z miliardów kamień szczęścia odnajdzie
nim bezzwrotnie zgaśnie

To moja modlitwa
przyjmij ją
Jeżeli jesteś

A jesteś bo wątpię


number of comments: 0 | rating: 3 | detail

Deadbat

Deadbat, 12 june 2020

katastrofizm nieznośnej lekkości bytu

Przez kosmiczny bezkres
mkną cząstki najmniejsze
Pustka nie jest pusta i nigdy nie była
Usiłuję widzieć lecz ślepy jestem od urodzenia
Moje uszy mnie zawodzą i już nic nie słyszę
Nie usłyszę już przyjaciela który za mną woła
Chciałbym wrócić do stanu pierwotnego zwierzęcia
i bezkarnie rzucać kupą w ludzi
łamiąc każdą możliwą zasadę
w jego nieskończonej niewinności

W moim statku

Jest tyle nienawiści która mnie obrzydza
tak wiele obrzydzenia odstręcza mnie od istnienia
widzę zło a dobro wydaje się powierzchownym efektem
płynącym z nieświadomości świadomej chemiczno-używkowej
Smutny jest dla mnie błazen który wyłupił sobie oczy by już nie widzieć smutku
nie chce widzieć brzydoty i móc śmiać się pragnie
choćby obłąkańczo
w ciągłym zmaganiu o lejce szaleństwa
umysłu co poniósł i ani myśli stanąć

Tak wiem
Ktoś przecież śmiać się musi

Smutną jest czystość wyrwana z realiów, by pozostać nieskalaną
i pogodną jak bezchmurne niebo
Czy naprawdę by zostać normalnym muszę wciąż wybierać szaleństwo
jak my wszyscy?

Niebezpiecznymi szaleńcami zdają mi się najbardziej
ci co przekonują mnie dziś że świat nie jest szalony
Ile krwi jeszcze przelejemy w imię tego boga obłędu
który już dawno wyrósł poza wszelką religię
i do każdej religii rości sobie prawa tak bezwzględnie
że nauką nazwał kult własny a inne kulty ciemnotą zwie
i bałwochwalstwem

Czy naprawdę wciąż kłamać muszę by trwale stać na straży prawdy
Czy Ty złodzieju prawdy kłamco i oszuście
znasz choć jedną właściwą odpowiedź
w którą tak do końca wierzysz bez tej wiary wewnętrznego przymusu
strażnika który z toporem i szafotem czyha na twoje najmniejsze duchowe potknięcie
tylko po to aby jeszcze raz
po raz kolejny
potwierdzić że jesteś skończonym zwierzęciem
Czy boleśnie świadomy jak łatwo można by ją obalić mniejsze zło wybierać jesteś tak zwykłym i tak jest naturalnym
że sumienia w jedyny słuszny sposób nastrojona harfa
nie zadrży nawet najciszej ani jedną najlżejszą struną jako odpowiedź dysharmonią dźwięku
i czy wobec tego ma ona jeszcze wartość jakąkolwiek
czy tylko błądzimy ślepcy głuchoniemi
kurczowo swoim słabym umysłem chwyciwszy się swego
rozpaczliwie łatając swoje żagle
nienawidzimy wszystkich co czynią tak samo
świadomie ignorując tratwy przez nich uchwycone równie kurczowo jak my własnej
nadajemy im epitety po to tylko by nie nazwać ludźmi
lżymy aby dać upust falom potężnej nienawiści bezsilnej wściekłości która szuka ujścia
lecz zabić nie mogąc i to nie przynosi ulgi

Spójrzmy dziś na siebie
stanowczo twierdzimy że tą naszą tratwa to świat cały
i poza naszą prawdą nie ma już niczego
i gromadzimy współwyznawców aby krzyczeli wraz z nami
odgrywając nawzajem przed sobą że wspólnie wierzymy
w tą jedną tratwę a nie każdy we własną
zastraszając manipulując i uwodząc innych aby też wierzyli w nasze prawdy przenosząc je ponad własne
wspólnie ostrząc przeciw innym ciężkie słów topory
staramy nie widzieć
rozkoszując myślą o zbliżającym zwycięstwie
smakując krew naszych wrogów swoim podniebieniem
widząc oczami duszy ich nieuniknioną nieodległą klęskę
staramy nie słyszeć

zbliżającego się nieubłaganie wodospadu


number of comments: 2 | rating: 1 | detail

Deadbat

Deadbat, 29 may 2020

Indie

Gdzie jesteś przyjacielu
Odjechałeś
Opuściłeś nas i nasz kraj
Czy jeszcze pamiętasz?

O jakże piękny jesteś odległy kraju
o jakże piękne są twoje krajobrazy
Zbyt dużo słońca i susza zostały daleko
i teraz już nic nigdy nie ugasi we mnie tego pragnienia

Drżę o was przyjaciele moi
O waszym świecie wolności myślę z obawą
Najsłabszy tutaj najbardziej jest kruchy
Najsłabszy jest zarazem najwytrzymalszy
Zniewolenie umysłu pragnieniem pieniądza
Zalęgło się w waszych miastach także
toczy je zaraza i kłamstwa

(I piękno i brzydota wszystko razem
i każda przeciwność zdaje się tylko
drugą stroną medalu
w tym nieziemsko pięknym wymiarze)

Lecz wszędzie są dobrzy ludzie
Których pomoc jest skarbem bez ceny
Jakże mógłbym opuścić was bez reszty
Jakże miałbym oderwać całkiem swoje serce

Nie potrafię tego uczynić
Dlatego dziś drżę o was nawet bardziej
dlatego morze wzbiera falami łez

Modlitwą serca myślę was przyjaciele
i pamiętam to nasze spotkanie


number of comments: 0 | rating: 1 | detail

Deadbat

Deadbat, 7 may 2020

Pałac - sala pierwsza

Między nami zaległa cisza
Tysiąca słów niewypowiedzianych
żelazną sztabą ciąży na naszych bramach
zakutych w ostre kolce przeciw bojowym słoniom
Nasze niezdobyte twierdze niebosiężne
przenika cisza ciepłego wieczoru
i cicha muzyka z oddali
kruszy skały

setki gniazd nietoperzy u powały

O wy czarne luf ciężkich dział otwory
Dodajcie nam sił i przyspórzcie wiary

Latarnie nie świecą
dziś żywi umarli
może to wiatr został jedynym władcą tych przestrzeni
wskazując absurd pokoju zdobienia i ściany
Wieczne zanika w otchłani
co dopiero żywi
lękający się cieni
teraz będący jednością z cieniami


number of comments: 2 | rating: 1 | detail

Deadbat

Deadbat, 8 april 2020

kondycja człowieka

Nieśmiało patrzy na twarze
milczy wpatrzony w puste miejsce
Nie widząc czym z wolna sie staje
nie słysząc jak wzywa go przestrzeń

coraz głośniej

Opada liściem na trawnik bezwładnie
i jesiennym zimnym słońcem 
oświetla nieswoje twarze
nasyca barwą tła szare bezbarwne

skleca szarość i szarość zagniata
z ciasta poranków i zmierzchów 
wstaje po to by upaść i by wstać upada
niepamiętając przez tą chwilę o nieuchronnym końcu

i o tym trawniku naprzeciw kościoła
o tym naprzeciw drzwi stygnącym wieczornym kamieniu
jego palec od dawna już nieba nie wzywa
na odczytanie zarzutów 

Anioły już nie stają na ławie przysięgłych
nie świadczą ani za ani przeciw
naiwność dotarła do swych kresów
i nie śpiewa wiejskich pieśni lecz łka w niepocieszeniu

W Sądzie Przedwiecznym  zakurzone ławy
i nikogo nie wzrusza kara sens czy wina
życie śmiercią się przecież karmi a śmierć życiem
może nic nigdy tak naprawdę się nie kończy nic nie rozpoczyna

O tak

Wartość dawno obłupiono z wartości wszelkiej
(i nawet nie bardzo jest na co się gniewać)
Wolności wolność wykradziona zaraz z poczęciem 
(Tak to i straty żadnej nie ma)
Czy jest światłość czy jej nie ma także obojętne
wszyscy i tak są ślepcami
wszyscy brną w ciemności

wyciągając chciwe ręce szukają kostura


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Deadbat

Deadbat, 28 february 2020

Spojrzenie wstecz

Wpadam w małe formy
Jak piasek w foremkę
Siedzę jak dziecko małe
i patrzę przed siebie

Tam złote pałace
Tam zabawki cudne
Tutaj nic nie cieszy
tu szarość i smutek

Tam

Czerwone jeszcze palce 
w weselnej hennnie
Czarny furkocze warkocz
Płynnie przecina powietrze

Z pełnym Wdziękiem

Patrzę na żywioł tańca
objawiany tancerzem
milczę niesiony radością i rytmem
Zdumiony widzeniem

Tańczę

Złote wstęgi ognia 
panują nad pustynią
jej ciemnością i chłodem
Obcością jakże bliską 
(I jak dziwnie znajomą)

Jestem Wdzięczny


Tutaj
Jestem takim sobą
który nic nie zna
nic nie wie
nie mieści

Gdzie Twoje atrubuty
Bożku z pragnień wyzuty
Zagubione wota zniszczone i stare
potężniejsze od ciebie
Zaginione bramy dawno trawą porośnięte
sczezną

Oto Wiatr niesie twą karę 
za twoje winy dawno zapomniene
i właśnie wtedy kiedy pragniesz mówić
Milczeć musisz

I tańczyć


number of comments: 1 | rating: 1 | detail

Deadbat

Deadbat, 27 february 2020

Kamień

Czystą jesteś szarością
Szukasz wciąż barwy dla swojej substancji
Faktura inna co dzień przygniata cię do ziemi
Lub sprawia wrażenie że wzlecieć potrafisz 
A planety i światy mkną po niebie nad tobą
A ciemności i światła gasną i migoczą
Chłód mrozi do głębi a słońce rozgrzewa
Trwasz nietrwały
i zamieniasz w piasek

A wokół ludzie chodzą 
bez celu w bąblach nie-światła
ogrzewani słońcami światów własnych 
Przystają na moment
ruszają gwałtownie
nie dostrzegając kwiatów co pod ich stopami
giną bez skargi
Bez Boga i racji


number of comments: 1 | rating: 1 | detail


  10 - 30 - 100  






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1