Poetry

smokjerzy


older other poems newer

23 january 2018

strach

zgasły światła
zrywam ostatni uśmiech z twarzy
( uwierał )
 
oczyścić pamięć z dnia 
 
jakie to łatwe gdy nie wydarzyło się 
nic istotnego
poza otwartymi niewidzącymi oczami
 
( oddychało się trwało
bez świadomości płuc krwi skóry
czas stąpał na długich palcach cieni
by nie obudzić czucia )
 
ni zimno ni ciepło
trzydzieści sześć sześć
w ogólnie dostępnej skali
więzienna racja stanu półprzytomnego mięsa
 
siedzę na krawędzi wymyślonej dłoni
( żart podświadomości )
noc to żadne oparcie dla stóp mógłbym
zsunąć się a potem lecieć lecieć
zlecieć
wprost w otwarte ramiona 
cierpliwego dna
 
myślę o strachu
bardziej wszechmocnym niż bóg
stwórcy dłoni i zbawiennych ucieczek 
od siebie do siebie
 
modlę się
 
istoto każdej ucieczki koszmarze nocny
bezsenności świadku
 
smaku początku i końca dnia
za chleb powszedni zapłato
 
oddechu rozrywany
kulo w gardle kamienna
 
ręko drżąca 
duszo na ramieniu
 
liście polecony przez zły los
 
strachu odwieczny
codzienny
przyjacielu wierny niechciany
 
odwal się ode mnie






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1