Toya, 14 february 2025
kochać cię
to siedząc w przedziale dla palących
nabawiać się nowotworu płuc
rozkosz czerpiąc z pewności
że dopiero śmierć wykolei wagony
chciałabym obudzić się w innym domu
piec chleb i prać firanki
pożółkłe od nikotyny palce
mogłyby należeć do ciebie
i zaciskać się na dłoniach wieszających pranie
tymczasem nie jestem twoją kobietą
ani ty moim mężczyzną
choć nie mogą się o tym dowiedzieć
ci z przedziału dla palących
przestali by nas kryć za nikotynową chmurą
czai się żar
odpalasz od niego kolejne dni
nie dogaszając poprzednich
jesteśmy wszędzie i nigdzie
w korytarzu
pejzażu uciekającym za oknem złudzeniu
że mija nas świat i czas
maluje szyby na czarno
Toya, 14 february 2025
milczę
nad sobą milczę
nad tobą
dobrowolnie wyrzekam się słów
odkąd się skurwiły
przechodząc z ust do ust
bluźniąc przeciwko językowi
mówisz że sama szczułam
rozkładając sylaby tak
że każdy mógł wejść
pomiędzy uda
a ja to wiem
i odpokutuję zgodnie z rojeniami
że słowo to dźwięk
a dźwięk to nuta
zajmująca na pięciolinii
miejsce skrzydlatym
Toya, 13 february 2025
najprostszym ściegiem szyje dni
żeby nie blakły od słońca
zostawia na lewej stronie
okruchy i kłaczki ślady szminki
plamy z rozlanej kawy
prawa zawsze gotowa
na specjalne okazje
na wypadek gdyby ktoś chciał
pogłaskać pod włos
kilka niepotrzebnych słów
błąd w materiale
tak przyłapana spłonęłaby rumieńcem
wstydu uczono ją od dziecka
tego nie rób
tamtego nie mów
tam się nie dotykaj
życie zna od podszewki
podszewka jest zimna i śliska
jak dłonie spowiednika
przylega do ciała więżąc krzyk
pomiędzy dwoma ciałami
znajduje się próżnia
tam go szukaj
Toya, 12 february 2025
nie płaczcie nad kośćmi umarłych
co im z tych łez
spóźnionych obecności
i wyznań
nie usłyszą
z miejsca gdzie idzie się całe życie
skąd wraca się całą śmierć
dłuższa jest od życia o wieczność
ostatnia prosta bywa ostatnią
do momentu w którym samozwańczo
przechrzci się na powrót w pierwszą
takie jej prawo i wola
gdy w ciasnym szeregu
imię przy imieniu
stojąc powtarzają się co jakiś czas
i nie ma pewności które wołane jest
a które odwołuje się
do wczoraj
Toya, 12 february 2025
mimo sierpnia i ogni na ulicach
próbuję "wyprowadzić z ciebie chłód"
jeszcze nie wierzę że jestem za mała
a zimno głuche na wołanie
miękko wchodzi w nasze miasto
zmięte jak pościel po złym śnie
ktoś większy od nas podnosi kolejne słońca
choć lepszy byłby półmrok
światło trudniej ukryć
zdusić śmiech
wybuchający czasem na gruzach
sierpień
cisza lepka jak miąższ
ciężki od pestek po wybrzmiałych seriach
broczymy sokami
ziemia pije chciwie
i ubywa mnie z każdym mlaśnięciem
tej która milczy wśród tylu pytań
Cytat: Krzysztof Kamil Baczyński
Toya, 11 february 2025
zgrzyt
jakby ktoś przeciągał ostrzem po szkle
powoli
tak żeby dotarło do każdej komórki
przeciąga się ten zgrzyt
trwa nie cichnąc ani o ton
pół tonu chociażby
tak żeby można było usłyszeć coś poza diagnozą
która jest
wpisana w mój życiorys
twój nasz poukładany świat
wciska się teraz odwrotność światła
bo dziś pomimo zamkniętych okiennic i drzwi
szczelinami sączy się wszystko co nie jest nim
nie jest też muzyką
prędzej żałobą po niej
nieustającym zawodzeniem instrumentów
które nie potrafią już grać
ciemność
żadnych zapachów kolorów
tylko ten zgrzyt
i pusta stacja na której skończył się czas
dalej nie pojedziemy
twoje rzeczy piętrzą się pośród ścian
im ich więcej tym większy czuję brak
ciebie nas
i drogi powrotnej
Toya, 10 february 2025
Bociany Chełmońskiego
na kwiecistej łące oracz i jego syn
zastani przy posilaniu się z dwojaków
poprzez podniesienie głów
zapatrzenie
jednoczą się ze stadem przelatujących bocianów
a więc wiosna myślą obydwaj
w tym nagłym
zatrzymaniu się nad chwilą
cyklicznością życia
obejmującą i trawę i woły
stojące na świeżo zaoranym polu
nieopodal krytych strzechami chat
w których kobiety muszą kręcić się przy kuchni
rodzić dzieci
boso puszczane za progi
matowe barwy
statyczność rozłożonych w poziomej lini budynków
strzelistość topoli
a naprzeciw skrzydła bijące powietrze
łopot który słychać
choć to tylko obraz
zaledwie kadr z życia po zimie
kiedy wszystko wraca na swoje miejsce
chłopi na pola
ptaki do gniazd
ziarno do ziemi
z której kiedyś wyszło
Toya, 9 february 2025
w jej ogrodzie co noc gromadzą się wisielcy
niektórych już zna i wymieniają uprzejmości
nowi milczą skupieni na śmierci
kołysząc się miarowo uspokajają nurt odległej rzeki
Maria wyobraża sobie wtedy że przechodzi po wodzie
po tamtej stronie czeka wszystko czego się wyrzekła
kusi obiecany odpust i miejsce na odwieszenie krzyża
w jej ogrodzie szumi i złowróży
zwłaszcza gdy patrzeć pod światło świat staje się przejrzysty
by w końcu rozmyć się przeistoczyć w wielobarwną plamę
do starcia powieką albo rękawem
tym bardziej gdy sączy się siąpi uwalnia przez pory
sól ze sparciałych sznurów czy lizawki w miejsce księżyca
na szczęście na wszystko jest sposób
i Maria zakrywa defekt kolejną głową
do świtu powinna się utrzymać
Toya, 8 february 2025
oto jest
zupełnie niepodobna do twojego obrazu
pełna zmaz
za które nie jest jej wstyd
bo miłość wszystko tłumaczy
czyż nie
to sobie wmawiała
to jej wmawiano
kiedy pił i bił
i grzechem nazywano wolność
i życie
którego nie musiała się bać
poranki bez siniaków
wieczory bez ręki
która okłada do snu
oto jest
i sprzeciwia się twoim zasadom
już nie nadstawia drugiego policzka
nie wybacza oprawcy
ty zrozumiesz
ludzie nie
ty wybaczysz a oni
sięgną po słowa
i będą nimi tłuc jak w amoku
pluć
jadem który jej nie dotknie
co najwyżej zdziwi
ale nie da po sobie poznać
Toya, 8 february 2025
nie będziesz sobą prędzej mną
naprostują cię kładąc stopkę na twój kark
zegniesz i tak już zostanie
czerwony ścieg jak znak
po nim poznają żeś swój
nie po ojcu nie po matce
lecz po czasie w jakim przyszło ci żyć
nie ma już wolności
zabrał ją ten który szyje
na miarę nowych bóstw
wychodzą spod igły
ślepi i głusi
pełni słów o których wiedzą że są
i to im wystarczy
a znaczenie koła którym obracają jest o tyle ważne
że to koło nigdy się nie zatrzyma
przez świat pochylony w stronę upadku
i prędzej spalicie się w tym pędzie
niż odpuścicie stopie
pieszczącej żeliwny pedał