Toya, 19 lutego 2025
graj
nawet jeśli palce
nie trafiają już w dźwięki a bomby
wybuchają częściej niż brawa
oktawa po oktawie pośród salw
z nieruchomych ust otwartych
jak do śpiewu
aż po zmierzch
purpurowy i ciężki od znaczeń
dla jeszcze jednej łuny na horyzoncie
tam gdzie brzmienia mimochodem
przenikają przez wymiary
i mury burzonych świątyń
śpi Bóg
Toya, 17 lutego 2025
bo wie pani
jeszcze wczoraj wisiał tam pies
na sznurku od balonika
wisiał i pękł
balonik nie pies
ten pies to nawet nie szczekał
tylko wył po nocach
przebili i psa
pod wieczór jakoś
między obrządkiem a kolacją
to i widły były pod ręką
zaraz z rana w tym miejscu
zawisł właściciel
balonika sznurka i miski czegoś
co nie warte było szczekania
wisiał spokojnie jak nie on
tak to już dawno by wszystkich okładał
podobno przyśnił mu się Azor
cały we krwi
z trzema dziurami w boku
w pysku trzymał sznurek
balonik pęczniał obok
Toya, 16 lutego 2025
spokój szybko mija
patrzę tam gdzie ty
na dom
zachmurzony jak niebo
łąka i horyzont
nie pasujesz tu
w tej różowej sukience
jesteś jak samotny kwiat
rozlane wśród źdźbeł światło
które powinno rozjaśnić
choćby jedno z wielu okien
odległych o niedowład nóg
o drogę której sama nie pokonasz
jak motyl z uszkodzonym skrzydłem
próbujesz oderwać się od ziemi
rozgonić chmury
wzlecieć młodością odwrócić los i czas
wyciągam cię z ram
patrzę jak żyła muza
pośród codziennych spraw
gubił się gdzieś twój smutek i strach
nie byłaś już sama
nie tam
podobno lubiłaś ten obraz najbardziej
za tę sukienkę
czy za to że łkał bezdźwięcznie jak ty
tak żeby nikt nie widział
i pewnie stąd ta odwrócona twarz
i plecy które drżą
ale tego
pędzel już nie oddał
Toya, 15 lutego 2025
rozliczą z mięśni ścięgien i żeber
z każdej kości i przebytej drogi
ciebie i twoją szkapę
jej grzbiet i utrudzone marszem kopyta
zachmurzą słońce
zatrzymają wiatr i oddech spłycą
tak żebyś ani żył ani umarł
zawisł gdzieś pomiędzy
kontemplując być może ostatni już
haust powietrza
wyjdą ci naprzeciw bracia i siostry
odarci z szat i ciał
ale bogatsi o doświadczenie
w przemijaniu
myśli które już dawno uległy zepsuciu
wyprzedzając pośmiertny rozkład
dusza przy duszy staniecie ciasno
w rachunku bez pokrycia
Toya, 14 lutego 2025
kochać cię
to siedząc w przedziale dla palących
nabawiać się nowotworu płuc
rozkosz czerpiąc z pewności
że dopiero śmierć wykolei wagony
chciałabym obudzić się w innym domu
piec chleb i prać firanki
pożółkłe od nikotyny palce
mogłyby należeć do ciebie
i zaciskać się na dłoniach wieszających pranie
tymczasem nie jestem twoją kobietą
ani ty moim mężczyzną
choć nie mogą się o tym dowiedzieć
ci z przedziału dla palących
przestali by nas kryć za nikotynową chmurą
czai się żar
odpalasz od niego kolejne dni
nie dogaszając poprzednich
jesteśmy wszędzie i nigdzie
w korytarzu
pejzażu uciekającym za oknem złudzeniu
że mija nas świat i czas
maluje szyby na czarno
Toya, 14 lutego 2025
milczę
nad sobą milczę
nad tobą
dobrowolnie wyrzekam się słów
odkąd się skurwiły
przechodząc z ust do ust
bluźniąc przeciwko językowi
mówisz że sama szczułam
rozkładając sylaby tak
że każdy mógł wejść
pomiędzy uda
a ja to wiem
i odpokutuję zgodnie z rojeniami
że słowo to dźwięk
a dźwięk to nuta
zajmująca na pięciolinii
miejsce skrzydlatym
Toya, 13 lutego 2025
najprostszym ściegiem szyje dni
żeby nie blakły od słońca
zostawia na lewej stronie
okruchy i kłaczki ślady szminki
plamy z rozlanej kawy
prawa zawsze gotowa
na specjalne okazje
na wypadek gdyby ktoś chciał
pogłaskać pod włos
kilka niepotrzebnych słów
błąd w materiale
tak przyłapana spłonęłaby rumieńcem
wstydu uczono ją od dziecka
tego nie rób
tamtego nie mów
tam się nie dotykaj
życie zna od podszewki
podszewka jest zimna i śliska
jak dłonie spowiednika
przylega do ciała więżąc krzyk
pomiędzy dwoma ciałami
znajduje się próżnia
tam go szukaj
Toya, 12 lutego 2025
nie płaczcie nad kośćmi umarłych
co im z tych łez
spóźnionych obecności
i wyznań
nie usłyszą
z miejsca gdzie idzie się całe życie
skąd wraca się całą śmierć
dłuższa jest od życia o wieczność
ostatnia prosta bywa ostatnią
do momentu w którym samozwańczo
przechrzci się na powrót w pierwszą
takie jej prawo i wola
gdy w ciasnym szeregu
imię przy imieniu
stojąc powtarzają się co jakiś czas
i nie ma pewności które wołane jest
a które odwołuje się
do wczoraj
Toya, 12 lutego 2025
mimo sierpnia i ogni na ulicach
próbuję "wyprowadzić z ciebie chłód"
jeszcze nie wierzę że jestem za mała
a zimno głuche na wołanie
miękko wchodzi w nasze miasto
zmięte jak pościel po złym śnie
ktoś większy od nas podnosi kolejne słońca
choć lepszy byłby półmrok
światło trudniej ukryć
zdusić śmiech
wybuchający czasem na gruzach
sierpień
cisza lepka jak miąższ
ciężki od pestek po wybrzmiałych seriach
broczymy sokami
ziemia pije chciwie
i ubywa mnie z każdym mlaśnięciem
tej która milczy wśród tylu pytań
Cytat: Krzysztof Kamil Baczyński
Toya, 11 lutego 2025
zgrzyt
jakby ktoś przeciągał ostrzem po szkle
powoli
tak żeby dotarło do każdej komórki
przeciąga się ten zgrzyt
trwa nie cichnąc ani o ton
pół tonu chociażby
tak żeby można było usłyszeć coś poza diagnozą
która jest
wpisana w mój życiorys
twój nasz poukładany świat
wciska się teraz odwrotność światła
bo dziś pomimo zamkniętych okiennic i drzwi
szczelinami sączy się wszystko co nie jest nim
nie jest też muzyką
prędzej żałobą po niej
nieustającym zawodzeniem instrumentów
które nie potrafią już grać
ciemność
żadnych zapachów kolorów
tylko ten zgrzyt
i pusta stacja na której skończył się czas
dalej nie pojedziemy
twoje rzeczy piętrzą się pośród ścian
im ich więcej tym większy czuję brak
ciebie nas
i drogi powrotnej
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.