24 january 2025
Skowyt na okoliczność języka
Ludzie, którzy nie potrafili ułożyć byle posuwistego zdania, w zaskakujący i osobliwy sposób zaczęli posługiwać się relatywną logiką: zmieniali co popadnie i co się da. A czego nie mogli, profilaktycznie obśmiewali.
Naumieli się prostoty, klarowności, nowego sensu wypowiadanych słów. Ich dotąd zdezelowane sądy naraz dostały na zapęd i chwyciły dogodny wiatr w żagle; z nagła poczęły surfować po morzach i oceanach odważnych spekulacji. Stwierdzili, że nastała opłacalna moda na używanie truizmów i że nie trzeba być jasnym i pojmowalnym, a niechciane idee głosić należy językiem ezopowym.
Uznali, że słów pochodzenia intelektualnego i przed potowego nie należy dawkować w nadmiarze. Ogłosili zwycięski zmierzch jasnych sformułowań. Styl nie mógł być arabeskowy, a ich relikty i popłuczyny, wędrowały na gilotynę.
Zadęli w zbrojne surmy obwieszczając wieczny odpoczynek trudnym tekstom i długim zdaniom. Naraz poszczególny człowiek począł mieć swobodny dostęp do własnej małostkowości.
*
Z powodu działalności językowego rzeczoznawcy, który wtargnął na arenę dziejów, postanowiono wyposażyć ich w stosowne przyobleczenie. I tak się stało: każdy skryba został odziany w stosowny mundurek. Prezentował się w nim identycznie, jak pozostali, co wyglądało, jakby wyszedł spod jednej sztancy; kto dał się wbić w to opakowanie, ten mówił i biadał w gremialnej konwencji: bliźniaczo mądrze i podobnie jak inni, powielał stereotypowe mniemania.