absynt, 17 december 2024
W deszczowe dni wolałem znikać. Rozchylanie przyzwoitości
przychodziło samo, zbyt łatwo ulegałem pokusie. Zasłona z nic
niewartych słów. Brudna pościel. Lepkość znacząca upadek.
Błędne ognie, smak niespełnienia. Nie zawsze to była ona,
czasem myliłem imię. Rzucałem się w przepaść. Rzygałem.
Przeklinam chwilę, gdy wspinaczka zaczęła być przyjemna,
a pomocna poezja wywierciła dziurę, wyrwała z niepamięci.
To takie łatwe odchylić się od pionu, by skończyć w poziomie.
Spadanie bezwiednie uczy pokory. Próba naprawy, zacerowania
grzechów przodków, lot na księżyc. Rzygałem.
Zmieszanie wody z ogniem, kobiety z diabłem, nauka pływania
w nieczystościach bogów. To wszystko mam już za sobą. Teraz
nawet rozdeptane niedopałki na trzecim peronie, nadmuchana żaba,
ognisko na polu trzcinowym nie robią wrażenia prawdziwych.
Zanurzona w morzu dłoń wciąż czeka. Dziś jeszcze nie rzygałem.
absynt, 16 december 2024
Oszukano już tylu z nas, że kolejne przysięgi nie robią
wrażenia. Słodkie usta można mieć za grosze, potaniała
zabawa, wysypano plastik, na parkiecie tłok.
Zdrowie dam.
Zaproszenie do tańca przegrywa z myślą wszystko już
było. Wakacje we dwoje, plaża, wyznanie wiary i kac.
Banalne słowa zagłusza poranna bryza, w tle szum fal
i zapach wodorostów.
Zebrane w kieliszku zachodzące słońce to zaledwie płomyk;
zdmuchnięty niczego już nie przypomina. Wyrzut sumienia
nie posiada twarzy. Spalanie powinno mieć sens, a zaczyna
brakować tlenu.
Obrazki z naszych plaż, utrwalone w słońcu ramiona i twarze,
spuszczone ze smyczy pieniądze. Za parawanem perfumy
Angel i wyczekiwanie na burzę.
absynt, 13 december 2024
pod opuszkami palców
rozchylona róża
struktura z innego świata
zabawka w rękach pianisty
poranna wilgoć i oddech antylopy
koniec gonitwy
partytura na cztery ręce
pass
dotykam pereł satynowej sukni
czarne pończochy
jak wyrzut sumienia
na smyczy pustych dialogów
po stokroć nie
nie zagram już siebie
absynt, 4 december 2024
Jest cisza i blask,
sen o wolności, niewypowiedziana tęsknota za
wczoraj, a serce wciąż bije.
Dotykam ud, wyczuwam drżenie, niepewność.
Rozchylam płatki róży, wilgotnieją w słońcu.
Palce nabierają odwagi, nie wiem, czy odpłyniemy.
Cisza ocieka lepkością.
Leniwe odwracanie czasu, senne prześcieradła,
rozsypane włosy kryją twarz, wiem, jak potrafi
czekać naga niecierpliwość. Chwila bez słów,
odurzenie.
Nie bój się słabości, ochronię cię przed wstydem,
ukryję w ramionach, wejdziemy na szczyt jeszcze
nieodkryty, policzymy spadające gwiazdy, wypowiesz
moje imię, a ja odgadnę marzenia.
Jest cisza i blask.
absynt, 2 december 2024
W kokainowym świetle księżyca rodzą się zjawy;
wczesne dzieciństwo, wiek dorastania, młodość,
w ramionach sąsiadki błagalna pieśń o jeszcze.
Wypowiedziane słowa.
W portowym zaułku wypalam fajkę, smak opium
i kolorowej dziwki. Zapach moczu i przebudzenie.
Niepokoi poranny brzask, odcisk twarzy bez oczu,
rozrzucona talia kart.
Migawki z pamięci – obce ciała, żarłoczne usta,
szepty. Rozmazany obraz orgiastycznej nocy.
Rozchylam pościel i ogarniam nagość. Szukam
śladów obecności, która wyszła.
Jestem już tylko zmęczonym wędrowcem, arką bez wioseł.
absynt, 29 november 2024
Spacer po plaży, samotność z wyboru, krzyk mew i zapach
wczorajszej przygody. Poczuj świeżość poranka i pozwól
słońcu rozpalić oczy. Jesteś tylko złudzeniem, fatamorganą,
uwiązanym na nitce kolorowym latawcem. Słowami, które
nigdy nie padły. Marnym poetą.
Rybackie łodzie, gwar zdyszanych postaci, armada duchów
ruszająca na podbój świata. Ktoś przeklina, kobieca dłoń
podaje kanapkę, słychać płacz dziecka. Wczepione w spódnicę
nic nie rozumie. Ze świtem odpływa cząstka rodzinnego domu,
ręce, których nie zastąpi delikatność pachnąca mlekiem.
Oceanu nie namaluje mgliste wspomnienie, w którym wiatr
rozwiewa włosy, a panna młoda, samotna, wciąż czeka. I ta
chata na klifie. Puste obrazy odstawione do kąta. W ciszy jest
coś wymiernego. Zapętlenia. Rachunek wektorowy. Czas nie
gra roli, tylko światło wciąż ucieka.
absynt, 28 november 2024
są kobiety
bezduszne szkielety
pamiętliwe złośliwe i chore
są kochanki i matki
pełne ciepła uroku
urodziwe bachantki
wampirzyce po zmroku
są też inne
nieznane mi jeszcze
przecudnie niewinne
i może
nie tylko w marzeniach
je zmieszczę
absynt, 28 november 2024
Nie napiszę już nic, czego nie zechcesz przeczytać.
Skrzypiące łóżko drażni jak zdarta płyta. Co noc to samo,
poplamiona pościel pobudza nozdrza, zapach bezwstydu,
lepkie dłonie szukają resztek niewinności, oddechu chłopca,
jakim już nie jestem.
Bez przyjaciół i wrogów, zawieszony pod sufitem pająk
obserwuje drżenie powiek, zmiksowany z pościelą intelekt
odchodzi bez znieczulenia.
Przywołuje nagie wizje mglistej bieli i zgaszonego zboża.
Znikają fiolety i blade czerwienie, smocza krew zamazuje
lazur. Wypalona słońcem paleta wzmaga niecierpliwość.
Morderczym wysiłkiem roznieca ogień, przeciąganie
martwej natury.
Powstają ogromne kuliste obiekty. Księżyc zanurzony
w ciemnym wnętrzu ziemi pokrywa blaskiem płótno.
Nie pamiętam, jak smakuje róż, a nakładałaś go zawsze
podwójnie. Wyczaruj mi siebie soczystymi barwami,
zamaluj łoże i mury, zaśpiewaj starą pieśń o wybaczeniu.
absynt, 27 november 2024
Zwrotnik Raka, Koziorożca, Delta Venus,
Henry Miller i Anais Nin. Kierunek wiatru.
Cóż z tego, że istnieje entropia, metalowy deszcz,
ucieczka gwiazd. Niewiele i tak wiele - umrzeć,
czy roztopić skamieniały czas?
Pościeliłaś mi przestrzeń. Nie ma granicy,
której byś nie przekroczyła. Nie ma znaczenia
kalendarz dat. Są tylko kolorowe latawce,
ptaki bez skrzydeł, i zabawa.
Chodź maleńka, odetnijmy tętnicę róży,
niech zwiędną marzenia, bo tak naprawdę
liczy się bicie serca, i odmierzona dawka brudu,
który zaspokoi najwytworniejszy gust.
Słowo klucz – perwersja.
Rozdeptywanie żaby, euforia czy odrzucenie?
Liczymy grosz do grosza, a na zaspokojenie
pragnień wydamy wszystko. Zanuć mi ciszę.
Istnieje entropia i metalowy deszcz.
absynt, 25 november 2024
Nie mam pomysłu na bajkę, ale tak pięknie prosisz,
że przerywam układanie kamieni i siadam przy studni.
Mógłbym opisać wszystko, co jest we mnie od lat,
fascynacje i lęki, historie nie do końca prawdziwe,
lecz choć tak wiele nas łączy, nie zrozumiesz. lubisz
mój szept, swobodę jaką daję. Dzięki tobie oddycham,
buzujesz mi w żyłach. Odmierzam dni do chwili, kiedy
wódka zaszumi w głowie, dotyk będzie parzył, a taniec
zakończy się w wannie.
Dzisiaj przestudiuję strukturę róży, rozchylę delikatnie płatki,
ucałuję wnętrze, językiem przejadę po łodydze, zahaczając
o kolce, by poczuć smak krwi. Tak właśnie rozpocznę
nowy rozdział powieści, fantazji jeszcze niespełnionej.