Istar, 1 december 2013
po czasie, niezręcznościach, nagości przed lustrem
nie tobą, między nami most z baśni jednodniowy.
przejść i nie wrócić. dlatego nie jesteś królem
a ja królową z warkoczem do ziemi. źródeł.
przez może, góry, oko, domy na krawędzi,
ludzi w kolejkach, zakochanych albo zamyślonych,
koty przybłędy, mchy, przegniłe pestki, puste łodzie,
wiklinowe dłonie zmęczonej staruszki, piekące usta,
język i duszę
aż wypłynie kropla. pomyślisz - teraz skończy się
albo zacznie. a usycha na kamień. ten pod żebrami.
uderza ale nie bije. dlatego jest ciężko.
i ta odległość. chociaż to tylko rzut kamieniem.
Istar, 30 november 2013
mają po tyle lat, na ile wtedy ważne było kochać.
nie wiem ile ja, ale nie różnię się od nich śmiechem.
malujemy usta jak kobiety. noszą moje sukienki,
płyną w nich, że nie wiem kiedy kończy się sen.
może nie śpię, tylko mrużę oczy od tych słońc.
dobrze być kochanym dzieckiem. już nie rosnę
one tak przytulają mnie jak kogoś smutnego,
przecież nie widać że ja.
dziś to radość. wróżby na przyszłość,
jest na wysokości gwiazd. trzeba tylko wspiąć się
dorosnąć. inaczej świat zmienia się w obłok
i płynie, płynie rzeką błekitną do stóp innej wody.
nie czeka. my tak. jutro pójdziemy na lody.
znajdę pracę, chociaż nie muszę, bo dzieci
przecież nie pracują. pogubimy się jeszcze nie raz
w chowanego. ale dom zostawiam otwarty.
na wszelki wypadek.
Istar, 30 november 2013
pod ekologiczną kołdrą,
w łóżku na odleżyny.
kiedy nie wie co nie, a co tak
jak pokręcić głową by znaczyło
kawałek po kawałku amputują
byle serce biło, byle nie żal
że odeszła nie doznając łaski
boska zamierzona na wielki grzech
a ona co może mieć w tym lichym ciele
jak suszona śliwka z największą w sobie pestką.
już się nie narodzi z udręk. myślą że nie czuje,
po oczach - bo zamknięte kiedy przychodzi ból.
Bóg z nią wróci na drogę.
poszukać domu.
Istar, 29 november 2013
dzwoni i płacze że zdechł wróbel. że zanosi się na deszcz,
a nie chce padać. zgubiła psa, ale wrócił. to nie zgubiła.
nosi brzuch jak skrzyżowane na piersiach ręce. a kiedy
się modli, to już nie ma miejsca. i prosi: ugotuj mi zupę,
nie za słoną. szukam wiersza. to ją uspokoi
nie bój się
nieudanego życia
wszystkiego najlepszego
dokładnej sumy niedokładnych danych
miłości nie dla ciebie
czekania na nikogo
przytul w ten czas nieludzki
swe ucho do poduszki
bo to co nas spotyka
przychodzi spoza
i chociaż nie ma pewności, to chyba się uśmiecha.
że wróbel ożył, deszcz pada, a dziecko? rośnie.
ks. Twardowski
Istar, 28 november 2013
przeplata się tu i ówdzie, coś zgubionego.
może wyrzut. szedł człowiek, nie czekając
machnął reką: a niech tam - i już jej nie było
kolejność zachowują pory roku, kobiety
o kształtach aury, która spodziewa się dziecka.
nie jest ani łagodne ani pamiętliwe. dlatego,
ani myśli wyjść kiedy woła ptak przyziębły
na wpół żywy na wpół ozdobny.
we wsi nakłuwają pola szukają zaklęcia,
że każde źródło które wypłynie poniesie w
przyszłość. zima - to będzie. kolejna przy
nadziei.
Istar, 23 november 2013
wieczory bez ciebie nie są już takie smutne.
wino nie mniej czerwone, noc coraz rzadziej
zapowiada się niepokojem. drży płomień
a świeca nadal płonie. na nic tyle skrzydeł
nad głowami poetów. ciem, jakby w świetle
trwało życie i wiodło się dobrze, każdemu.
Istar, 23 november 2013
ktoś powiedział nam bajkę.
wyobraziłam sobie drzewo i ciebie
wspinającą się po najsłodsze.
najbliższe słońcu, czerwone.
skąd mogłam wiedzieć że spadniesz,
i że cię nie złapię. uciekłam pod kołdrę,
skuliłam w szczeniaka. kundle nie płaczą.
przyniosła cię wtedy, i jeszcze wiele
razy. położyła w osobnym kącie.
zasnęłam z jabłkiem, aż do dziś.
weź pestkę.
Istar, 21 november 2013
siedzimy przy jednym słowie*
nienamówieni, oblizuję wargi
na znak głodu otwierasz usta
jakby było ptakiem powrotnym
/poza tobą nikt nie dokarmi włóczęgi/
chyba szmer, złudzenie słuchu
niebywały kolor niespotykana zieleń
może roślina a nie słowo
spróbuj, gorzej znoszę zatrucie
w końcu jesteś a ja tylko piszę
niesłowne wiersze
*każdy ma inne
Istar, 18 november 2013
schodzą się poranne koty. mgła usnuła mleczną
drogę, a te miauczą i zawodzą melodię przybłędy.
śnią drzewa otwarte jak domy dla ciężarnych
pełne duchów o pogodnych twarzach leśnych ludzi.
wczorajszy zmierzch i wątłe jeszcze
świtem opierzone pisklę. z gniazda dochodzi
trel, matka zaraz wstanie, pójdzie do fabryki
przed, nakarmi ciepłem. ot jesienna niekolejność.
inna zagubiona wróci, płaczem opowie zwidy.
melodią, bo przecież łzy to nic innego jak śpiew
duszy. a gdzieś utyka zegar, właśnie stanął na
szóstej. komu życie bez celu, wskazówki nie ruszy.
a kot na parapecie oswaja się z człowiekiem,
przez szybę widać ciepło w środku - nic się nie budzi.