rafa grabiec, 6 february 2014
od kiedy schowałem się między szczytami
nazywają mnie echo
nocami wychodzę na miasto
siadam na dachach podnoszę zasłony
i patrzę na sny w jakich topi się mgła
już się nie obawiam śpiewu syren
nie dotykają mnie macki kaszmirowych podróży
kochanie stygnę w odkrytym śladzie
rafa grabiec, 5 february 2014
mój cień kantuje w karty
upiera się że wygrał ciało Chrystusa
za dziesiątki na damach
podczas spacerów wyznaje mi imię Boga
wyzywa przez czarno-białe grzechy
porządkując świat na było minęło
skręcam w szyję ulicy
skręca w szyję ulicy
nie chcę
chce
centrum upadku w wiecznym śnie
rafa grabiec, 4 february 2014
Cash'owi
podobno anioły nie noszą butów
tylko na skrzydłach modlitwy
samotność to pusta kartka
to róg ulicy gdzie gaśnie latarnia
podobno ciało i kości
to jakieś dobro z którego jest jedno wyjście
duszno tu
wyspowiadaj mnie z samotni
opróżnij zakamarki z ciszy
rafa grabiec, 2 february 2014
będąc częścią schematu
wyprowadzasz swoje ja jak psa
by załatwił wszystkie potrzeby
inni zapominają po co było wczoraj
nie chcą wiedzieć dlaczego będzie jutro
dzisiaj to tylko rozlane mleko
wiersz inspirowany "Przeprawiając się promem Brooklyńskim" W.Whitman'a
rafa grabiec, 29 january 2014
nazywają mnie synem niedzieli
zawsze kiedy gubię cień na połamanych płytach
wcierają proch w akompaniamencie igieł
boję się pustego pokoju córki
wycinam ze wspomnień księżyce
przeciąganie liny z obcym
od kiedy to miasto obrosło pajęczyną
nie wyciągam wniosków z siebie
już nie myślę że warto
już nie tęsknię za tamtym smakiem
już przestałem organizować się dla pomsty
nazywają mnie synem niedzieli
moja matka migrena
moja żona Barcelona
moja córka opuszcza pokój
rafa grabiec, 28 january 2014
odkąd zacząłem się mylić na złe
wychodzi mi wszystko przez przednią szybę
próbuję nierozumieć świtów i staram się być
na ty z wieczorną stroną miasta
chce mi się mniej więcej wcale
dochodzić i przechodzić ulice
na czerwonym świetle
wyciągać ręce z kieszni tylko po to by złapać czas
w jakim marzną ręce
odkąd każdy sąsiad jest terrorystą i każda sąsiadka
obcina moje życie z fragmentów dobrego samopoczucia
cieszę się z całodobowej opieki ISS
rafa grabiec, 23 january 2014
styczeń
wszystkie odcienie zimna
zaczynamy dzień od znalezienia siebie w kawie
później błądzenie w tatuażach miasta
wieczór nadziany programem telewizyjnym
luty
rafa grabiec, 22 january 2014
kawałek jabłka Ewy
w gardle
rodzi grzech
cienka jest linia mostu
ręce związane metalem
Ryby Bliźnięta Lew
coś jak szkielet rodziny
żeby przyszła wiosna
potrzebne są powracające ptaki
rafa grabiec, 21 january 2014
Słyszy pan, panie Anderson?
To odgłos nieuniknionego.
Wachowscy
Z wód płodowych po ślady maszerujących na przestrzeni
pukania i węgla. Widok z namszczonych pięter i kilku więcej wartych głosów
dociera w cieśniny zbiorów.
Brat który nie pamięta mego imienia niesie na ramieniu lustro. Mogę
łapać jego zepsute powietrze. Dni wciąż igielne i noce jak rozbite planety.
Jakimś cudem sztukmistrz rozdaje ogień. W domu
wybucha kolejna wieczerza.
rafa grabiec, 20 january 2014
są oddechy głębsze od bycia samotnym
oddechy o jakich nie da się zapomnieć
trafiamy na spojrzenia z których nie ma wyjścia
spojrzenia jakie znajdziesz za przepaścią
możemy uśmiechać się w tym małym świecie
nawet do odlatujących ptaków
teraz wiemy że deszcz który obmywa nam barki
jest jednym z nas
jest w jakimś stopniu miłością
bycie mężczyzną we mgle z kobietą w świetle
nie musi być zimne
nie musi trwać jedną noc
kochanie