Arti, 12 june 2013
w porze deszczowej nieobojętne obrazy
spacer niepojęty zieloną aleją
pożyczam kroplami nieba
zwyczajnie
szarą stronę światła otwierając na natchnienia
sylabizuję oderwane fragmenty
pod wiatr maluję oblicza
w kałuży pełnej niespodzienek
twoja twarz
w garści trzymam błękit
zza chmur przebijasz blaskiem
i znów
miewam mokre sny
intensywny zapach twojego kwiatu wywołuje do tablicy
nocne majaki w kolorze karminu
miody lipowe
na boskiej palecie łąkowych smaków
prognozą na jutrzejsze słońce
implikujesz wilgoć deszczu
źródło
płynę wędrówką kochanków
uciekam by dogonić świat
drugi brzeg jest przecież tak blisko
nie mów nikomu
mokry tobą w tobie pozostanę
na zawsze
Arti, 11 june 2013
z trzech minut apokalipsy
absurdem układanka sumień
za horyzontem nie widać zmian
tylko wilgotne policzki nie potrafią udawać
szelmy niechciane chciane
krople wypływające z wnętrza
oka i jeszcze głębiej sięgając wędrówek
po tajemnicach
serc za mało aby zrozumieć
dwa gramy duszy uwięzionej w leśnej bajce
spływające nietolerancją na smutek
tęsknota rozwija skrzydła
miłością spełnieniem i krokami w nieskończoność
żyjemy tak blisko a tak często obok
czasami zalegając na podłodze
wylewamy brylanty na wieść o trzęsieniu ziemi
pewnym tsunami
albo jeszcze w odmiennej formie
na przydkład bo kocham na zabój
historią kasztanowych ludzików
cudownie niepokornych urokiem
które tak bardzo są jak twoje włosy
wiesz co?
róbmy to wszędzie
czy to jest tylko krajobraz spóźnienia
a może wylewasz ot tak po prostu
ze szczęścia z otchłani czasu
wydobywając minuty specjalnie dla nas
kiedy jesteś tuż tuż
taka namacalna
jak pewność pachnąca konwalią
w milczeniu słów bo więcej nie potrzeba mówić
pozwól
jeszcze raz zagramy o przyszłość
od teraz dni są po to aby noce
z bukietem róż
ułożonym w próby otwartych okien
skrzydłami ufnych ptaków
abym mógł
powiedzieć to w co wierzę najbardziej
już nigdy więcej nie płacz uśmiechnij
jesteś bezpieczna
wyjdziesz za mnie?
Arti, 11 june 2013
zabłąkany pośród schematów
otworzyłem oczy na szerokość odbić
lustra już nie straszą
na przekór spotkaniom przy drodze
z zakątków drogowskazu twoje oczy
przemówiły siłą
imienia wypowiedzianego nad ranem
w tańcu zmysłów słodkie grzechy
zieleń kwiatu paproci
grzeszność i chciane zmiany
wszystko nie musi być jak spotkanie z elvisem
to takie oklepane telewizja kłamie
pójdźmy trochę dalej
wejdźmy w coś więcej niż zwykły sen
właśnie w tej chwili powiedziałem sobie
dosyć facet
zaprzeszłych upokorzeń w tonacji oddania
siedemset pokoleń zmutowanych motyli
musi umrzeć
tak samo jak wypłowiały księżyc
i mimowolne ucieczki w poświęcenie
jolka jolka pamiętasz
znalazłem
lato ze snów żywy portret przemieszczenia
doskonałość skrzętnie skrytą w bieszczadach
pod sklepieniem myśli twoje niebo
moim
przysięga i przyszłość
nowe diamenty zakręciłaś mną
w światło dzienne noce pod gwiazdami
znalezione niebem
są w zasięgu wzroku nasz sad
i rzeczywistość w oknie otwartym na jutro
widzisz ten dom bez limitu?
to my
po drugiej stronie iluzji całe życie
podświadomie na to czekałem
pojawił się głośno
cichy szept nowych drzwi
prosto w twoje ramiona
Arti, 10 june 2013
nie potrafię się uwolnić ujarzmić zakrętów
bardziej lub mniej skośnych niż rozmowy z lustrem
czasami mając wrażenie że pewnoś
jest jak wiersz o płycie chodnikowej
stąpam kolejnym pierwszym
trotuarem kroki pocałunków
naprawdę nie mają znaczenia pod nogami
i tak beton istnieje jedynie na twardo
sobie piosenką z opóźnioną melodią
gdzie zapłon pokochał samotność jak zawsze
otwieram ramiona
by przystanąć pomiędzy gałęziami
kiedy na wierzbie rozpłakały się kotki
pierwszy odkrywczy poranek
ukradłem bez konsekwencji
tożsamość liści została zachwiana
bitwą na nagość i latawce które zapadły w sen
kiedy zapytałaś
czy wszystkojużbyłość więcej się nie powtórzy
odpowiedziałem że nie
ale letniobajkowe noce na hipodromie
w dużej mierze zależą też
Arti, 6 june 2013
rzeczy zaprzeszłych
niepotrzebną galerią suchych gałęzi
nie zostawiam sobie na pamiątkę
zaczynam dotykać palcami
ognia dłonie wędrują twoja skóra
płonie
zwierzątko
mówisz
dla kontrastu chwili
niewyimaginowany
opracowuję plan na teraźniejszość
przyszłość
przełamuj mnie dalej
a przy twoim stole
zapełnię wszystkie miejsca
od zmierzchu
po pocałunek o świcie
Arti, 5 june 2013
czy mówiłem ci już kiedyś
że nie uda nam się mieć wszystkiego
na raz
że bardzo cię kocham
jeśli tak to przepraszam
trochę kłamałem
bo nie czas na toasty
rozkwitłe kwiaty dzieją się poza postrzeganiem
jak na to wszystko patrzę
stwierdzam po raz enty każda chwila jest ważna
oszukałem ciut ba nawet trochę więcej
kocham nie do końca umie wyrazić
to jest takie zarąbiste bardzo kocham też nie oddaje
słów co jak różowy króliczek
bywają chore na ostoporozę koloru
ty wiesz
nie zawsze potrafię
oddać znaczenia listów pisanych sobą
na wypadek powtórnych narodzin
którymi ładujesz nasze akumulatory
pobudzam zmysły
pod kapeluszem skrywam coś więcej
dla ciebie w ciszy
bezsłowiem oddając znaczenie
bo tak chce natura
bo tak chce bóg i ja tak chcę
i ty
chcesz acha
mówiłem ci już kiedyś
że dla ciebie całe szczęście chcę ukraść
że po prostu
kocham cię
tylko nie próbuj brać
tego na logikę
Arti, 5 june 2013
historią pewnego romansu
odejście zimy nastąpiło błyskawicznie
zwiastując słońce
jedynie od czasu do czasu
przypominało o chłodzie
w liście do wiosny
erotycznie niecenzurowana
wypłynęłaś na szerokie wody
podsłuchany latem byłem gotowy
niczym dziecko z siatką na motyle
świadomy własnego losu
szczątkami dnia
wieczorna rosa dopełniła dzieła
na miękkiej poduszce z mchu
anatomicznie płynąłem
bezkresem łąk i pastwisk
poznając twoje oceany
zapaliłaś
potem już tylko spełnienie
puszczałem kółka papierosowym dymem
Arti, 4 june 2013
czasami
nieporozumienia powstają po to
by potem łyżkami zbierać żniwo
z pogodzeń że aż trzeszczą łóżka
anielskie skrzydła
w sweterku z poliestru
nie zawsze smakują prawdą
bezsilność
tęsknota za namiętnością
okazuje się
że wcale nie trzeba piór
aby wymościć gniazdo
nadzieja zaufanie i wiara
wiara zaufanie i miłość
to takie proste
Arti, 3 june 2013
świat jest taki na wyciągnięcie
rąk za mało aby go pochwycić
nieobecni ledwo widzą kartkę
w czasie apokalipsy
kiedy obecni piszą wiersze
niepokonani pokonani
zmierzają przed siebie nie patrząc
na niewiadome dwa albo trzy kapcie
wystarczą
by poczuć moc ukrytą w stopach
idę przed siebie
bosy ale w ostrogach
zawsze wartość szczęścia odmierzając ponad
czasem zdarza się że płaczę
jednak moje perły są żywą prawdą
legendą o utraconych snach
tęsknotą za porankami zakochań
ludzie mówią pomidorowe serca
ale cóż znaczy warzywo
kiedy tętno mknie z predkością światła
wokół zamieci i zawieruchy wyznań
miejscowe podtopienia nie mają najmniejszego
znaczenia nabiera się dopiero wtedy
kiedy zechcesz dowiedzieć się kim jesteś
silna sobą
nawet w dzień kapitulacji
karmiąc słowa nad białą kartką
jak nigdy jesteś tak blisko
twoje oczy śmieją się do mnie
warkocze włosów plotę w marzenia
ostatnia prośba do zarozumiałych
kiedy zamykam oczy
nie pytajcie kim jestem
ona wie