smokjerzy, 9 december 2017
Miejsce krzesła jest pod stołem
zatrzeszczało sześcionogie krzesło
(obciążone traumą bukowego lasu
z okolic wsi Złe Mięso oraz pamięcią zewnętrzną
w postaci obfitości pani W - z tejże wsi)
Prowokacja (myśli krzesło)
Amputacja (myśli krzesło)
Drapieżne ptaki słów naruszyły przestrzeń powietrzną
nadpsutej pamięci pana J - ze wsi Złe Mięso
Kurna - rzekł on
a słowo to pomknęło niezawiłymi ścieżkami
wprost ku gotowemu sercu pani W
Ojej - rzekła ona
a słowo to uniosło jej chętną obfitość
wysoko
wysoko
wysoko
dwadzieścia pięć centymetrów ponad
szczęśliwe próchno bukowej podłogi
i upuściło wprost na kwintesencję
umykającej męskości pana J
który krzyknął -
kurna
a słowo to pomknęło niezawiłymi ścieżkami
wprost do czarnej dziury
z której
wypełznął
wylazł
wyczołgał się
trochę demoniczny
ciut psychodeliczny
z zakrzywionym czasem w łapach
podmiot
przeraźliwie (nie)liryczny
Żądam wiersza - ryknął
a słowa te niezawiłymi ścieżkami pomknęły
śladem panicznej ucieczki sześciu
i jeszcze dwóch nóg
Spokój - westchnął stół
a słowo to nigdzie nie pomknęło
bo ścieżki też uciekły
Ojojoj
ojojoj
smokjerzy, 7 december 2017
Z mlekiem matki wiedzę wyssałem,
żeś drogą powrotną do raju,
lecz tyś - przerośniętą reklamą,
monstrualnym kukułczym jajem.
Krętą ścieżką pod górę jesteś,
upadkiem na łeb, na szyję,
bólem chleba na wskroś powszedniego,
czasem, co sam się zabija.
Zbyt często cierpi odwaga
w piekle codziennych spowiedzi -
stawiając tak trudne pytania,
zadajesz gwałt odpowiedziom.
I jesteś nieobliczalne,
smutny wariat, dzika wariatka,
dręczysz, zniewalasz, kochasz i lżysz -
ojciec, sadysta, szalona matka.
Gdy już nie mogę z tobą wytrzymać
i, jak biedzie najgorszej, mówię - dość,
wtedy całe zmieniasz się w drwinę,
kusisz - dam ci, co zechcesz, więc proś!
Jestem tylko cieniem przechodnia,
ty trwasz, ja nieustannie odchodzę,
śmietnik pełen rzeczy i wspomnień -
z tą stratą jakże łatwo się godzić.
Lecz nawet słabnącym oddechem
wyrzężę dla ciebie swoje - tak -
jeślibyś tylko zwróciło zapach,
bylebyś, Życie, znów miało smak.
smokjerzy, 5 december 2017
Kolejny zmierzch wypada z rąk
W obsydianową ciszę nocy
zastyga czasu przemijanie
Żaglowce senne odpływają
Ślepiec solną perłę utoczył
roziskrzając mapy złotych łąk
Tu wszystko jeszcze jest możliwe
(istnienie to czy nieistnienie)
Tu Bóg nie wypowiedział Słowa
Wędrowca nie przeczuwa droga
Tęsknotą szeleszczą przestrzenie -
ptak nie wyśpiewał jeszcze skrzydeł
Chciałbym tak trwać wciąż oderwany
od nocy i dni już nazwanych
I aby w tym znieczuleniu
w tym szczęśliwym nieprzebudzeniu
pozatrzaskiwać wszystkie bramy
(za bramą świt rozkrwawia rany)
smokjerzy, 4 december 2017
a jakżeby inaczej
tuż przed samą inwokacją ktoś
kopnął mnie w tyłek
radośnie niezbędne pacnięcie
bym maczugą dziewiczego wrzasku
mógł roztrzaskać wrota do życia zamkniętego
w nawiasie oddechu
zabolało- ryczałem jak wściekła krowa
lecz gdyby wtedy ciąg dalszy przemówił
mocno zacisnąłbym perspektywiczny brak zębów
na deficycie powietrza
i tylko stwórca
brutalną perswazją wszechmocnego dentysty
byłby w stanie uporać się
z tak uporczywym szczękościskiem
w przedszkolu wylewałem zupę pod stół
ohyda o smaku i konsystencji słodko-lepkiego nic
z odżywczymi walorami proszku do prania
pani renia stawiała mnie za to do kąta
(bo tak nie można)
(bo niedopuszczalne)
(bo bierz przykład z zosi)
i tak zostało do dziś - ciągle stoję w jakimś kącie
odwrócony tyłem do świata z dość wątpliwą satysfakcją
że 120 kilogramów zosi reinkarnuje się właśnie
w głodnych trzewiach pospolitego ruszenia robali
kolekcjoner wrzodów żołądka rzadkich uśmiechów
przeraźliwie samotnych wieczorów we dwoje
hojny sponsor raka płuc
jak cebulę obieram siebie z kolejnych odcieni szarości
karta po karcie układam cienie
w dom bez okien drzwi ścian i przyszłości
szyję ubranie na miarę odchudzonego czasu
w szkole dowiedziałem się że ala ma kota
(co później pozwoliło mi ze zrozumieniem przeczytać
dzieci z bullerbyn winnetou biblię
a także naiwnie rozprawić się z solipsyzmem)
że dwa dodać dwa równa się cztery
(dzisiaj mam wątpliwości)
że ola ma cycki które są ziemskim odpowiednikiem
biblijnego raju oraz powodem niezliczonych erupcji
okolicznych wulkanów
mnich o wyglądzie brodatej pomarańczy
z akcentem anglika który połknął wiadro gwoździ
rozprawia o modalności bytu i świadomym oddychaniu
życie to tylko szereg westchnień
stań prosto wykonaj pełny wdech
zatrzymaj
uwolnij
żyj
bum
kot pod kołami na przejściu dla kotów
już czas polubić siebie
póki wciąż wiem
kim nie jestem
smokjerzy, 3 december 2017
jeśli przyjąć że życie
to kawał drewna w którym
każdy z nas już od pierwszego dnia
rzeźbi siebie
to ja
wystrugałem wariata