Yaro, 9 października 2020
opanowana ziemia pandemia
układy prowadzą na straty
nasze ubrania stare łaty
zdrada rozkwitła
stoimy zawsze tam gdzie dziwka
po obu stronach Polska zjednoczona
nasza ojczyzna Polska podzielona
zamykam oczy w przeszłości
nie wypowiem słowa ściskam złości
wytarte strony historii wymazane strony
nasz kraj mocny lud rozważny zdradzony
obmywają ręce judasze
wydzierają serce ziemi sprzedają dobra
rozkradają wszystko co ma wartości
zbezczeszcza wszystko co święte wieczne
rozpusta na pierwszych stronach
wolność swoboda tolerancja dla wykolejeńców
Pan Demia świat zmienia uczy solidarności
kogo jak kogo popij wodą ryba bez ości
Marek Gajowniczek, 8 października 2020
Żółknie zieleń, gdy chłód i wiatr.
Żółta strefa zaleje świat,
który chciał mieć Zielony Ład,
lecz oddycha śladem węglowym.
.
Oprócz ryb już śmierdzą od głowy
autorzy barier sanitarnych,
gróźb, rygoru i środków karnych.
Czas zapytać - od kiedy? dlaczego?
dotykają represje chorego?
I czy musi być uwięziona
resztka życia i tak zagrożona,
gdy oddala się ze szpitala?
.
Władza sobie na wiele pozwala,
zasłaniając się statystyką.
Apokaliptycznym konikom
da pić z Wisły - bez problemu,
a zwłaszcza temu żółtemu,
którym straszono nas od lat:
Żółta rasa zaleje świat!!!
melkart, 8 października 2020
Umarłaś i nie wiesz o tym nic.
Z tobą skonał mój duch -
z czerwonych ust pozostał puch w pierzynie
i nieskończony szkic.
Gdybym wiedział jak mam cię mało
wiódłbym nas przez lasy gwiazd,
by każdy czas, każde miejsce
stało się tobą.
Teraz nie mam nic.
I gdy idę cmentarną aleją
spuszczam wzrok...
Z niedokończonego obrazka
bieleje śmierć znanych kiedyś lic.
melkart, 8 października 2020
Żaden nie wie człowiek
przez ile dzikich mrugnięć powiek,
błakając się – ginie cudna róża.
I tylko czas, jak wyrok anioła stróża,
wieści niesie niedostrzegalne na placach.
Nieruchome katedry otaczają chłodnym marmurem
ciała minionych bogiń – zimnym murem
mistrzowskiego inwentarza.
melkart, 8 października 2020
Jestem powiernikiem obłudnych oczu,
przyjacielem szanownych kłamstw,
kamratem zakamarków dusz, z których nie ma powrotu.
W sercu noszę gmatwaninę gniewu i nadziei,
drżące żądze, lepkie sny,
tańczące w takt niegranej melodii.
Wokoło roztaczam arię uniesienia,
ulegającej w chwilach rozgorączkowania
słodkiej udręce przyzwyczajeń.
Jestem tu, więc jestem nigdzie.
Płonę emocjami, tonąc jednocześnie
w bezmiarze niespełnienia.
Wędruję niespokojnym duchem,
znacząc sobą miejsca i ludzi.
Pluję fantazją radości i czernią
bystrej wymowy. Czasem morduję nadzieją.
Kim jestem! Czym jestem!
Nie-Bóg, już nie człowiek.
Sen, mara, pajac, szarlatan,
debil i geniusz?
Czy jestem Poetą?
melkart, 8 października 2020
Dusza – moje skryte i groźne ustronie,
zamykam na klucz. Boję się, że wolna
nawiedzi mnie zjawą, namiętną
obsesją kochania. Wlewam w siebie
eliksir cierpienia, doskonałego obojętnością,
pieczętując swe męczeństwo.
Zarzucam coraz to nowsze kajdany,
ktłrymi skuwam lotnego ducha.
Wymyślam dokuczliwe kłopoty,
aby niedorzecznymi podszeptami nie dosięgł
mojego jestestwa. Taki drobiazg,
21 gram uwięzionych w zjadliwej skorupie.
Zagłuszam skrupuły perwersyjną lubieżnością
de Sade'a. Udręczam każdy cal ciała
autoagresywną nienawiścią, byleby nic nie czuć!
Utrzymuję związki z diavolami, bym wreszcie przeklęty,
mogł doznać szaleńczej pustki.
Nie pragnę miłowania, nie pragnę współczucia!
A ludzkość zdeprawowana miłosierdziem,
garnie się w moje objęcia.
Im ohydniejsze przedsięwzięcia podejmuję,
tym więcej gwałcą moją samotność!
Rozkład ich wabi...
O skrzydlate demony,
włochate gniewem, krostowate owady
wygnane z Raju – Precz ode mnie! Precz!
melkart, 8 października 2020
Pewnego razu w "Biedronce",
gdy jasno zaświeciło słońce
pojawiła się jadowita żabka
i zaczęła skakać po ladach.
Narobiła szumu
siejąc panikę wśród tłumu.
Nasikała pod kasę,
i to wcale nie licząc się z czasem.
Zjadła dwa banany,
gdzie pająk był schowany.
Poczynała sobie coraz śmielej,
aż spotkała boa dusiciele.
Ze strachu wpadła na pączka,
puszczając sutego bączka,
i uciekła do lasu,
krzycząc: "O co tyle hałasu?!"
Yaro, 8 października 2020
w poszukiwaniu przestrzeni jak ptak
wywołują wojny ci co muszą
gdy wydaje się że się duszą
nie tędy droga
by zabijać wroga
wojna na kije i kamienie
wojna na bagnety i ołowiane kule
gdzie prowadzi trwoga
jak nie do Boga
nogi za pas i do lasu
skryć się w jaskini mniej hałasu
wolność nadchodzi jak po nocy świt
wznieść się wysoko jak ptak do nieba
wyżej tylko kosmos
zamknięte oczy
uniesione ramiona
wolności moja bywaj zdrowa
bo inaczej skonam
padam na kolana
Boże chroń naszą Polskę królową
wiara jest mocą
całą wolnością
powietrze i wiatr
trochę chleba i miodu
popij mlekiem nie wodą
cieszmy się swobodą
(piosenka)
Yaro, 7 października 2020
miała długie włosy jak ja miałem
pamiętasz jak całowałem
obiecałem wszystko tobie dziewczyno
w zamian nie dałem nic
to tanie wino wypite do połowy
nie oddałem serca pamiętasz deszcz jak lało
biegłaś do domu w poduszkę się skryć
zostawiłem ślad glanów
na twej wycieraczce
ojciec odprawił mnie z kwitem
do poprawy nie śpieszno mi
daj mi to co pragnę
nie mów że nie kochasz
jeśli dostanę obiecam ci
że nigdy nie powiem że te dni przeszły bokiem
obojętny tobie odchodzę w głowie jak sny
budzę się przy tobie dziecko śpi
Yaro, 7 października 2020
idę drogą
pode mną układa się
ściskam kawałek skały
ochroni mnie
przed tymi co kopać
mnie chcą
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.