Yaro, 29 sierpnia 2020
wczoraj było tak pięknie
chciało się żyć i oddychać
słońce świeciło jasno
dzisiaj jest inaczej
boję się jutra
czy będzie mnie stać na chleb
dzisiaj jest inaczej
zamaskowany świat
cyfry przed oczyma
zgony niezgodne z prawdą
zasuwa czas dni i noce
księżyc niby ten sam a świeci gorzej
zaszczepię się w piątek
cały weekend
zklinuję w poniedziałek
tydzień umknie bokiem
ocieram się o wiochę
normalny1989, 29 sierpnia 2020
Lubię Twój wstyd,
wysublimowany
kiedy skaczesz na mnie
zostawiając mokre plamy
i drapiesz mnie
jak szczur,
który instynktownie chce uciec,
poczekaj słodziutka,
obrócę Cię na brzuszek.
Tak lubię, a Ty
się nie bronisz
zapomniałaś co to strach i smutek
stwardniał Twój sutek, kiedy
pot przecina pulsujące żyły na skroni.
Szalone- nasze ciało płonie
już lecisz, stój!
Jak niedźwiedź trzymam
Twoją nogę
Stój mówię!
Ja też już dochodzę.
normalny1989, 28 sierpnia 2020
To wstęp, lecz
nie mam ochoty już nic
wyjaśniać, logicznie
jestem sztywny, kiedy
Ty jesteś ciasna.
Prawda to twarda, jak
orzech do zgryzienia
nie odczuwam
w przy Tobie
żadnego spełnienia.
Marek Gajowniczek, 28 sierpnia 2020
Po trzydziestu latach
ciągle czuć ten zapach,
o którym wspominał Święty.
Gdy ptak uwięziony
wzleciał nad ambony.
wzbudził w ludziach
zachwiania momenty.
.
Emocjami trzepoce,
jakby wszystkie złe moce
skupiły się na kodzie wirusa.
Na co świat Bożej Łaski
wkłada maski - potrzaski,
a rozwagę zniszczyła pokusa.
.
Pozytyw i negatyw
dwa odrębne już światy
tworzą, w których
bijesz się z myślami
i ufasz, w dobrej wierze,
że ten zapach się bierze
wraz z jaskółek umysłu wzlotami.
.
Już o skoku kwantowym
nauki wielkie głowy
wizjonerskie składają rozprawy,
a zwykłe przewietrzenie
ocalić może Ziemię
i tajemnic rozwieje obawy.
Pavlokox, 28 sierpnia 2020
Miałem siedem lat. Zdarzyła się rzecz straszliwa,
Która już do końca bliznę mi zostawiła.
Za każdym razem, gdy łapała mnie choroba,
Zmuszano mnie bym korzystał z inhalatora.
Matka robiła weń roztwór soli bocheńskiej -
Mieszanki wiecznie wrzącej i dosyć drażniącej.
Przyniosła mi go do łóżka z własnej tępoty
I wróciła do kuchni, aby tłuc kotlety.
Jakież było zdziwienie, gdy krzyk usłyszała,
Kiedy woda na moje udo się wylała.
Ojciec przebudził się wtem ze snu pijackiego
I zaczął powoli zwlekać się z łóżka swego.
"Bóg nas ukarał" - załkała zmartwiona mama.
Coraz bardziej czerwona stawała się rana.
Trzeba było wnet zanieść mnie na pogotowie.
Ojciec wziął mnie na barana - raną po głowie!
Lecz w końcu sami dotarli sanitariusze.
Nie całkiem były trzeźwe ich ciała i dusze.
Ku memu narastającemu przerażeniu,
Jodyną polali ranę po oparzeniu.
Ból był silniejszy niż po laniu którymkolwiek.
Przez pół nocy nie mogłem później zmrużyć powiek.
"To wszystko twoja wina!!!" - słyszałem zza ściany,
Gdy ojciec matką o ścianę rzucał pijany.
Czym prędzej przybiegłem do dużego pokoju.
Gdy zdjął mi piżamę, krzykła: "Zostaw go gnoju!"
Nie zwykłem być na tak ciężkie lanie gotowym.
Dostrzegłem krew na papierze toaletowym.
Gdy leżałem gotowy do lania na stole,
Mój ojciec zgasił matce cygaro na czole.
Będąc dorosły poznałem ukrytą prawdę:
Ojciec uszkodził inhalatora podstawę.
Było to później główną przyczyną rozwodu,
A także napisanego przeze mnie pozwu.
W końcu mogliśmy zacząć żyć bez tego potwora,
Jednak z mojej matki też wyszła niezła zmora...
normalny1989, 28 sierpnia 2020
Czterdzieści, lubię utrudniać
hiperwentylacja wchodzi,
cisza przemienia się w pisk
ciało w wibracjach brodzi
akceptuje każdą myśl.
Wydech, zabijam nim
wszystko co leczy
a także to co szkodzi
świadomość w kosmos
leci niczym pocisk.
Para unosi się wokół
niczym z meteorytu
zewsząd otula mnie czerń
a w środku bulgocze energia,
brak smutku, żalu
brak szczęścia i zachwytu.
Sztelak Marcin, 27 sierpnia 2020
Utknąłem w korku
od butelki; czując się chorym na ciele i umyśle
mam stan maniakalno - depresyjny,
który zapiszę przytomnym.
W połowie bezpośrednim potomkom
pierwszej małpy, sepleniącej bezskładnie
o przyszłych podbojach.
Kosmosu, który runie na głowy, całkowicie
niespodziewanie.
Nie wieszczę żadnych kresów
– to nieprzystojne w pewnym wieku
oraz wygodnym miejscu, przed zgaszonym
telewizorem. Wiadro wody zawsze na podorędziu.
Na wypadek pożaru, zgagi, posuchy i innych
plag nie wymienionych z nazwy
w żadnej księdze opisującej linie podziału
świata. Te, oczywiście, nie obejmują kotów,
im się zwyczajnie tego nie robi.
Marek Gajowniczek, 27 sierpnia 2020
"Miękka aneksja"? - " Pomoc matczyna"???
Kto się matczynej kiecki przytrzyma?
.
Dziś "Bratnia pomoc" ma swe sposoby,
by kraj przygarnąć i "Dzieci Wdowy"!
.
Tak polityczne Unii birbanty
oddadzą lekką ręką Inflanty.
Będą jak trusie uszami strzyc
i grożąc palcem nie zrobią nic!
.
Prędzej, lub później znikną siniaki,
a z nimi chęci kolejnej draki,
dla odwrócenia od tego oczu,
czego byś nie chciał i mocno poczuł!
.
Aż w grach wojennych i w mediów widzie
odrosną nowe głowy Hybrydzie!
Yaro, 27 sierpnia 2020
gdy czas zmarszczy twarze
dzieci rosną nam coś ucieka
bogacimy głowy o wspomnienia
za szybko dzieje się to wszystko
zerwane filmy łączę w jeden
zakręceni przy obiedzie
opowiadamy dzieciom o historii
lecą liście lecą latka
jesienią złote włosy się bielą
jak babie lato rozrzucamy ramiona
chwytamy co się da brązem kasztanów
odświeżam szare pokoje
najgorzej gdy o chorobie się już dowiem
kilka chwil na pożegnanie zostanie
łzami pokryję policzki
wyliczę co mam do wyliczenia
podpieram laską krzyż na drogę
czuję w sobie okryte ciałem starca siedemnaście lat
Yaro, 27 sierpnia 2020
stary jestem powtarzał Santiago
jego twarz zmarszczona jak brzeg oceanu
w oczach jego głębia błękitna laguna
Manolin młody chłopiec kochał go
Salao szeptali ludzie z hawańskiej wioski
nie poddawał się codziennie wypływał w morze
wracał z niczym śmiech co niszczy człowieka
będzie zawsze śmiechem przez łzy
wczoraj o świcie wypłynął sam bez chłopca
pogoda była ładna wiało od morza
płynął powoli nie widział lądu
stawał się wolny z każdą milą
złowił tuńczyka zaczepił go na hak jako przynętę
czekał długo gdy linka się naprężyła ukazał się wielki Merlin
przeciął lustro wody i zniknął pod powierzchnią
zadowolony rybak płynął w głąb oceanu dalej i dalej
rekiny zuchwałe skubali ciało ryby
zmęczony po wielkiej walce wrócił do domu
z Merlina pozostał biały szkielet jakże wielki
ci co widzieli z zachwytu nie mówili nic
stary Santiago wyszedł z łodzi
szedł zmęczony wywracał się raz po raz
zadowolony usnął w chacie
zdjął klątwę pechowego rybaka
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.