Yaro, 27 sierpnia 2020
mój kraj stygmatem
na ustach z maską
nakazem z zakazem
ze szmatą na twarzy
ubieram się w dresy
wkładam ciężkie buty
skóra z tamtych lat
bandamka na szyi
zdobi moje dzwony
zmarszczone czoło i dłonie
starcem nazwiesz mnie
swoje wiem pogo pogo
moją drogą moją chwałą
kraj zaniedbany oszukani
wstajemy do katorżniczej pracy
w kieracie zaprzęgnięci na kilka godzin
dziennie działam niewymiennie
urlop zapomnij wszędzie korona
wszędzie gówno
ocieram się o jutro
wczoraj było dobrze
nie pamiętam tych chwil
niewymiernie zegar tyka
czy to koniec może początek
krzyczę bo mam dość krzyczę
by wykrzyczeć na cały świat
mam dość by się bać
Marek Gajowniczek, 26 sierpnia 2020
Rząd szurając podeszwą,
uznał groźbę za przeszłą.
Niespełniona znów może powrócić.
Wtedy "weźmie na klatę" to,
co wiosną i latem
nie zdołało systemu wywrócić.
.
Minął strach zabobonny.
Odlatują Madonny
w karawanach chmur czarnych w kosmosy,
a i wielu Proroków
w propagandy obłoku
mocnych wrażeń odczuwa niedosyt.
.
Włącz emocje kulturo!
Oddaj cześć pawim piórom!
Planom, które ruszają z kopyta
i na łupinie życia
płyną w czeluść odkrycia.
Nikt oślepłych o drogę nie pyta!
.
Patrz na wszystko przez palce,
zanim zmiażdżą je walce
maszynerii Nowego Projektu.
Zło po świecie się toczy.
Każe przymykać oczy
na zamiary Wielkich Architektów.
Deadbat, 26 sierpnia 2020
Więżą nas słowa pojęcia i czyny
Zmieniamy słowa budując nowe lepsze klatki
zmieniamy definicje niczym rękawiczki
ta pasuje do masowego mordu
tamta do kosmetyki twarzy
Czyny
Czyny są decydujące
oraz ich znaczenia i interpretacje
budują nam wczoraj dziś i jutro
konstruują bieżący mechanizm przemijania
Patrzę zdumiony
jak każde przekonanie można zmienić w rewolucje
jak bezwzględną mogą z obu stron dobre chęci
wykrzesać nienawiść
każdą śmierć i życie każdego można wszakże użyć
Wszystko co istnieje jest po to żeby czemuś służyć
Zwycięzcy nikt przecież przed sądem nie postawi
Nie ma formy dla samej formy w najczystszej postaci
ani treści będącej pełnia samą w sobie
planeta wszystko pomieści lecz jest układem zamkniętym
dlatego organy nieużyteczne czeka wyginięcie
Udajemy że wieczność jest teatrem
szepcząc śmierć bezgłośnie z każdym kolejnym oddechem
inaczej nikt nie pozwoliłby się naprawdę zranić
(dużo tworów kultury wskazuje to wyraźnie
Im więcej śmierci pcha nam się przed oczy
tym bardziej jej realność w widmo przemienia się i niepoważne blaknie)
Poszukujemy znaczenia siebie miłości i szczęścia
Pragniemy posiadania potęgi i władzy
Tworzymy wartości i niszczymy lub giniemy broniąc
Największym każdy pragnie życiem być i najważniejszym
w odwiecznym piękności konkursie na trasie ludzkiego maratonu
na naszej prywatnej mecie czeka baner co śmierć wyraża
i koniec podróży
I nie ma znaczenia czego dokonamy
Znikąd zmierzać musimy donikąd
To obieg zamknięty jednoplanetarny
Gdzieś z wolna neoczłowiek z fabryki poczęty
nadchodzi wyprany ze zbędnych emocji
krystalicznie czysty
bezpłciowy
wielopostaciowy więc też i bezkształtny
ideologicznie niezaangażowany
z zwierzęco-darwinowskiego drzewa
bezpiecznie wyrwany
Praczłowiek przeminie
tak jak dinozaury
W końcu i ten zginie
(na własną zagładę w najlepszy możliwy sposób przygotowany)
jak bluźnierstwo rzucone w twarz
samego Boga
I czas stanie
zlewając z powrotem w wieczność wszystkie
rzeczywiste i te urojone wymiary
normalny1989, 24 sierpnia 2020
Gdybym wszystko wiedział
na pewno inaczej bym
coś zrobił,
na pewno nie dałbym
uderzyć się
w odsłonięty polik.
Ludzie mają tak,
że pytają, czy chuj
w dupie boli,
kiedy chwile później
w ich jelitach pęka
wielki słoik
Misiek, 24 sierpnia 2020
Mojej Muzie...
Nie sztuką kochać tylko to co szczęśliwe
na szali kładę stare grzechy i winy
jeszcze prostuję moje drogi
ścieżki życia krzywe
bo nic nie dzieje się nigdy bez przyczyny
serca potrzebuje wszystko co żywe
jak wody łakną upalnym
latem rośliny
Muzo co jesteś w każdej chwili
kiedy zegar czas mi odmierza
jak pisklę co w gnieździe
jeszcze kwili
rodzi się nowy wiersz droga Erato
choć czasem zapiecze rana nieświeża
ty ją poezją opatrzysz i dziękuję zawsze
tobie za to
Niczego tak nie kocham jak wrażliwość
delikatnie myślami przytulam prawdziwe
serce przez życie tyle
razy odwrócone
bo zawsze będę kochał to co jest wrażliwe
przytulam słowa twoje natchnione
tylko nie mów proszę
że to nie jest miłość
jesienna70, 23 sierpnia 2020
za bramą czas nieruchomieje
słońce rozgrzewa kamienie
a motyle przysypiają
na zwiędłych goździkach
przy studni zakładam kapelusz
przeliczam jałowce osadzone
w nierównym szeregu
przed ostatnim skręcam w prawo
po drodze zahaczam
o zmurszałą ławkę
na której już od dawna
przysiadają tylko wróble
najczęściej milczę
obserwując drżenie powietrza
nad bladymi płomykami
lubiłeś ciszę
czasem przeszłość
przesuwa się powoli jak kot
polujący wśród burzanów
na szare kuropatwy
mama pali papierosy
i podlewa ziemię wodą
przyniesioną z domu
prosząc o dobry sen
jeszcze nie wiem
jak tu wygląda jesień
ale dąb na końcu ścieżki
sięga wierzchołkiem nieba
obiecuje ukojenie
*Tacie
violetta, 23 sierpnia 2020
jak piękne są upalne dni, kiedy kończą się,
a powietrze delikatne niczym wyblakłe płatki.
twoje wilgotne usta dotykają moich,
wciskam ręce w wypiętą pierś,
jesteś dla mnie jabłonią.
usiądźmy wieczorem tu słońce.
Marek Gajowniczek, 23 sierpnia 2020
Wirtualne s ł o w o b r a n i e
niewątpliwie ma zadanie,
utrzymywać stan
rozchwianych emocji
i dalekosiężny plan
dymisji i ciągłych zmian,
zaskakujących promocji.
.
Każde elit przemieszanie
ubiera to - s ł o w o b r a n i e
stanem wyższej konieczności.
O potrzebie nikt nic nie wie.
Społeczeństwo wini siebie,
argumenty sprowadzając do nicości.
.
To pomieszanie języka
naśladuje polityka
z biblijnych opisów Wieży.
S ł o w o b r a n i e w nowy sposób
ingerencją sił z kosmosu
zło tłumaczy, świat wypaczy,
byś mu wierzył!
.
Wojny Mediów są gorące.
Straszy ciemność. Szkodzi Słońce!
Myśl filtrują technologie kierowane.
Lasy anten w każdym mieście
implantują nas nareszcie
s ł o w o b r a n i e m -
przekonaniem: "Czas na zmianę!"
Deadbat, 23 sierpnia 2020
Patrzę teraz na tą ulicę
szaleństwo krąży bezgłośnie
Patrzę na brukowany chodnik
szaleństwo patrzy wraz ze mną
Patrzę na kamienny sześcian chodnika
szaleństwo ciąży w moich myślach
w głowie tętni cicho nadzieją że być może
wieczór swoim chłodem ugasi upał
oszalałych i zdziczałych myśli
Lecz szaleńczy bieg serca jedynie
każe cisnąć brukiem
Wkoło miliony spokojnie umierających ciał
wokół tysiące rozjaśnionych lamp
aktualnie nie świecą nikomu
niemo służąc wszystkim
Kiedy wchodzę w cichą śmierdzącą ciemność
łuk kamiennej bramy pochylony nade mną
trwa
na złość czasowi bez pamięci czasów
I oto jestem
na zamku
Już mogę
Podejść do kamiennej ławy na środku ogrodu
podnieść z ziemi rozsypane myśli
i w kalejdoskopie co miga prawdą tak zabawnie
czasem tak zwodniczo lecz nigdy naprawdę
ułożyć kolejny plan kolejne równanie
potem go niczym magiczne zaklęcie całą mocą
nasycić wzbudzając ostatnią nadzieję i wiarę
Marcin Olszewski, 22 sierpnia 2020
W milczeniu czekam na Ciebie, jak osobę w zaufaniu
Schowany w cieniu niepokojów, nieufności wobec ludzi
Jeżeli rozpoczynam słowem historii życia. To oznacza
Że jesteś tą, przed którą odkrywam karty swoich dziejów
Raz na wieczność
Nie dla pustych słów, by wskazać jakie to piękne chwile
Których było mniej, niż więcej. Spójrz na rany, ból i łzy
Nie dla ciekawości Twej, wiem, że schowasz karty w torbie
Dla pokazania, jaki jestem. Od początku do dzisiaj
Do żywego mięsa
Dzięki rozmowie, uczymy się nawzajem doświadczenia
W drodze życia. Jak postępować, omijać złe miejsca i urwiska
Poznając historię mojego życia, słuchając jej w skupieniu
Odkrywasz mnie, całego. W słońcu i niepogodzie
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.