Krzysztof Bencal (Benon Punicki)

Krzysztof Bencal (Benon Punicki), 1 sierpnia 2022

Dyptyk lipcowy

I
Spadek

W dniu dzisiejszym,
tuż przed pracą,
chciałem kupić w Empiku zeszyt i długopisy,
bo złości mnie już pisanie na laptopie.

Gdy zeskanowałem,
świadom monitoringu,
kody kreskowe przy samoobsługowej kasie,
wyświetliła się cena –
ponad 20 zł!

Stwierdziłem,
że to za dużo
i anulowałem zakup.

Chwilę później odkładałem rzeczy na miejsce,
lecz nie władała mną wówczas
złodziejska myśl. „Przysuń się,

liściu,
bliżej do pnia klonu,
by nie spaść na ziemię
albo naucz się tańcować na gałęzi,
bez trzymanki.
Wkrótce będę walczył o spadek
po jesieni” –
pomyślałem po rozpoczęciu służby.

W baraku nie mam obrazów z kamer.

Słońce,
bijąc mi w twarz kilofem promienia,
natrafi na moc fałszywych brązowych monet –
piegów.

Tusz rozlany,
czystymi kartkami ścierany!

26-27 lipca 2022

II
Powódź w zaświatach

Śmierć mnie zabierze, obejrzy
i podrzuci Panu Bogu.
A Bóg nie zechce mnie znowu
i zostawi w trumnie. Wierzysz

w tę doskonałą niezmienność
i pytasz: „Jak dziś wygląda
ów Krzysztof, co urodził się
nieśmiertelny?”. Mówią, że wciąż

jeszcze ma oczy w kolorach
wieczności. Ja zabroniłem
mu wrzucać ptaki do chmur, bo

zatkałby się firmament i
nie byłoby już deszczu. Coś
rozszarpuje akuszerki!

29 lipca 2022


liczba komentarzy: 1 | punkty: 2 | szczegóły

Arsis

Arsis, 31 lipca 2022

Strefa ciszy

Deszczowy dzień. Jaskrawe słońce. Noc. Obskurna noc,
pełna ulicznych latarni.

… pełna niewyraźnych widm…

Moja matka urodziła mnie,
kiedy padał deszcz.
Urodziła smutek z oczami pełnymi nostalgii.

Padał wtedy deszcz.

Pamiętam, że pędziłem
przez życiodajne, rozległe polany, pełne lecących ptaków, kiedy nagle
― zapadłem się na dno zmętniałej wody, wchłonięty znienacka ze zdwojoną siłą…

Wchłonięty,
przez co?
Przez zapadłość okrutnego mroku.
… czarną otchłań stężałą w bezruchu.

Przez ukryte zjawy
znaczące krwią
mój powolny
powrót na ziemię…

Głową do dołu.
Do ciepłej groty
― przytulnej jak łono.

Aż do eksplozji światła rozpękłej w straszliwym skowycie echa.
By zasnąć wreszcie
w otulinie czyichś dłoni.

Gdy otworzyłem oczy, padał deszcz.
Stukały o parapet ostre krople.
Ściekały z pełnych szarego nieba okiennych szyb.

Padał wtedy deszcz,
podczas gdy ja,
tuliłem się w ciszy do niczego.
Do chłodnej powierzchni
aluminiowego blatu,
opuszczony w pomieszczeniu pełnym łez.

Za ścianą narastał czyjś przejmujący szloch.
Nie rozumiałem wtedy jeszcze niczego.
Nie rozumiałem, choć wiedziałem już, że byłem sam,
mimo że za ścianą
narastał czyjś
niespokojny oddech,
wzruszany koszmarami snu.

Za ścianą wzlatywały
okrutne widziadła,
machające postrzępionymi skrzydłami w niepojętym żalu.
Przedzierające się przez mżące piksele wysypującej się zewsząd samotności…

Padał wtedy deszcz.

A ja?

Wodziłem oczami przyzwyczajonymi już do tęsknoty.

Po krawędziach
przedmiotów.
Po awangardzie
kształtów
i wzorów.
… po jednolitej bieli…

Nie płakałem, choć moje oczy pełne były łez.
Ale nie płakałem,
wiedziony melancholią podczas niskiego lotu nad ziemią.

Leciałem, gdzieś za horyzont, za las.
Za granicę jawy,
zatopiony w jakiejś dziwnej substancji czasu.
Rozpoznając wyrastające
znienacka kształty. Chłodne. Zimne. I obce.

Bezwzględne w swojej potędze martwoty. Niewzruszone. Milczące…

Wychodzące naprzeciw stwory,
rozstępowały się znienacka, zatrzaskując się za mną, uniemożliwiając mi drogę ucieczki.

Pędziłem coraz szybciej,
meandrując pomiędzy
wzorami tapet,
które mrugały
do mnie porozumiewawczo.

I wyciągając
w moim
kierunku
wypustki, aksony…

Pędziłem, wchłaniany
przez żarłoczną nicość.
Tuż nad ziemią,
nad rozpierzchłymi
słojami podłogowej klepki…

Pędziłem długim korytarzem w trwającej jak przekleństwo ciszy.
Pędziłem jak kometa, rozciągając za sobą długi warkocz białych włosów.

Pędziłem co tchu
do swojego
zamkniętego świata,
szeleszcząc w powietrzu
jak wyrwana z zeszytu kartka…

Pędziłem, co tchu, targany porywistym wiatrem
w poszarpanej koszuli. Rzucony w przestwór zimnego deszczu…

Widziałem
schorzałą
śmiertelnie
twarz mojej matki.

A więc, to już tyle minęło czasu?
Uciekł mi on, nie wiadomo kiedy…

Moja matka już umarła,
nie doczekawszy pomocy w zgorzknieniu i żalu.
Nie doczekawszy wnuka. A więc, to już tyle minęło czasu?

Mignęły mi przed oczami kropliste neony.
Rozbłysły i zgasły, jak iskra życia.
Przede mną szelest wiecznych traw już bliski. Rozległe polany… Lecące wysoko ptaki…

Mignęło wszystko,
jakby zaledwie
zmrużenie powiek.

Po co to i na co?
Jaki był w tym wszystkim sens?

Przede mną coraz bliższy huk wodospadów.

Patrzę na to wszystko
wielkimi oczami,
lecz nie płaczę,
mimo że są pełne łez.

Odczytuję w kompleksie ciszy
zatajone symbole, znaki…
W plątaninie opuszczonych korytarzy
jakiejś nieokreślonej budowli, pomiędzy życiem a śmiercią.

Lecz śpiew ptaków
coraz bliższy,
co biegnie lekko w powietrzu.

Przesiąknięty wilgocią porannej rosy, odlatuje w nieznane,
gdzieś ponad drzewami dotykającymi intensywnie błękitnego nieba.

Lecz śpiew
coraz bliższy…

Dotykam palcami powietrza…
… rozgarniam świetliste jego powłoki…

(Włodzimierz Zastawniak, 2022-07-31)

***

https://www.youtube.com/watch?v=gHIUD2Dbl8Y


liczba komentarzy: 0 | punkty: 1 | szczegóły

Afrodyta

Afrodyta, 31 lipca 2022

Retrospekcja. Widokówka z Legnicy

Wspomnienie miasta zawisło jak krzywo przybity
obrazek do krzywej ściany w bloku z betonu.

Pożółkłe tapety i poszarzałe firanki z trudem wdychały
kolejne porcje dławiącego dymu tytoniowego z Popularnych,
Klubowych, także Marlboro, ale to nieco później.

Miałam nieodparte wrażenie, że wszyscy wtedy palili,
co popadnie; papierosy, kosze na śmieci, zeschłe liście,
wczorajsze i jutrzejsze dni, a rolnicy i szczęściarze trawę.

Zapamiętałam wioskę słowiańską ( tak ją nazywaliśmy,
calutka była z drewna, do dzisiaj wyciągam drzazgi
igłą do szycia); zazwyczaj plac zabaw dla dzieci
na miarę czasów, po drugiej stronie kurtyny speluna
dla osiedlowych pijaczków sikających do brązowych
albo zielonych butelek po tanim winie.

Najdziwniejszy był jednak Kwadrat, do którego
wpuszczał lub nie radziecki żołnierz z przyklejonym
uśmiechem i karabinem.

Pomogły mi jasne włosy splecione w dziewczęce
warkocze ozdobione czerwonymi kokardami.
W jednej chwili poczułam się obco w swojej

skórze, zaschło mi w gardle, nie mogłam mówić
po polsku. Zamknięte usta wypełnił wciąż żywy
bananowy smak cukierków z czekolady.


liczba komentarzy: 3 | punkty: 3 | szczegóły

Yaro

Yaro, 31 lipca 2022

muzyka

słucham cię
muzyka rozciąga mnie
nie pragnę nic prócz kilku nut na pięciolinii

życiem muzyka przenika ciało

myśli falują hiperbole synapsy
neurony pulsują grają nasze nagie ciała

jestem szalony nad nami piękno unosi się
dobrze wyczulony słuch skaczę bez słów
nuty trzymam na fortepianie udany gest

zadowoleni jak ptaki w powietrzu
wiatr unosi zmieszany ruch i śmiech

mówisz graj prostuje się batuta daje znak
aplauz bis
nie mam sił bym głosem mógł przebić cię

zanurzony głęboko trwam wśród falowania
dobrze nam wychodzę zamykam drzwi
wracam zawsze gdy samotność dokucza tobie


liczba komentarzy: 0 | punkty: 0 | szczegóły

Marcin Olszewski

Marcin Olszewski, 31 lipca 2022

Wejściówka

Jest impreza!
W tym dużym klubie, mówisz, że chcesz wejść i wchodzisz!
Nawet jak nie wiesz, po co, Stefan załatwi Ci wejściówki!
Weź krawat, mowę pełną frazesów i łokcie na konkurencję
To duży klub, ma kilka poziomów!

Bierz, co chcesz, nie ty za to płacisz!
Dom, samochód z firankami, za jeden telefon!
Tylko, po co się męczyć przed TV w audiotele?
Niedadzą? Osobie publicznej, koledze Stefana?

Folwark szlachecki przegrany w karty to pestka
W porównaniu z tym, jakie masz możliwości
“Podziękuj” tym, co rozdawali wejściówki
A teraz to mnie możecie pocałować w d…!

Fajnie, że dali ten immunitet!
Rozbijasz się służbową bryką uciekając przed Policją
Jeden telefon do Stefana i Pan już nie pracuje!
Każdy mi teraz może naskoczyć. Mam władzę

Udziały w spółkach, rady nadzorcze…
Żona ma pięć firm, dziadek z czternaście
Ale ty żyjesz skromnie jak wynika z PIT-u
Masz, rację trudno żyć za uposażenie Posła!

Wywiady, sesje, własna koncepcja na życie
Zabezpieczenie bytu zgodne z egzystencją człowieka
Potrzeba przeżycia silniejsza od wyższych wartości
O których tak głośno debatowałeś przed wejściem

Prawda stara jak na świat dotycząca bankietów
Dostać się, najeść, napić zabrać w reklamówki i wyjść,
Wtedy, kiedy nie będzie już, co zabierać
W oczekiwaniu na kolejną imprezę

Czy ma znaczenie jak wielka jest powierzchnia klubu?
I jakie jest prawo postępowania wewnątrz?
Skoro jesteśmy wpówłaścicielami klubu “Rzeczpospolita Polska”?
Ale ty masz Kartę Stałego Klienta od zawsze!!!


liczba komentarzy: 0 | punkty: 1 | szczegóły

Yaro

Yaro, 29 lipca 2022

gdyby ktoś miał jak ja

nie wiem niestety
dokąd dokładnie się udałaś
nie mam pretensji jestem beznadziejny
by stworzyć coś na wzór ogniska domowego

w sercu żołnierza kwitnie odwaga
parcie do przodu ciągły marsz
byłabyś sama w domu

zdobywałbym miasta wsie
wszystko co się da
wróg nie miałby szans

oddaleni od siebie w lustrze przestrzeni
zgubiłbym drogę powrotną
wróciłem całkiem innym nie dla ciebie
człowiek się zmienia zdecydowanie
nie zasłużyłaś na mnie

żyjesz wygodnie mam jedne spodnie
stać mnie na samotność wyczekiwanie zbawienia odpowiedzi
na które nawet nie wiem jakie było pytanie


liczba komentarzy: 0 | punkty: 1 | szczegóły

Marek Gajowniczek

Marek Gajowniczek, 29 lipca 2022

Uszczypliwie o mobilności mobbingu

O Warszawie można różnie myśleć sobie,
bo to miasto atrakcyjnych, pięknych kobiet,
a panowie są tu wieczną walką spięci
o metodach wybrzydzania i sposobie
jak wzajemnie się przedstawiać niekorzystnie
i są w mediach nieustanie szkalowami.
Konkurencja odbiera im wszelkie chęci.
Tracą zapał do władzy ściągani.
.
A tu panie i dziewczęta kwitną latem
wielobarwnym na każdej ulicy.
Można tylko się zachwycać - nic poza tym.
Aferami są przejęci politycy.
Drugorzędny, a tym bardziej każdy znaczny
jest zajęty wciąż hejterskim pojedynkiem.
Każdy gest wydaje się dwuznacznym.
Rolą partii jest walka z mobbingiem.
.
Nie ma za to młodzież bezpartyjna
żadnych obaw krótkich szortów i bokserek.
Moda latem jest sportowa - wakacyjna!
Trzeba urok jej dostrzegać - nie aferę!
Więcej luzu i negliżu kompozycja
propozycją mobbingową być nie musi!
Cóż, gdy władza i w rewanżu opozycja
chcą swobody letniej mody zdusić.


liczba komentarzy: 0 | punkty: 0 | szczegóły

Arsis

Arsis, 28 lipca 2022

Gdzie ucieka wiatr?

Powiedz mi, gdzie jesteś? A, gdzie ja jestem?

Jestem w miejscu zapomnienia.
W miejscu nostalgii okraszonej deszczem. I słońcem patrzącym spoza wysokich chmur…

Gdzie ja jestem? Nigdzie.
W bezkresie pustki,
królestwie wiatru.
Wśród złudzeń i widm…

I wszystko milczy
przejęte chłodem
― wiecznego oczekiwania.

Coś się przemienia.
Przychodzi. Odchodzi…

… zataja w sobie cząstkę istnienia…

Korzeń. Drzewo. Rysa na polodowcowym głazie…
Kwiaty pachną w półcieniach.
W poduszkach zwilgotniałego mchu apteczna woń zleżałych ziół…

Czyjeś
kroki.

Twoje?
Moje?

Niczyje.

Spadają echem
na równi ―
pochyłej
samotności…

… uciekają, gdzie cisza…

(Włodzimierz Zastawniak, 2022-07-28)

***

https://www.youtube.com/watch?v=ZvAWXxKvp9I


liczba komentarzy: 0 | punkty: 2 | szczegóły

Yaro

Yaro, 27 lipca 2022

gdzie wschód słońca

ubrali w snopek słomy
podpalili żywą pochodnię
płonie słoma wraz z kłosami

co z nasienia oprawców wyrośnie
w jaki sposób spojrzy w oczy dziecka

- ojcze coś uczynił ?

płoną kościół snopki słomy
widły młotki noże pistolet
krew przesiąkła w ziemię

ból istnienia niewyobrażalny
strzały jęki dobić każdego kto żyw

cios za wspólne świętowanie
sąsiedzi jak zwierzęta

miłość wybacza nienawiść uśmierca
życie się nie kończy żyje pamięć

wybaczyć kto potrafi
żółte zdjęcia fotografii

wschodu słońca nie ujrzysz


liczba komentarzy: 0 | punkty: 1 | szczegóły

Misiek

Misiek, 25 lipca 2022

26 LIPCA 2022

Serce posiadać niczym wykute z kamienia
dzisiaj to nie jest aż taka rzadkość wcale
zabierz swe skrzydła częściowo wyleniałe
czy nie wiesz że kropla zawsze drąży skałę

Nie bawią już mnie twoje zabawy i huczne bale
galerie pięknych rzeźb i wspaniałych obrazów
nie chcę widzieć choćby nawet twojego cienia
nie chcę nic słyszeć i zatrzymać już nie muszę

Tego kamienia pewnie całego nie skruszę
niejedna moja łza w krople rosy zamieniona
nie chcę czytać tych brudnych bohomazów
bo wszystkie są pisane z tym samym znakiem

Nie przytulę ciebie dziś i nie wezmę w ramiona
choć daleko byłaś ale przecież zawsze tak blisko
jestem teraz znów jak u zarania życia

jedynakiem


liczba komentarzy: 0 | punkty: 1 | szczegóły


  10 - 30 - 100  





Zgłoś nadużycie

 


Regulamin | Polityka prywatności

Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.


Opcja dostępna tylko dla użytkowników zalogowanych. zarejestruj się

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1