Afrodyta

Afrodyta, 8 sierpnia 2022

Powiew

Swobodnie patrzysz w niebo, nadajesz kształty
uwięzionym kroplom póki nie znikną na dobre
roztrwonione przez wiatr.

Z wprawą chirurga łączysz neurony w mojej głowie,
bez reszty dzielisz myśli odarte ze wspólnego trwania,
które zuchwale kradnie przeszłość.

Złożona na łopatki płynę rynsztokiem, obijam się
o nienaturalnie ostre krawędzie wylewnych słów
i nieoczekiwanie usiłuję odwrócić działanie,

mnożone wartości wrzucam w nawias, nadanie
pierwszeństwa ulega jednak załamaniu.

Zbiór pusty trafnie opisuje moją sytuację,
jego obecność zupełnie paradoksalnie
wyznacza istnienie.


liczba komentarzy: 2 | punkty: 2 | szczegóły

violetta

violetta, 7 sierpnia 2022

Więź

przez zielone liście letnim
wzrokiem prosisz o pieszczotę
uwielbiam błyszczące oczy i miękki głos
dotykam wielkiej miłości
jesteś moim placem zabaw


liczba komentarzy: 0 | punkty: 1 | szczegóły

Marek Gajowniczek

Marek Gajowniczek, 7 sierpnia 2022

W afrontach - bez zmian

Na wschodzie bez zmian,
bo taki był plan,
by palić, rujnować i zburzyć.
Dać oddech w wakacje -
po nich wznowić akcje
i z większą je siłą powtórzyć.
.
Kiedy zniszczą wszystko
na pobojowisko
wejdą polityczni rozjemcy.
Spróbują z niczego
wrócić do dawnego
i Rosja i Unia i Niemcy.
.
Czas się nie zatrzyma
i dronów ptaszyna
rozniesie toksynę po świecie.
Ziemia poruszona
uwolni demona -
on winy pod dywan zmiecie.
.
To impuls da nowy
siłom odbudowy
na wielki kwantowy skok,
lecz wciąż groźby mnożą.
Zamiar swój przełożą
na lata... o miesiąc lub rok.
.
Śmierć nadal jest chciwa.
Wciąż płoną paliwa
i eksplodują zapasy.
Siadła "pieremoga",
a żywność jest droga
i checkpoint pilnuje kasy.


liczba komentarzy: 0 | punkty: 0 | szczegóły

Marek Gajowniczek

Marek Gajowniczek, 6 sierpnia 2022

Żart niewarty poematu

1

Na stacji Chandra Stepowa
Gdzieś tam w donieckim obwodzie
Piotr Płaksin co noc się chował
W piwnicy. Teraz już co dzień.
.
Był zawsze przewidujacym
I niekoniecznie ze strachu,
Nie chciał by pocisk błądzący
Nie zwalił piętra i dachu.
.
Przypadki chodzą po ludziach.
Błąd celowniczym się zdarza,
A Płaksin w wojnie brał udział -
W dyżurach stacji i strażach.
.
Taką miał w stepie robotę
Prostą jak szyny kolei
W ulewę, upał i słotę
Nie dawał się beznadziei.
.
Budził go skrzyp eszelonów
I turkot lor na rozjazdach.
Wychodził wówczas ze schronu.
Spoglądał na niebo w gwiazdach.
.
Były już niebiesko - złote.
Nie tak, jak kiedyś - czerwone
I Płaksin kląć miał ochotę -
Umiałby sterować dronem.
.
Wracał za swoje okienko
i patrzył w tory szerokie.
Przyjdziesz tu do nas wojenko...
Przestanę być obibokiem!

2

W małym piwnicznym okienku
Otwierał swego laptopa.
Z innymi miał się na pieńku -
Mówili, że szkoda chłopa.
.
Taki odważny i męski.
Toż byłby pożytek z niego!
Siedział Piotr Płaksin i - tęsknił,
A nikt nie wiedział, dlaczego.
.
Ani Ołeg Podiwalej
kasjer zwany szczerą duszą,
który na Wojnie Oczyźnianej
na Berlin jeździł Katiuszą.
.
Ani Zapojkin Włas Fomycz,
co umiał patrzyć życzliwie
na każdą stratę i zdobycz
i tysiąc zarabiał hrywien.
.
Ani Dima Ponatołsky
Młodszy kontroler na stacji,
który miał pradziadków polskich
w znaczacej arystokracji.
.
Nie wiedział też, co z tym zrobić
Sam pan naczelnik Rubleńko,
Prokofij Aleksandrowicz,
co wypić lubił "maleńko".
.
A jeśli sam zawiadowca,
A także nikt w Komitecie,
Nie wie, to i siła obca
Nie może wiedzieć na świecie!

3

A jednak były persony,
Które wiedziały co nieco
Z przecieków im ujawnionych
przez intuicję kobiecą.
.
Nie będę więc już ukrywał,
co mi mówiła Warwara,
że Ukraina przegrywa
i próżno o broń się stara.
.
Ma dalej walczyć samotnie?
Hospodi! Świat się przekręcił?
... A Płaksin siedzial przy oknie
I tak jak zwykle się smęcił.
.
Trwa chandryczenie i farsa
Płaksin się o nic nie stara.
Nie wezmą go do Himarsa,
a nie ma już Bayraktara.
.
I wielki smutek go trawi,
Do świata żal najstraszniejszy.
Czasem semafor przestawi...

Czytaj ten wierszk dzisiejszy!!!
.
Nie jest to przebłysk geniuszu,
lecz parafraza Tuwima.
Przetrzymasz brak animuszu...
i Ukraina przetrzyma!!!


liczba komentarzy: 1 | punkty: 1 | szczegóły

Yaro

Yaro, 5 sierpnia 2022

wojna

za wolność ginie młody kwiat
pozostaje poślad z tego nasienia
nie upiecze się dobry chleb
każdy kawałek ziemi zmierzony
bogacze na uchodźctwie
wrócą odbiorą wszystko
dla ciebie medal na piersi


lepiej umrzeć jak człowiek niż żyć jak szmata


liczba komentarzy: 0 | punkty: 0 | szczegóły

smokjerzy

smokjerzy, 2 sierpnia 2022

spotkanie

czas
uwikłany w światło i błękit
dwa skrzydła
ostre jak brzytwa
wycinają sekundę
cienie
zbiegają się w bezsens
gotowy uwierzyć w siebie

na marginesie tego obrazu
asfalt i pies
dotykają śmierci


liczba komentarzy: 2 | punkty: 6 | szczegóły

Marek Gajowniczek

Marek Gajowniczek, 1 sierpnia 2022

"Za każdy kamień Twój..."

Powstrzymała się Rosja,
gdy palono Warszawę.
Dziś Niemcy wobec Rosjan
są przyjaźnie łaskawe.
Powstrzymują dostawę
naszym postawom wbrew.
Z tego może niebawem
w piersiach zrodzić się gniew!
.
Jeszcze żyją te dzieci,
matki oraz ojcowie,
a warszawscy poeci
piszą nową opowieść
o miastach rujnowanych,
o obronie i walce,
kiedy krzyczą ekrany,
a świat patrzy przez palce.
.
Kiedy wyją syreny
i ulica przystaje
powracają te sceny -
Warszawa rozpoznaje
swoje własne odbicie
w wodzie dziurawych mostów,
do serc wolnośc i życie
przygarniając po prostu.


liczba komentarzy: 0 | punkty: 0 | szczegóły

Krzysztof Bencal (Benon Punicki)

Krzysztof Bencal (Benon Punicki), 1 sierpnia 2022

Dyptyk lipcowy

I
Spadek

W dniu dzisiejszym,
tuż przed pracą,
chciałem kupić w Empiku zeszyt i długopisy,
bo złości mnie już pisanie na laptopie.

Gdy zeskanowałem,
świadom monitoringu,
kody kreskowe przy samoobsługowej kasie,
wyświetliła się cena –
ponad 20 zł!

Stwierdziłem,
że to za dużo
i anulowałem zakup.

Chwilę później odkładałem rzeczy na miejsce,
lecz nie władała mną wówczas
złodziejska myśl. „Przysuń się,

liściu,
bliżej do pnia klonu,
by nie spaść na ziemię
albo naucz się tańcować na gałęzi,
bez trzymanki.
Wkrótce będę walczył o spadek
po jesieni” –
pomyślałem po rozpoczęciu służby.

W baraku nie mam obrazów z kamer.

Słońce,
bijąc mi w twarz kilofem promienia,
natrafi na moc fałszywych brązowych monet –
piegów.

Tusz rozlany,
czystymi kartkami ścierany!

26-27 lipca 2022

II
Powódź w zaświatach

Śmierć mnie zabierze, obejrzy
i podrzuci Panu Bogu.
A Bóg nie zechce mnie znowu
i zostawi w trumnie. Wierzysz

w tę doskonałą niezmienność
i pytasz: „Jak dziś wygląda
ów Krzysztof, co urodził się
nieśmiertelny?”. Mówią, że wciąż

jeszcze ma oczy w kolorach
wieczności. Ja zabroniłem
mu wrzucać ptaki do chmur, bo

zatkałby się firmament i
nie byłoby już deszczu. Coś
rozszarpuje akuszerki!

29 lipca 2022


liczba komentarzy: 1 | punkty: 2 | szczegóły

Arsis

Arsis, 31 lipca 2022

Strefa ciszy

Deszczowy dzień. Jaskrawe słońce. Noc. Obskurna noc,
pełna ulicznych latarni.

… pełna niewyraźnych widm…

Moja matka urodziła mnie,
kiedy padał deszcz.
Urodziła smutek z oczami pełnymi nostalgii.

Padał wtedy deszcz.

Pamiętam, że pędziłem
przez życiodajne, rozległe polany, pełne lecących ptaków, kiedy nagle
― zapadłem się na dno zmętniałej wody, wchłonięty znienacka ze zdwojoną siłą…

Wchłonięty,
przez co?
Przez zapadłość okrutnego mroku.
… czarną otchłań stężałą w bezruchu.

Przez ukryte zjawy
znaczące krwią
mój powolny
powrót na ziemię…

Głową do dołu.
Do ciepłej groty
― przytulnej jak łono.

Aż do eksplozji światła rozpękłej w straszliwym skowycie echa.
By zasnąć wreszcie
w otulinie czyichś dłoni.

Gdy otworzyłem oczy, padał deszcz.
Stukały o parapet ostre krople.
Ściekały z pełnych szarego nieba okiennych szyb.

Padał wtedy deszcz,
podczas gdy ja,
tuliłem się w ciszy do niczego.
Do chłodnej powierzchni
aluminiowego blatu,
opuszczony w pomieszczeniu pełnym łez.

Za ścianą narastał czyjś przejmujący szloch.
Nie rozumiałem wtedy jeszcze niczego.
Nie rozumiałem, choć wiedziałem już, że byłem sam,
mimo że za ścianą
narastał czyjś
niespokojny oddech,
wzruszany koszmarami snu.

Za ścianą wzlatywały
okrutne widziadła,
machające postrzępionymi skrzydłami w niepojętym żalu.
Przedzierające się przez mżące piksele wysypującej się zewsząd samotności…

Padał wtedy deszcz.

A ja?

Wodziłem oczami przyzwyczajonymi już do tęsknoty.

Po krawędziach
przedmiotów.
Po awangardzie
kształtów
i wzorów.
… po jednolitej bieli…

Nie płakałem, choć moje oczy pełne były łez.
Ale nie płakałem,
wiedziony melancholią podczas niskiego lotu nad ziemią.

Leciałem, gdzieś za horyzont, za las.
Za granicę jawy,
zatopiony w jakiejś dziwnej substancji czasu.
Rozpoznając wyrastające
znienacka kształty. Chłodne. Zimne. I obce.

Bezwzględne w swojej potędze martwoty. Niewzruszone. Milczące…

Wychodzące naprzeciw stwory,
rozstępowały się znienacka, zatrzaskując się za mną, uniemożliwiając mi drogę ucieczki.

Pędziłem coraz szybciej,
meandrując pomiędzy
wzorami tapet,
które mrugały
do mnie porozumiewawczo.

I wyciągając
w moim
kierunku
wypustki, aksony…

Pędziłem, wchłaniany
przez żarłoczną nicość.
Tuż nad ziemią,
nad rozpierzchłymi
słojami podłogowej klepki…

Pędziłem długim korytarzem w trwającej jak przekleństwo ciszy.
Pędziłem jak kometa, rozciągając za sobą długi warkocz białych włosów.

Pędziłem co tchu
do swojego
zamkniętego świata,
szeleszcząc w powietrzu
jak wyrwana z zeszytu kartka…

Pędziłem, co tchu, targany porywistym wiatrem
w poszarpanej koszuli. Rzucony w przestwór zimnego deszczu…

Widziałem
schorzałą
śmiertelnie
twarz mojej matki.

A więc, to już tyle minęło czasu?
Uciekł mi on, nie wiadomo kiedy…

Moja matka już umarła,
nie doczekawszy pomocy w zgorzknieniu i żalu.
Nie doczekawszy wnuka. A więc, to już tyle minęło czasu?

Mignęły mi przed oczami kropliste neony.
Rozbłysły i zgasły, jak iskra życia.
Przede mną szelest wiecznych traw już bliski. Rozległe polany… Lecące wysoko ptaki…

Mignęło wszystko,
jakby zaledwie
zmrużenie powiek.

Po co to i na co?
Jaki był w tym wszystkim sens?

Przede mną coraz bliższy huk wodospadów.

Patrzę na to wszystko
wielkimi oczami,
lecz nie płaczę,
mimo że są pełne łez.

Odczytuję w kompleksie ciszy
zatajone symbole, znaki…
W plątaninie opuszczonych korytarzy
jakiejś nieokreślonej budowli, pomiędzy życiem a śmiercią.

Lecz śpiew ptaków
coraz bliższy,
co biegnie lekko w powietrzu.

Przesiąknięty wilgocią porannej rosy, odlatuje w nieznane,
gdzieś ponad drzewami dotykającymi intensywnie błękitnego nieba.

Lecz śpiew
coraz bliższy…

Dotykam palcami powietrza…
… rozgarniam świetliste jego powłoki…

(Włodzimierz Zastawniak, 2022-07-31)

***

https://www.youtube.com/watch?v=gHIUD2Dbl8Y


liczba komentarzy: 0 | punkty: 1 | szczegóły

Afrodyta

Afrodyta, 31 lipca 2022

Retrospekcja. Widokówka z Legnicy

Wspomnienie miasta zawisło jak krzywo przybity
obrazek do krzywej ściany w bloku z betonu.

Pożółkłe tapety i poszarzałe firanki z trudem wdychały
kolejne porcje dławiącego dymu tytoniowego z Popularnych,
Klubowych, także Marlboro, ale to nieco później.

Miałam nieodparte wrażenie, że wszyscy wtedy palili,
co popadnie; papierosy, kosze na śmieci, zeschłe liście,
wczorajsze i jutrzejsze dni, a rolnicy i szczęściarze trawę.

Zapamiętałam wioskę słowiańską ( tak ją nazywaliśmy,
calutka była z drewna, do dzisiaj wyciągam drzazgi
igłą do szycia); zazwyczaj plac zabaw dla dzieci
na miarę czasów, po drugiej stronie kurtyny speluna
dla osiedlowych pijaczków sikających do brązowych
albo zielonych butelek po tanim winie.

Najdziwniejszy był jednak Kwadrat, do którego
wpuszczał lub nie radziecki żołnierz z przyklejonym
uśmiechem i karabinem.

Pomogły mi jasne włosy splecione w dziewczęce
warkocze ozdobione czerwonymi kokardami.
W jednej chwili poczułam się obco w swojej

skórze, zaschło mi w gardle, nie mogłam mówić
po polsku. Zamknięte usta wypełnił wciąż żywy
bananowy smak cukierków z czekolady.


liczba komentarzy: 3 | punkty: 3 | szczegóły


  10 - 30 - 100  





Zgłoś nadużycie

 


Regulamin | Polityka prywatności

Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.


Opcja dostępna tylko dla użytkowników zalogowanych. zarejestruj się

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1