Towarzysz ze strefy Ciszy, 24 lipca 2021
Po udowodnieniu że czas nie istnieje
Świat już nie jest ten sam
Czuję wieczne niewybaczenie
Na całej swojej skórze
Wstaje co rano - choć to bardziej już
Wynika z opisu przestrzeni
Zamrożonych stanów energetycznych
Półmglisty kot zaparza mi kawę
A ja widzę przez jego prześwitujące wnętrzności
Wszystkie niezapisane myśli
Przestałem się spóźniać do pracy
Przestałem rozmawiać z ludźmi
Rozmawiam już tylko z kotem
Załamało się praktycznie wszystko
Zerwane ze smyczy Fermata fotony
Kpią ze mnie - grają mi na nosie
Zastygłe w niedosiężnych pryzmatach
Giełda nowojorska zawiesiła sesje
Zbawienie odroczono
Kot się żali ze chciałby wreszcie
Doumrzeć swoją śmierć do końca
A ja muszę tego słuchać w nieskończoność
Zastygłym peryskopem przeczesuję horyzont zdarzeń
I do pierwszego Boga którego wypatrzę
Wzniosę modły - mantrę dekoherencji
Boże - wybacz sobie że ten świat stworzyłeś
Boże - wybacz sobie że ten świat stworzyłeś
Boże - wybacz sobie...
Towarzysz ze strefy Ciszy, 24 lipca 2021
Jakżeż tak można
Całe piękno
Giętkich strof
I falujących wersów
Cały koloryt
Ubiorów i piór pawich
Zdzierać
Ciał gibkich tańce brzucha
Ogryzać do kości
Szkielet! Szkielet!
Jakżeż to tak całą finezję
Gestów, powabnych drgań
Jakby bioder ruchy
Od których chce się
Aj jak się chce
Litanie za litanią
Szkielet! Szkielet!
Cały wysiłek głów
Nad wyraz
Słownikami jeszcze bardziej
Jeszcze wyżej
Gdzie jutrzenka społeczeństw całych
Biały szkielet-czarny szkielet - biały szkielet
Brak metafor - czytelnika to
Za głupca?
Hiperbole i przenośnie
W inny wymiar
- ale te zaświaty - fe tfu tfu-
Wraz z Leśmianem - to juz było
A my tu przyszłość w dobrej wierze
Więc jak to tak słów nożem
W miękkie brzuchy
Liter
Szkielet! Szkielet! Szkielet!
Ze stanowczą przykrością informujemy
Że dla dobra poezji pięknej
W trybie polowym
Werdyktem jury skazuje
Jednego z uczestników
Na śmierć
Towarzysz ze strefy Ciszy, 24 lipca 2021
Na ten ciekawy chwyt
Wężowych procedur
I formularzy z małym
{zakreśl właściwą odpowiedź}
Druczkiem
Dała się chwycić dość łatwo
"wybór - nie zakaz!!" - krzyczała
Podpisując umowy których nie doczytała
Do dziś mnie odnajdują wezwania i monity
"przy niewypłacalności kredytobiorcy
Żyrantem staje się
Najbliżej śpiący" - czytam
W podstawach prawnych wykonawczych
Raj na raty
Z odbiorem po terminie przydatności
Do dziś włóczę się po
Tartarach
Antypodach
Agarthach
Ja - Adam gorszego sortu
Imam się każdego dorywczego życia
I sadzę drzewa zapomnienia
Na wszystkie konta naszedł mi już
Cień
Nie-mgły
Ona przychodzi do mnie gdy
Nie starcza na bilet
Do jutra lub
Trzeba porąbać drewno
Czasem zostaje na noc
Liczymy wtedy zorze polarne
I przełamujemy lody
"pokazałam Ci jak się
Używa wolnej woli"
Szepce arktycznym chłodem
Tym których nadal obchodzi
Czy będę jeszcze
Wysyłam kartki
Z chłodem, wulkanami i śladami potopu
Teraz gdy już wiem co jest złe
- Piszę im -
Przy tych wszystkich zakazach
W sumie
To tam wcale nie był taki raj
Arsis, 23 lipca 2021
Wchodzę po prastarych schodach… Po bokach ― kamienny, wilgotny mur… Doskwiera
zmęczonym płucom chłód…
Jesień to?
Nostalgiczny zmierzch…
Wrony śpiewają do snu chrapliwą kołysankę… ― śpij, kochana… ― śpij…
Kra…
kra…
… kraaa…
Pulsująca cisza…
… podmuchy wiatru rozwiewają pył…
Padam na kolana…
… nie mam siły
dalej iść…
Wybacz,
nicości moja…
… moja melancholio…
Przede mną ― wielka, otwarta na oścież ― z kutego żelaza brama…
… czuję cię blisko siebie,
na wyciągniecie ręki…
Milczysz wciąż…
Rozpływasz się…
… nie pozwalasz dotknąć…
Nie ma
ciebie…
… jesteś…
Wrastasz korzeniami
w nadciągającą noc…
… w atramentowo-siny dywan z chmur…
Skrzypią ― poruszane przez nikogo ― zawiasy…
… w ogromnym przeciągu, w kroplistym deszczu… ― samotności mroku…
(Włodzimierz Zastawniak, 2021-07-23)
***
https://www.youtube.com/watch?v=GPZ0BnQI5bM
gabriel 123, 22 lipca 2021
wy tylko o miłości
ciekawe
gdzie jest ona
portfel gruby
chłop brzydki
takiemu wpada
w ramiona
dzieci się rodzą nam
acz czy z miłości na pewno
do biedy się nie przyklei
pierścionki i suknie
bo każda chce być królewną
ach ten nasze Poleczki
co jedna to piękniejsza
ale jeszcze przerabia się
to i tamto powiększa
oj drogie milusińskie
ja was wszystkie łapczywie
tylko te nieprzerobione
do takich w szaleńczym
zrywie
już pędzę
ja byczek
Arsis, 22 lipca 2021
Wszystko jest takie dziwne… ― w oczekiwaniu… Gładkie powierzchnie przedmiotów pokrywają warstwy
dziesięcioleci…
Jarzy się mżącymi pikselami samotności drżąca, skondensowana noc…
… wchłania mnie milczenie rzeczy… dookolna otchłań niebytu…
Otwieram
drzwi…
… zamykam…
Na schodowej klatce ― półmrok… ― żółtawe plamy
ulicznych latarni…
… drewniana, lśniąca poręcz… ―
odłupana drzazga…
Wiem, że nadchodzisz…
Czuję…
Kiedy mówisz do mnie,
nie mówiąc wcale,
twoje blade usta
― zamieniają się w kroplisty pył…
… nasączają słoną wilgocią
podłogę, ściany…
Widzę ciebie… ― jesteś cała w półcieniach, refleksach światła… ―
mroku…
Falują długie włosy,
jakby parzydełka…
… pofałdowana suknia…
… wypływasz powoli z odmętów czasu… ― zabijasz ― straszliwą melancholią…
(Włodzimierz Zastawniak, 2021-07-22)
***
https://www.youtube.com/watch?v=PX1eOWqLPLU
Yaro, 21 lipca 2021
nie żyję w spokojnym kraju
mieszkam na polu minowym
dookoła wybucha głos
ambitny ktoś mówi dość
niejasne słowa cuchnące gówno
rząd musi upaść na kolana
pomysł mam nad tłumem krzyk wrzawa
poprowadzę was
oddajcie władzę przekażcie lejce
ten koń źle biegnie
a co to konia obchodzi że się wóz wywraca
biegnijmy razem od przepaści dzieli nas krok
zróbmy krok naprzód pierwszy krok
echo w bramach zaciska mrok
zwiadowcy wypatrują parę złotych
moje miasto umiera ulica pusta latarnie gasną
oszczędzaj światło ulicznico rozkoszna
miasto umiera w mękach własnego ego
cierpi ciało psychiki nikt nie obróci na tor
umieramy pomalutku
patrzymy sobie w oczy
nie ma radości ani prawdy pomiędzy zdaniami
dzieci śpią spokojnie w niewiedzą że życie nie śni się
życie to ciemny las smartfony podpięte blady powerbank
straszą pandemią
odchodzi ktoś
znałeś człowieka kochałeś jak brata
rzeczywistość zakrzywia pejzaż
sztalugi pękają na sękach
mamo szaniec woła
walka we mnie potrafię jak mało kto
siła się upomina o polskiego syna
o co walczyć bitwa nie ma sensu
nie widać powodu
z mocą ściskam broń poci się dłoń
wierna bezwzględna czysta
nie wybieram się na front życiem go zwą
z krzyża Bóg Chrystus patrzy
na obłęd zaniedbany koniec cywilizacji
bezmyślnie upływa dzień
czuję wyobcowanie
przytulny sen w objęciach ukochanej
zapatrzony w przeszłość dzieckiem być chcę
pragnę podziękować za czas który upłyną
przemkną ja po nocy dzień jak sen
kocham was mamy siebie blisko
statki odpływają ze stali w zimnej wodzie
uwięziony w jarzmie o mój Boże
na wietrze liść lipowy zaplątał się wśród gałęzi
ptaki młode karmią by rosły zdrowo
samotni wciąż bez szans na lato w przyszłym roku
mamo tato was nie ma nie ma ciepła dłoni
nie wyczuwam klapsa skarcenia
sznur od żelazka odjechał na złom
przecież nie wolno dzieci bić
wystarczy je usunąć w początkowym stadium
gabriel 123, 21 lipca 2021
bądź jak rozpędzona ciężarówka
ze swoim entuzjazmem
niech zderzak poniesie
nie zatrzymuj się
masz przed sobą autostradę
ona jest twoja
raz się żyje
zatem raz kozie śmierć
prędkość nie dozwolona
bo takie jest życie
i przemija szybko
które może być piękne
a dlaczego
a dlatego
bo ze swoim entuzjazmem
rozpędziłeś się
supełek.z.mgnień, 21 lipca 2021
Świt ukrył się w wyciętej ramie łąki, by drzewa
stały się z mgły, jak wypalony papieros.
Umieram co noc, i co noc chwalę wszystkie ukojenia
daleko od nas. Wiję gniazdo w piersi, znużone nitki
traw, z brudnej rzeki. Spierzchnięty kształt
ryby, ale czuły na dotyk.
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.