Pi., 26 listopada 2018
trudno określić gdzie się zaczyna. najpierw wszystko jest na ostro.
przejrzystość godna poranka jak nagroda za noc. a jeśli nagród
nie ma? czyżby karą za ciemność między nami miała być mleczna
biel między miejscowością A i miejscowością B? między skupiskiem
komórek i synaps, które w odpowiednich okolicznościach kocham,
i tych które coraz częściej uważasz za boleśnie spowszednione?
gdzieś przecież wykluwa się nasza mgła. bez zawirowań, bez kłębów -
dziura bieli, która zasysa, wciąga by wypluć na ścianę, las drzew
lub w przepaść. zostawi bez zmysłów. omami. przekręci błędnik.
i nie będzie nic na ostro, nic zorientowane na tu i teraz. omglenie?.
trudno określić gdzie się skończy. najpierw wszystki będę bólem,
potem ćmieniem, niewygodą. potem się zrodzę. jak kiepski horror.
Sztelak Marcin, 25 listopada 2018
Postronni świadkowie, podobno Jehowy, nie wierzą
w kobiece orgazmy jednak stoją
karnie przy judaszu. Profanując odwieczny
ateizm wycieraczki.
Z drugiej strony mam czysty umysł, przemyty
destylatem, więc niebardzo się przejmuję,
że skarpety podziurawione, pada deszcz
i w ostatnim rozrachunku jestem pyłem.
Zassanym przez szpary pomiędzy światłami,
zero zielonej fali. Wspomnień trochę mało
na garść ziemi, ale przed mną czysty, jasny
nieboskłon.
Bez znaczenia, że wybieram akurat przeciwny kierunek.
A na koniec tytułowe: kurwa mać automat do płukania
anonimowych umysłów.
Brakuje zakończenia, co można zrzucić na brak
szarych komórek. Oraz nadmiar ciemnych,
w których oswajam lęki. Bezskutecznie,
a przede wszystki bezzasadnie.
Oto puenta utopiona w nadmiarze.
Istnienia.
Bogumiła Jęcek, 25 listopada 2018
Wpatruję się w zmierzch; w ciemności strzęp
czarnej folii poruszany wiatrem – wygląda
niczym wrona wyszarpująca coś z ziemi.
Otwarte granice boją się zamknięcia.
*
Przeczucie to nie wszystko, jeszcze tliła się
myśl, próbowała wyciągnąć mnie z tego miejsca.
Słyszałem każdy strzał. Wyszedłem z więziennej
karetki ostatni, przemknął rów, nad którym przez chwilę
stali. Sznur przerzucony przez szyję wiąże mi
z tyłu ręce, jakby wszystko robiło się samo.
*
Wymieszane: przeczucie i nadzieja. Wyprowadzali
nas pojedynczo. Drobiazgowa rewizja; ściągnęli
pas i pytali o obrączkę. Z rękoma wykręconymi do tyłu
przeszedłem dwa pomieszczenia, i w trzecim ta nieubłagana
świadomość, gdy zobaczyłem ściany, wypływającą
z półmroku krew.
Łódź, 06.03.2016
Slawrys, 25 listopada 2018
w zaułku ciszy cienie grają w grę
a stawką wolność marzeń
z kilku chwil tu i teraz tworzy czas
bardziej przyziemny dla zimna
otacza nim niczym murem szarości
wszystko co ze wspomnień wyrzucone
tu nie ma drzwi żadnych ani okien
jest tylko ściana do ochrony
przed wszystkim co nowe i obce
co może zmienić wyrok ludzki
samotność wydaje się nagrodą
gdy zostaje zapomnieć o życiu
bez skruchy dla dnia i nocy
i dla każdej nowej chwili snów
w zaułku ciszy trwa gra cieni
marzenia mają tu swój limit
........................Slawrys...
Marek Gajowniczek, 25 listopada 2018
Nurt samoniszczenia -
z drugiej strony - marazm.
Zachowując - zmieniać!
Sądzić, a nie karać!
Rozpad, lub stagnacja?
Bez zmian ordynacji!
Niemców arogancja.
Zadyma we Francji?
Wywiady nerwowo
poszukują iskry.
Ważą każde słowo
wśród umysłów bystrych.
Gdzieś się właśnie rodzi
niebezpieczna siła.
Żółtodziobej młodzi
maski nałożyła.
Rozpylonym gazem
szczypią - Teraz! Razem!
Do władzy dochodzi
nowy Trzeci Sort.
Nikt im nie przewodzi?
Nie wiesz - O co chodzi?
Rozbitek w powodzi
musi znaleźć port!
Wywiady. Sondaże.
Szsz..! Czujni dziennikarze.
Ogary spuszczone.
Sfora poszła w las.
Fora wystraszone.
W jaką pójdą stronę
niezadowolone
kamizelki mas?
tetu, 24 listopada 2018
znów obca noc Piotrze
zlewa się w nierozpoznane kształty
a przecież jesteś
tym który obiecał nazwać i oswoić
niełatwo udźwignąć słowo
raz wypowiedziane stało się ciałem
i kołyską
w niej chowaliśmy poronione wiersze -
pamiętasz Piotrze?
wracałam do nich jak do modlitw
tam gdzie nie było nadziei na odkupienie
wyrosła skała
tak trudno uwierzyć w wieczność
o zielonych oczach mówiłeś że są
niczym dziewicze łąki pełne łagodności
a jednak wylaliśmy się jak mleko *
krzyż wciąż pęcznieje od ran
Patryk Chrzan - Zaduszki *
Yaro, 24 listopada 2018
życie białą kartką
niezapisaną
rzuconą na blat
z boku kałamarz pióro
zapisujesz każdy dzień
słowo emocje
rozstanie zwycięstwa porażki
jak liść pod drzewem jesienią
czerwienia żółty zgniły zatem
śmierć przejściem przez próg
zatrzaśnięte za sobą
drzwi na amen
znicz na grobie
płonie żywym ogniem
wierszem w waszej głowie
zapisać się wiecznym
przyjdź będzie dobrze
Pavlokox, 24 listopada 2018
Jaką powierzyć odpowiedzialność i komu?
Większość poważnych wypadków zdarza się w domu.
Moi rodzice musieli wyjść na imprezę,
A wcześniej mój ojciec śmiałą postawił tezę:
Jestem już odpowiedzialny wystarczająco,
By opiekę nad bratem pełnić śpiewająco.
Można było zaoszczędzić na starej niani.
Uśpię brata nim rodzice wrócą pijani.
Mama przykazała mi rosołu pilnować.
Niedzielny obiad nie mógł się przecież zmarnować.
Rodzice wyszli. Usiadłem przed komputerem.
Zamknąłem drzwi i bieliznę z siebie ściągnąłem.
Rozpocząłem swój godzinny seans rozkoszy.
Nagie kobiety obdarowały me oczy.
Kiedy skończyłem, poszedłem zajrzeć do brata.
Bawił się klockami, jak zostawił go tata.
Rosół na kuchence wrzał. Zdławiłem więc płomień.
Wróciłem przed monitor, by poczuć znów ogień,
Lecz wcześniej braciszek upomniał się o picie.
Mój późny powrót do kuchni zmienił mu życie.
Wszedłem do kuchni, by obmyć ręce plugawe,
Gdy spostrzegłem, że brat urządził se zabawę.
Sięgnął rękoma gotującego się garu.
Nie mogłem zapobiec straszliwemu koszmaru.
Wrzący rosół wylał mu się na szyję i brzuch.
Od jego krzyku można było wręcz stracić słuch.
Zamarłem przerażony niczym słupek soli,
A braciszek poparzony krzyczał, że boli.
W końcu zaciągnąłem braciszka do łazienki.
Jego krzyk przeszedł stopniowo w płacz oraz jęki.
Zamierzałem schłodzić go woda na początek.
Przez nieuwagę z prysznica poleciał wrzątek.
Brat rozdarł się, a ja zerwałem mu ubranie
Wraz ze skórą. Wiedziałem, że czeka mnie lanie.
Próbowałem odkazić rany spirytusem,
Lecz braciszek odskoczył z wrzaskiem jednym susem.
Zostawiłem płaczącego brata w łazience.
Zadzwoniłem do mamy zamiast po karetkę.
Wydusiłem, że brat w rosole się okąpał.
Najgorsze było, żech po cienkim lodzie stąpał.
Rodzice krzyczeli, żebym wezwał karetkę.
Byłem pewien, że dostanę od ojca rżniętkę.
Sanitariusze zastali mnie w przedpokoju.
Mieszkanie wyglądało jak po ciężkim boju.
Położono braciszka ostrożnie na noszach.
Odetchnąłem na chwilę przy sanitariuszach.
Potem zjawili się rodzice i policja.
Ojciec olał, że za kółkiem jest prohibicja.
Mama pojechała z braciszkiem do szpitala.
Policja ojcu prawo jazdy odebrała.
Ojciec wiedział, gdzie szukać powodów mej winy.
Sprawdził historię w zależności od godziny.
Próbowałem go powstrzymać, lecz zdzielił mnie w twarz.
Trudna sytuację sprawił mu ojcowski staż.
Potem milczał przez pół godziny w przedpokoju.
Wiedziałem, lecz że nie zostawi mnie w spokoju.
W końcu poszedł do kuchni i grzebał w narzędziach.
Czy powinienem był już wtedy odczuwać strach?
Usłyszałem wielokrotne tłuczenie młotkiem.
Rozluźniłem zwieracze. Zapachniało smrodkiem.
Ojciec wyszedł trzymając deskę do krojenia,
Która w postaci gwoździ miała ozdobienia.
Zamiast uciekać, niemal stanąłem jak wryty.
Ojciec z deską podszedł i chwycił mnie za szmaty.
Potem błyskawicznie rzucił mnie na komodę.
Jednym ruchem zerwał ze mnie spodnie dresowe
I zaczął walić mój tyłek deską z gwoździami.
Darłem się jeszcze głośniej niż poparzony brat.
Mimo to nie ustawał w biciu mój ojciec-kat.
Oprócz uderzeń deski czułem kłucie gwoździ,
Gdy kaleczyły pośladki w bólu powodzi.
Nie zmniejszyło to furii, gdy ojciec przestał bić.
Podniósł mnie, a ja zacząłem się jak węgorz wić.
Wszedł ze mną do kuchni. Jak w makabrycznej scence
Chciał mnie posadzić na rozpalonej kuchence.
Niemalże udało mu się tego dokonać.
Jak po wylaniu barszczu musiała wyglądać.
Wyrwałem się i przez pokój krwią zachlapany
Zwiałem do łazienki i wskoczyłem do wanny.
Chciałem opłukać pośladki perforowane.
Zapaskudziłem krwią niemalże całą wannę.
Dostrzegłem ma kafelkach skórę mego brata.
Tymczasem w zamknięte drzwi deską walił tata.
Nie mogłem zapomnieć o ojcowskim kazaniu.
W nocy spuściłem się obficie śniąc o laniu.
Miesiąc goiły się pośladki zharatane
Deską z gwoździami, przez tatusia wcześniej lane.
Mój braciszek spędził w szpitalu trzy miesiące.
Póki ojciec nie zgnije w więzieniu nie spocznę.
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.