20 stycznia 2025
Obszarpańcy losu
Coraz częściej łapię się na tym, że wizje autorów powieści czy filmów dziejących się w przyszłości, sprawiają mi kłopot, albowiem to, co przedstawiają, zdarza się tu i teraz. Przeważnie są to koszmary i apokalipsy. Przytłaczają mi obrazy pięknego świata prezentując pogorzeliska i wszelakie inne wszeteczeństwa. Na przykład podróżnik Herberta G. Wellsa przemierza czas i trafia do kraju niby odległego, ale jakże bliskiego teraźniejszym problemom Polski.
Ląduje w środku zwaśnionych obszarów, w przestrzeni wypełnionej strachem i podzielonej na dwie nieufne, zależne od siebie części. Znajduje się w arkadyjskim świecie Elojów i Morloków. osobników skazanych na wspólną egzystencję; jedni bez drugich nie potrafią się obejść i są dla siebie uzasadnieniem istnienia, jedni dla drugich są pasożytami i w ten sposób żyją od lat. Powyższa konwencja istnienia tak silnie wżarła im się w mentalność, że już nie wyobrażają sobie innej metodo przetrwania; długotrwałe przyzwyczajenie przemieniło się w tradycję.
Symbioza trwa. Przy czym zaznaczyć trzeba, że jest różnica pomiędzy naszym, a tamtejszym krajem: u nas raz na jakiś czas Morlokowie zasiadają na tronie, a za następny pewien raz Elojom przypada ten kurewski zaszczyt. Tam natomiast władza należy wyłącznie do Morloków. W zamian za tu Eloje żyją beztrosko, a ich pozorny raj, to bezustanne przebywanie w atmosferze sielanki, abstrakcji, w iluzjach i ukwieconych anturażach, oraz wolności od wolności.
*
Wszechwładza Elojów jest bardziej umowna, niż realna. Czyli - oparta na domysłach i teoretycznie prawdziwa. Zamiast nich, rządzą potwory nazywane Morlokami. Dają się we znaki każdemu, co się im sprzeciwia. Chodzą tylko wokół swoich interesów. Wyrozumiałe dla siebie, tylko sobie ufają. Niewybredne, zadowalają się czym popadnie. Lubią dużo: zgniłe, cuchnące, a na deser wcinają Eloja.
*
kiedy pasożyt przedobrzy z podjadaniem dóbr materialnych i posuwa się do jawnej grabieży, społeczeństwo jest umęczone jego rozpasanym brakiem zahamowań, ma go dosyć. Następuje przejściowa zmiana dekoracji, chwilowa ulga i szczęśliwy powrót do mówienia o wolności. Ale wolności rozumianej na własnych warunkach. Tłumaczonej po swojemu.
To znaczy pokrętnie. Stylem niejasnym i wymagającym translatora. Alias rezygnującym z puszczania oka, uśmiechów i umizgów do elektoratu. Albo wcale. Mimo to nieśmiertelny temat wolności, przewija się bez przerwy i nie schodzi z jego ust. Nigdy łagodnie, a zawsze siłowo, na histerycznym krzyku. W wykonaniu Eloja, słowo to znaczy co innego, niż Morlokowe, wywrzeszczane przez wszystkie nieprzypadkowe przypadki. Wywrzeszczane przez wargi, a nie wyszeptane sercem. Sercem nie, gdyż zamiast niego, ma wypchany portfel.
U nas Morlokowe chamstwo odchodzi na krótkie krótko, a zamiast nich, na arenę dziejów wskakują Eloje, persony na wskroś subtelne, nieznośnie poprawne, delikatne w obejściu i nieczułe na głos poddanych. Wyznają prawo, wielbią procedury, działają wolno i czasami skutecznie. Przez co tracą poparcie, a ichni zagubiony elektorat pokazuje im czerwoną kartkę.
*
W czasach opisywanych przez G. Wellsa, bohater Wehikułu czasu jest oburzony, zdziwiony, całkowicie zrozpaczony wizją przyszłości czekającej ludzkość. Wizja ta przeraża go, przytłacza, wpędza w nastroje bez mała nieprzychylne. Autor tej powieści nie podejrzewał nawet, że za niecałe dwieście lat stanie się to, co z wielką ostrożnością prorokował za odległe lat tysiące.
Zjawiska przedtem niespotykane z taką częstotliwością i zajadłością, dają nam popalić; ludzkości przejadło się istnienie i niecierpliwie oczekuje upragnionego końca Ziemi. Topnieją Antarktydy, płoną lasy, wulkany puchną z wściekłości, kopalnie kwitną, dymy się rozprzestrzeniają, duchoty, skwary i zimniska hulają bez litości, pogodowe klimakterium staje się faktem, wkrótce całe kontynenty poznikają i rozwiąże się problem z uchodźcami, bo nie będzie ich dzisiejsza śmieszna garstka proszalników u bram USA czy Europy, ale miliardy, których nie powstrzyma żaden zakaz i najgriżniejszy facet z fuzją na granicy. Na dokładkę grożących nam nieszczęść, wisi nad nami tocząca się wojna za miedzą, przybiera na sile zaczadzenie populizmem i możemy zaobserwować, że rośnie zatrważająca ilość Morloków pchających się do zgotowania nam triumfalnego pochówku.