4 marca 2025
Jurek
Mam trzydzieści lat i mieszkam z bratem, któremu poświęciłam lata młodości. Teraz nie muszę się nim zajmować. Już nie potrafię przestać martwić się jego sprawami. Duże, czy małe, stanowiły o sensie mojego istnienia. „Płomyczek domowego ogniska trzeba podsycać”, mawiała moja matka, wiecznie słaba i bez przerwy nieśmiała kobieta.
Umarła przed tatą. Do końca swoich dni wierzyła ojcu, pijaczynie. Choć teraz nie ma to najmniejszego znaczenia. Kiedyś przegonił nas po całym pokoju, a był to pokój duży, stołowy; gonił nas z tasakiem i dorwał brata. Jurek wtedy ręką głowę zasłonił, ale tatusiowi i tak nie udało się trafić ostrym: uderzenie poszło bokiem. Mały dostał od niego pamiątkę na całe życie, szramę zamiast oka. A gdy tata wyciągnął wreszcie racice, zostaliśmy sami. Zostaliśmy sami, co nie było takie złe.
Za dnia baliśmy się tego, co powiedzą. Wychodziliśmy tylko wieczorem. Pracował w domu i był skryty, milczący, unikał rozmów ze mną, a kiedy zaczął dorastać, rozpoczęły się kłopoty i zamykał się w pokoju.
O tym, że już jest dorosły, już nie Juras - Ogóras, a jeszcze nie Pan Jerzy, nie myślałam, aż do momentu, gdy zwyczajnie, metodycznie i na zimno zaczął mnie, dzień w dzień i noc w noc, gwałcić, a ja mu ulegałam, gdyż wiedziałam, że przyjdzie mój dzień odwetu, że zabiję go, że uwolnię się.