11 września 2025
światło
z ustami na ołtarzu kłamstw, wtulona w niebiańską ciszę
rozpościerasz pióropusze, kolorowe wachlarze wyganiają anioły,
a spragnione dotyku dłonie ścielą wykrochmaloną pościel.
otwarte okna nie potrafią mówić, a jednak zapraszają,
rozniecają nadzieję, chłonąc zapach traw i zdeptanej ziemi
milczą.
masz takie zimne oczy, uleciało ciepło, zgasły latanie,
po ścianach pełzają cienie. ostatnia noc lata, przygaszone świece,
i on, stary złodziej: biały księżyc – chce patrzeć,
zagląda do sypialni, łóżko trzeszczy od nadmiaru wrażeń,
twarz omywają mi czarne wodospady włosów, a ty zdajesz się
chwytać gwiazd, uciekać.
bez słów, uwięzieni w rozpalonym tyglu z płynnym metalem,
zdajemy się istnieć choć brakuje znaczeń, znaków,
dowodów bycia