Afrodyta, 25 kwietnia 2023
Rozbita szyba wybawia, wreszcie brzeg,
siarczysty napływ powietrza przepycha
żyły i tętnice. Tłok w głowie ustępuje
krwi, która cienką strużką piętnuje skroń.
Teraz mogę zająć się czymś sensownym,
życie znad krawędzi unieść w dłoniach
bez wyrzutów, że przeleję czas.
Palcami dotykam czoła. Cztery szwy.
Afrodyta, 24 kwietnia 2023
Fascynacja krainą w barwach wody i ognia
zamazuje obrazy niedostępne z bliska.
Zbyt wcześnie opuszczasz gniazdo,
niesprzyjająca aura łamie delikatne skrzydła,
nadrabiasz przyspieszonym biciem serca,
ale zdeformowany język żądnych absolutu
przedziurawia bardziej niż ślepe pociski.
Etniczne, zepchnięte do mniejszości krople
spływają czerwonym deszczem, bez śladu
przenikają białą mgłę, wsiąkając w ziemię,
na której neurotyczny patriotyzm znakuje
kolejne ściany i szturmem wyważa drzwi;
nikt o świcie do nich nie zapuka,
przynajmniej tyle, ranniaja ptaszyno.
Afrodyta, 18 kwietnia 2023
Akwarela ożywia wypchniętą z intuicji
wizję początku. Wśród skrzyżowanych linii
Bóg Ojciec na obraz i podobieństwo.
Patrzę zakłopotana. Ślepy starzec
w tarczy, wybucha złotem i czerwienią.
Cyrklem kreśli wyjęte z czasu uniwersum,
ucieleśnienie bezwzględnego rozumu.
Obsesja stanowienia porządku ogranicza,
podmuch rozwiewa brodę oraz włosy,
skostniałe zasady ani drgną.
Afrodyta, 16 kwietnia 2023
Światło znów zapuszcza korzenie,
krokus w ogrodzie nie może ruszyć
z miejsca przyciąga życie. Rozdeptany
jeszcze głębiej wrośnie w podłoże.
Chociaż idę, stopy unikają złączenia z ziemią.
Ugruntowana odrębność bezwarunkowo dzieli
mnie i świat. Kłopotliwe kawałki
trzymam na dystans.
Powrót wydaje się mało możliwy.
Afrodyta, 30 marca 2023
Naplułam do zupy obecnego tu pana, Cyryla Rosiczki.
Obśliniał się na mój widok. Ze strachu, jak daleko sięgnie
jego mokry język (na co dzień oddany wiernej służbie),
mówię, to grzech. Prawie pewna, uśmiecham się,
a rozsypana makiem cisza oddaje sprawiedliwość.
Ale nie, on podnosi rękę. Robi znak krzyża i udziela mi
przebaczenia. Wtedy naplułam. W obronie własnej.
Sąd nie udzielił pani głosu. Wymierza karę porządkową
czterdziestu kopniaków w tyłek.
Afrodyta, 24 marca 2023
Przekroczyłam dziesięć miesięcy księżycowych
bez uzasadnienia, naukowo wyznaczona granica
rozciągała się, na każdym etapie daleko
przed czasem definitywnego rozwiązania.
Skrojone z romantyzmu szkiełko i oko, dziurawe
ręce specjalistów (wspieranych wysokiej klasy
sprzętem oraz zalegającą rutyną), zdemaskowały
przerośnięte paznokcie i śmierdzące łożysko,
na które spoglądano z obrzydzeniem.
Rodziłeś się, wiotką szyję dwukrotnie oplatała
żmija. Zdradził cię pojękujący oddech,
dozgonna gwarancja bezterminowego piętna.
Zwyczajny przypadek, zbieg okoliczności, a takie
nie prowokują konfliktu z sumieniem, wątpliwości
i pęknięcia pozszywano finezyjnym ściegiem,
z dbałością o szczegóły.
Śniłeś swoje życie, zamknięty w przezroczystej kuli,
która do samego końca nie odkryła znikających plam
wybielonego personelu ani przyszłych wydarzeń.
Afrodyta, 13 listopada 2022
Oczy patrzące na zewnątrz nie zobaczą środka,
nawet we śnie rozpaczliwie szukają obecności.
Gromadzę relacje, przechowuję w osobnych pudełkach
wyściełanych przyjemnym w dotyku atłasem
ze złotym brzegiem. Dbam o optymalną temperaturę.
Podsycam lub gaszę.
Stos systematycznie się powiększa, przytłacza
przestrzeń, a z góry widać już nie twarze tylko miny.
Najpierw wybuchają ludzie, potem bomby.
Afrodyta, 6 listopada 2022
Dni wyraźnie się kurczą, umykające ciepło długo
nabiera intensywności, zanim pozwala się dotknąć.
Omotane wiatrem palce chcą zatrzymać iskry,
które bezszelestnie przeskakują z ręki na rękę,
ale wilgotna skóra przezornie wysycha.
Resztkami woli (kiedyś przyczółku niezależności),
bez pośpiechu czy zbędnych ruchów wycinam
siebie z szablonu. Mimo krzywizn ziemi i kręgosłupa,
akuratne kroki po mistrzowsku omijają przeszkody.
Z wyczuciem unikają dołów, potknięć, mniej lub bardziej
spektakularnych upadków, aż wypełnią martwy sezon.
Afrodyta, 5 listopada 2022
Bezradność rozpanoszyła się na dobre, a raczej złe,
utknęła w wypchanych łzach, które próbują przebić
skórę na dowód istnienia czegokolwiek.
Słowa i ludzie rozjeżdżają się tak skutecznie, że
ze zdziwienia wybałuszam oczy. Czasem macham
rękami, ale bez wprawy i rozgrzewki szybko więdną.
Gdy udaje mi się zapomnieć o zasadach, mogę w końcu
wykrztusić coś więcej niż suchy kaszel. Z głową w dłoniach
staram się trzymać jak najbliżej podłogi, niechętnie zlizuję
przedwczorajszą sól, różowe grudki opornie rozpuszczają się
w ustach. Podnoszę się, gdy zabija mnie własny śmiech.
Afrodyta, 4 listopada 2022
Rankiem, gdy rozpalony świat rodzi się od nowa,
zwiększające się z każdym ruchem słońca cienie
pod oczami obnażają noc (bezgwiezdnie głuchą,
zdławioną ospałym księżycem, do którego
nie wyją wilki ani ludzie).
W zaskakująco obcych dłoniach o prześwitującej
skórze próbuję ukryć przemożne pragnienie snu,
jego ciężar rośnie, mocno przygniata powieki,
aż pokonane milkną.
Dni wydają się wtedy mniej groźne i mniej do siebie
niepodobne, migoczą z wdziękiem, poddając się
podmuchom zbawiennego powietrza; gładkie
skrawki szumiących papierków, teatralne obrazy
w pozornie białym passe – partout.
Afrodyta, 22 października 2022
Gdyby Jezus żył dłużej, społeczeństwo zmieniłoby się
w proch, który z powodzeniem zasypuje ziemię i prawo
do zemsty o smaku chleba powszedniego. Kościół też
przestałby istnieć, kątem oka widzę nieustraszone
świątynie, zupełnie puste, oparte na własnych filarach,
bez podtrzymywania tłumu znów stały się sobą.
Już się nie oglądam, odbicie jest zawsze odwrócone,
biegnę zbyt szybko, przez co wdeptuję w skrajności,
a wtedy trudno zawrócić, jeszcze trudniej mnie znaleźć.
Z nadspodziewanie dobrym skutkiem rozpraszam się
swoim wzrokiem i nie ustaję w byciu żebrakiem.
Afrodyta, 18 września 2022
Wątpliwości działają wielokierunkowo, walka ze sobą
(a raczej przeciw) trwa, dopóki trzymasz się w siodłach.
Jakby nie patrzeć ja to zawsze ofiara. Nie myśl, że to
coś skomplikowanego i ciebie nie dotyczy. Nie myślę.
Moje i twoje rady są bardzo groźne, bez opamiętania
ciągną w dół, a dno pozbawione końca wymyka się
z ołowianych rąk, spada ciężko i robi dużo hałasu.
Nigdzie nie dociera.
Afrodyta, 29 sierpnia 2022
Zatrzymałam się pomiędzy, odwiedzane miejsca nie mają
odległości, bywam wszędzie i nigdzie, widuję żywych
i umarłych. Czas nie jest wrogiem ani sprzymierzeńcem,
przeszłość zmieściła się w ziarenkach maku, układanych
na dłoni fragmentarycznie, często przypadkowo. Chwile,
które mają nadejść, wydają się daremne, bez zwątpienia
szybko gasną, spalone gwiazdy niewarte roztrząsania.
Już wiem, że utknęłam w słowie, a nie w raju, piekle
czy jaskini pod Korolówką. Myśli skutecznie mącą
umysł, odcinają od życia i śmierci, teraz widzę,
jak bardzo są bezużyteczne.
Bocian stojący na jednej nodze z wężem w dziobie,
wyszyty na okrywającej moje naderwane ciało kapie
z różowego adamaszku, nie może zrobić kroku,
zupełnie jak ja.
Afrodyta, 21 sierpnia 2022
Nadwyrazy wyrastają ze mnie od razu
po wypowiedzeniu, sparaliżowane łamią
kręgosłup, niszczą znaczenia.
Wpisane w fasadowe oczekiwania zuchwale
powielają siebie, na oczach półświatka tworzą
biegłe derywaty, a potem przyciśnięte do muru
kurczowo łapią za gardło, aby uniknąć
zepchnięcia i totalnego upadku.
Jako werbalistyczne urzeczywistnienie, zwykła
odbitka, cierpliwie rozkradają życie, odrywając
świeże soczyste kęsy prosto z ust.
Poddane próbie czasu, odarte z pielęgnowanych
marzeń o swojej chwili, zawodzą. Najbardziej to,
które umiera ostatnie.
Afrodyta, 8 sierpnia 2022
Swobodnie patrzysz w niebo, nadajesz kształty
uwięzionym kroplom póki nie znikną na dobre
roztrwonione przez wiatr.
Z wprawą chirurga łączysz neurony w mojej głowie,
bez reszty dzielisz myśli odarte ze wspólnego trwania,
które zuchwale kradnie przeszłość.
Złożona na łopatki płynę rynsztokiem, obijam się
o nienaturalnie ostre krawędzie wylewnych słów
i nieoczekiwanie usiłuję odwrócić działanie,
mnożone wartości wrzucam w nawias, nadanie
pierwszeństwa ulega jednak załamaniu.
Zbiór pusty trafnie opisuje moją sytuację,
jego obecność zupełnie paradoksalnie
wyznacza istnienie.
Afrodyta, 31 lipca 2022
Wspomnienie miasta zawisło jak krzywo przybity
obrazek do krzywej ściany w bloku z betonu.
Pożółkłe tapety i poszarzałe firanki z trudem wdychały
kolejne porcje dławiącego dymu tytoniowego z Popularnych,
Klubowych, także Marlboro, ale to nieco później.
Miałam nieodparte wrażenie, że wszyscy wtedy palili,
co popadnie; papierosy, kosze na śmieci, zeschłe liście,
wczorajsze i jutrzejsze dni, a rolnicy i szczęściarze trawę.
Zapamiętałam wioskę słowiańską ( tak ją nazywaliśmy,
calutka była z drewna, do dzisiaj wyciągam drzazgi
igłą do szycia); zazwyczaj plac zabaw dla dzieci
na miarę czasów, po drugiej stronie kurtyny speluna
dla osiedlowych pijaczków sikających do brązowych
albo zielonych butelek po tanim winie.
Najdziwniejszy był jednak Kwadrat, do którego
wpuszczał lub nie radziecki żołnierz z przyklejonym
uśmiechem i karabinem.
Pomogły mi jasne włosy splecione w dziewczęce
warkocze ozdobione czerwonymi kokardami.
W jednej chwili poczułam się obco w swojej
skórze, zaschło mi w gardle, nie mogłam mówić
po polsku. Zamknięte usta wypełnił wciąż żywy
bananowy smak cukierków z czekolady.
Afrodyta, 11 kwietnia 2022
Na pozór rozciągnięty czas układa się od nowa,
przedłużając rzęsy otworzonym na oścież powiekom.
Wiosna lubi się powtarzać, kolejny raz widzę pisklę,
które wypadło z gniazda, a nad nim zawieszoną
wrzawę, nieustający śpiew tych, co przetrwali.
Dziwne myśli przychodzą mi do głowy, na przykład
o życiu jako początku śmierci, dlatego odwracam
wzrok. Kwitnące przy sklepie żonkile cieszą oko,
żółć ma tak wiele odcieni.
Przelatujący samolot zagłusza wszystko, w niebie gubi
biały welon, na ziemię zrzuca serię pocisków.
Afrodyta, 9 kwietnia 2022
Cisza jak ropiejąca rana sączy twoją nieobecność.
Z nieludzką poprawnością zagarnia sny bez ciebie,
po przebudzeniu leniwie wsiąka w papierową skórę,
lecz wcale nie zmienia jej w aksamit.
Zjawiasz się jedynie wąskimi cieniami.
Przesadnie niewidoczne uwalniają bliski zapach,
który z każdą sekundą znika coraz większymi
kawałkami, mimowolnie upadam na kolana,
najgłośniej i najciszej przerywając dopływ świadomości.
Jeszcze przez moment słyszę wiatr, ofiarnie przesuwa
czarne chmury, później tylko myśl, gdzie jesteś.
Afrodyta, 6 kwietnia 2022
Zazdroszczę Wenus z obrazu Rubensa,
bez egzaltacji odsłania wypielęgnowane ciało,
od początku do końca wierne odbicie natury.
Nieskrępowane oczy błyszczą o wiele bardziej
niż świetlne refleksy wplątane w jedwabiste włosy,
lustro projektuje dobrze znaną twarz, przyciągając
śmiałe wejrzenia spoza płótna.
Odwrócona plecami chętnie wychodzi poza ramy
i nawet na chwilę nie spuszcza ze mnie wzroku,
genialnie czuje epokę, w której ascetyczna sylwetka
to alegoria śmierci a nie ucieleśniony dogmat.
Afrodyta, 6 marca 2022
Idylliczna scena wyjęta z pożółkłych kartek,
opatrzona wyrozumiałością i autorskim
przypisem o lekko ironicznym zabarwieniu,
otworzyła zupełnie nową przestrzeń.
Laura i Filon, jak na tamten czas, okazali się
zbyt papierowi, a upersonifikowany jawor
za mało naturalny, aby zaistnieć naprawdę;
dzisiaj mieliby większe szanse na ocalenie.
Perfekcyjnie wycieniowana kobieta
bez zarysowań, ze łzami głęboko w oczach,
wyprasowany mężczyzna we fraku ciasno
dopiętym pod szyją i wirtualne schadzki
o nieskończonych możliwościach,
stały się mniej sztuczne od wysychających
pod sinym drzewem kochanków.
Afrodyta, 3 lutego 2022
splątane myśli w zamieszaniu
przeglądają strzępki rozmów
natrafiają na twój dotyk
milkną a przenikliwe ciepło
rozgrzewa wychłodzone mięśnie
zatrzymując się na twarzy
nieuchronne spotkanie
z nadnaturalnym spojrzeniem
od słowa do słowa
otwiera mnie na przestrzał
urywam się w połowie zdania
przystaję do pobliskiej ściany
oddaję własny dzień
i czekam na twój ruch
koniec zakrzywia usta
zanim zamkną się
w zdziczałym półuśmiechu
wypluwam gorzkie smaki
każde następne posunięcie
to krępujące wymuszenie
iluzoryczna obrona
czysto teoretyczny atak
wieczny szach godny arcymistrza
przed którym nie ma ucieczki
Afrodyta, 27 stycznia 2022
Odklejałam warstwę po warstwie i nic.
Prawda się zapadła, zostawiając
pogłos pękającej ziemi,
wyparte życie puchło i gęstniało
po brzegi lepkie od racjonalizacji.
Między nami
nie istniała najkrótsza nawet nić,
tylko wielokrotne przeniesienia trzymające
stronę usztywnionych figur
i niedopięte sytuacje,
które uporczywie żądały atencji.
Odczuwanie rzeczywistości bolało fizycznie,
zwymiotowałam tu i teraz.
Afrodyta, 25 stycznia 2022
Zanim usłyszałam słowa znaczące drogę punktami
a nie tylko wyblakłymi kropkami, chciałam złamać
zbyt niebieską przestrzeń.
Obsesja poznania wypychała moje przykrótkie
ramiona obejmujące powietrze zamiast ciebie,
niełatwo zachować dyskrecję, mimo to obserwuję
umykający wszelkim konwencjom świat,
bez intencji patrzę na lekko uchylone drzwi,
nieprzerwanie jestem, ale nie czekam.
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.