31 stycznia 2012
Szanta o Grubej Babie
Miałem kiedyś w pewnym porcie jedną grubą babę,
wszystkie krzesła, taborety, były na nią słabe.
Nogi grube jak dwa wiadra, rzyć niczym stodoła,
gdy się śmiała to myślałem, że żubr z puszczy woła.
(ref.)
Gruba babo, gruba babo,
jak przytulasz swoją łapą,
robi mi się słabo.
Kufel cały jednym haustem wypić potrafiła,
całą moją roczną pensję w tydzień przetrawiła.
Pół świniaka zjeść umiała w jednym posiedzeniu,
odór z gęby sakramencki woniał po jedzeniu.
(ref.)
...
We framugi, ościeżnice już się nie mieściła,
kiedy wejść do knajpy chciała bokiem przechodziła.
W żadnym sklepie na jej dupę spódnicy nie było,
całe płótno z mego żagla ledwo wystarczyło.
(ref.)
...
Kiedy siłą mnie ciągneła do białej pościeli,
ja ratując się musiałem, użyć stu forteli.
Jak już unik z mojej strony nie pomagał żaden,
moja męskość wywieszała smętną białą flagę.
(ref.)
...
W morze zabrać ją się bałem, łódka nie wytrzyma,
Baba Gruba tępą złością już się na mnie zżyma.
Więc wypłyneliśmy z rana, ugiąć się musiałem,
stukilowej Grubej Baby rozjuszać nie chciałem
(ref.)
...
Z Grubą Babą na pokładzie buja niczym w szkwale,
przecież jej zabierać w morze ja nie chciałem wcale.
Łódź mi Baba zatopiła, sama nie utonie,
W brzuchu więcej ma powietrza niż w wielkim balonie.
(ref.)
...
Tak dryfuje dziś na morzach, wolno niczym boja,
słuchaj chłopie, Baby Grube to niedola Twoja!!! X 2