31 stycznia 2025
siwe czaple
Piątkowy poranek przywitał mnie rzęsistym deszczem. Co rusz niebo przecinały błyskawice, odgłos grzmotów roznosił się złowrogo. Siedziałam na balkonie, obserwując niesforne wróbelki.
Poziome szczebelki balustrady kroiły widok na kilka części, wystarczyło wybrać przestrzeń między nimi. Najniżej jest pas złotych kłosów, potem pas soczystej zieleni dorodnej kukurydzy,
za nią znowu pas pszenicy.
Częstymi gośćmi właśnie w tym miejscu bywają dwie czaple,
zapewne para (od dawna nie widziałam czapli siwych).
Stąpają dostojnie na cienkich nogach, bacznie obserwując teren.
Zawsze w linii prostej, nie zbaczają na boki. On zbiera gałęzie na gniazdo w trzcinach, ona patrzy czule.Jeśli połowy to zawsze razem, nieruchomo do skutku...
Obserwowałam tą parkę bezwstydnie co rano i wieczorem.
Wzbudzały we mnie poczucie niezrozumiałego romantyzmu.
Pierwsze co przyszło mi na myśl to fakt, jak bardzo potrzebne są rezerwaty przyrody.
Skupiłam wzrok na przedostatnim pasku widokowym. Morze opasające las. Uspokajająca ciemna zieleń wyciszała mętlik w głowie. Po lewej stronie stoi drewniany stolik. Przydatny.
Skończyłam czytać „Szpital dla psychopatów” Stephena Seager'a.
Wzruszyłam się lekturą.
Wzięłam ogromny łyk letniej kawy. O godzinie szóstej rano ten napój czyni cuda. Oczywiście preferuję tylko niesłodzoną, mocną i czarną. To mój rytuał od wielu lat, nawet nie chcę myśleć
jak organizm funkcjonowałby bez niej. W nagrodę ostatni widok, bo poza barierką balkonową. Niebo usłane biało-szarymi chmurami,
wiatr delikatnie zmienia ich kształt. Gdzieniegdzie są niewielkie prześwity. W powietrzu unosi się cudowny zapach ziemi zroszonej deszczem.
Dzisiejszego poranka na polu pojawiła się tylko jedna czapla,
natychmiast pomyślałam gdzie podziewa się ta druga? Czyżby małżeńska kłótnia?
W tej chwili wydaje mi się, że jestem szczęśliwa. Zmysły zaspokojone. Oddałabym prawie wszystko, by właśnie tutaj była moja codzienność.