25 lutego 2025
Protokół odbioru cz.5/5 SF
Do tej pory mieszkanie było dla mnie wystarczająco duże. Od kiedy dzielę je z Jumą, zbyt często stajemy sobie na drodze. Szczerze mówiąc, odzwyczaiłam się od towarzystwa, a kiedy go potrzebowałam, wybierałam się zwyczajnie do pracy. Miałam sprawdzoną „prawie” przyjaciółkę i dwóch kolegów, z którymi od czasu do czasu chodziliśmy na piwo. Nie czułam żadnej pustki, ani smutku popołudniami. Czas zawsze mijał zbyt szybko.
Wiadomo, że teraz ciągle go słyszę. A to tupie za głośno, a to strzelają mu stawy, a to znowu kichnie, i do jasnej cholery, nie ma ciszy. Najgorsze jest to, kiedy zaczyna brać mnie na spytki… Wówczas natychmiast podnosi mi się ciśnienie. Wiem, że muszę być bardzo ostrożna i na wszystko uważać, bo obawiam się, że ma ukryty cel. Niby chcę mu ufać, ale podświadomość każe mi milczeć.
*
Od dnia odbioru marzenia nie poznaję sama siebie. Nie wiem, czy on czasem nie dosypuje mi do kawy jakiś środków psychoaktywnych? Poza tym, jeżeli przez tyle lat nie potrzebowałam żadnego faceta, wręcz trzymałam się od nich z daleka, dlaczego akurat ten przypadł mi do gustu? Czyżbym była taka zdesperowana?
Stoję przed lustrem i wyrywam pincetą włosy z nosa. Cholerny ból, łzy lecą jedna po drugiej. I tak patrzę na siebie i myślę, ty durna kobieto, co robisz? Po co?
Wklepując krem pod oczy rzuciłam komendę głosową do komórki: podaj etymologię imienia Juma… Natychmiast usłyszałam odpowiedź: po japońsku Yuma, czyli ten, który kroczy swoją drogą, światły, wytrwały. Akurat, póki co, nic takiego w nim nie zauważyłam… Głupoty jakieś.
*
Juma właśnie skończył przygotowywać obiad, pachniało naprawdę smakowicie. Co do wyglądu, było już gorzej, zupa przypominała ciemną breję, ale udawałam, że mnie to nie zraziło. No i patrzę na niego, i patrzę, a on stawia talerz na stole. Nic właściwie już nie musi robić, bo gdyby tylko chciał, od razu wskoczyłabym z nim do łóżka. I to są zapewne te dosypywane proszki, które sprawiają, że tak myślę.
Przemieszałam w talerzu łyżką, posmakowałam.
– Pyszna ta zupa – pochwaliłam.
– Wiem, to przepis mojej mamy. Gotuje się ją na proszku z nutrii.
– Żartujesz? – Prawie się zakrztusiłam.
– Pewnie, ależ ty jesteś dziecinnie naiwna, a masz tyle lat. Nie wstyd ci? – Pokręcił głową z niedowierzaniem.
– Komplement to nie jest. Wiesz, co oznaczają słowa „kultura osobista”?
– Skąd, to bzdury… – Juma roześmiał się na głos.
*
Te trzy dni były totalną katastrofą. Juma podjął wymarzoną konspiracyjną pracę i przestał mnie zauważać. Czułam się jak kołek w płocie. Ale przekonywałam się, że dam radę, nie pozwolę się we własnym kącie osaczyć obojętnością. Do pracy przygotowywał się sumiennie, zawsze świeżo ogolony i schludnie ubrany. Siedział do późnych godzin przy komputerze. Skończyły się wspólne posiłki i ogólnie czas, jak zwał, tak zwał, dla nas. Roznosiło mnie od środka.
Wypaliłam trzy papierosy pod rząd i wpadłam jak huragan do gabinetu. Nagle stanęłam jak wryta, wbiłam wzrok w obraz, i wymsknęło mi się pytanie:
– I jak ci się pracuje?
– Doskonale – wymruczał, nawet na mnie nie zerkając.
– Jest wymagająca? – drążyłam.
– Bardzo wymagająca praca i interesująca, zrobiła na mnie piorunujące wrażenie…
– Doprawdy?
– Masz osobistego asystenta? A może asystentkę?
– Owszem. Długonogą asystentkę.
– W takim razie gratuluję, z tego, co wiem, masz bardzo dobry gust – skwitowałam.
– Jesteś zazdrosna?
– Skąd. Niby dlaczego? Wiesz, że w każdej chwili mogę na ciebie złożyć zażalenie. Komisja czeka.
– A więc, jesteś bardzo zazdrosna… – zaśmiał się. Obróciłam się na pięcie i wyszłam, trzaskając drzwiami.
Żegnaj, mądra kobieto, witaj, idiotko. Tą drogą zajdę tylko na rozstaje własnej klęski.
Nic nie jest takie, na jakie wygląda, nikt, nie jest tym, kogo naprawdę widzimy przez swoje wyobrażenia. Świat to nie wylęgarnia marzeń, a wieczna ułuda i szukanie w nim swojego miejsca. Dla przeciętnych ludzi go nie ma, są tłem wydarzeń, tylko jednostki z ogromnym potencjałem mają czasami to szczęście, że za życia uda się im przemycić ideologię, która porwie tłumy. Zmieni codzienność na lepszą.
*
Nie spałam całą noc. Po prostu nie mogłam, ciągle myślałam o marzeniu. Jest mi z nim tak dobrze. Od dawna nie byłam z nikim tak blisko. Nie oddam go nikomu, tym bardziej jakiejś asystentce.
*
Juma około szóstej trzydzieści zajrzał do mnie. Salon był w okropnym nieładzie, jak i ja. Było mi to doskonale obojętne. Spojrzał na moje łóżko i rzekł :
– Rozczarowujesz mnie. Z każdym dniem bardziej.
– Z wzajemnością – odparłam.
– Nie zauważyłem. Skupiłaś się na mojej cielesności jak niewyżyta nastolatka, a mnie przecież chodzi o poważne rzeczy, o nasz związek.
– Gratuluję!
– Zdaje się, że to nasz pierwszy kryzys?
*
Wszedł na balkon i kiwnął, żebym weszła do mieszkania. Nie miałam w ogóle ochoty z nim rozmawiać, ale potrafił, jak nikt, mnie zaciekawić.
– Wiesz, chyba najwyższy czas, bym ci co nieco wyjaśnił. Opowiem o sobie, zrobisz z tą wiedzą to, co uważasz za właściwe. Jestem rebeliantem. Pracuję nad ujawnieniem korupcji wśród polityków. Byłem skazany na zamrożenie, potem na totalny reset mózgu i wgranie programu „Osobnik – Marzenie”, wiesz, na czym to polega, prawda? – mówiąc, chodził nerwowo po pokoju… – Na szczęście, twoja matka włamała się do systemu Komisji, znalazła twoje podanie o marzenie, i się zaczęło… Nie mogła pozwolić, by cię namierzono.
– Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że matka…
– Niestety. Uruchomiła swoje wpływy, by nas ratować. Wiem, jak to brzmi. Przeczytała wszystkie pamiętniki, wiedziała doskonale, czego pragniesz w życiu. Podmieniła ciała w Kopule Odrodzenia. Miałaś otrzymać typowe marzenie, służalcze. Po trzech latach miało ci wszczepić ci śmiertelną chorobę…
– A ty, co mi zamierzasz zgotować?
– Mnie nie resetowano. Jestem sobą. Przyjaciółka twojej matki zamieniła szuflady, tamto ciało trafiło do kogoś innego. Ja miałem drobne zasługi dla podziemia, nie chcieli mnie stracić, pracowałem również dla twojej matki. Żeby oszukać tych rządowych wałów, przekazano mi wszystko na twój temat, by przejść komisję. Łyknęli. Tym sposobem trafiłem do ciebie nad ranem w asyście tych osiłków. Matka kazała mi cię chronić – wyznał z troską.
– Ale przecież zmieniła ci się twarz, widziałam transformację…
– To prezent od matki, chciała, żebym na pewno ci się spodobał. – Uśmiechnął się jak szelma. – Wstrzyknęli mi tylko część preparatu, żeby uwiarygodnić marzenie.
– Teraz rozumiem twoją przewagę…
– Po prostu chciałem, żebyś mnie poznała, zwyczajnie, jak to bywało kiedyś, gdy dwoje obcych ludzi stawało sobie na drodze. Musieli odkrywać się krok po kroku… Teraz te cholerne marzenia całkowicie degradują resztki moralności ludzi, mówisz i masz… A gdzie głębsze uczucia? Rozumiesz?
– Chcesz powiedzieć, że jestem dla ciebie ważna, tak naprawdę? – zapytałam.
– To chyba jasne… Chociaż trzeba nad tobą jeszcze sporo popracować.
– Gad.
Wszystko zaczęło się powoli układać w obraz. Więc w końcu rozumiem, dlaczego Juma nie jest taki, jak inne marzenia. Wyprodukowane marzenia po prostu są służalcze. Wykonują polecenia swoich osobników, chociażby wyręczając w zakupach. Nie przypuszczałam jednak, że rząd przy ich pomocy rozsyła śmiertelne choroby. To w ten sposób pozyskują nieruchomości, by tworzyć na obrzeżach kolejne zamrażalnie. Bez kosztów. Śmiertelnik do utylizacji, a marzenie do kolejnego resetu i tak tworzy się niekończący łańcuszek bogactwa polityków.
Byłam oszołomiona tą wiedzą i przyznam, że teraz zaczęłam w końcu doceniać pracę matki. W domu jako dzieciak wiele razy byłam świadkiem kłótni między ojcem a matką. Zwyczajnie martwił się o nasz los. Nie chciał mnie narażać. Matka zawsze była idealistką, musiała mieć wygórowane cele, by czuć się spełnioną i przede wszystkim przydatną innym.
Jak bym nie postąpiła, będzie źle. Jedyne, czego teraz pragnęłam, to by Juma wszedł do pokoju i przytulił mnie tak, jak potrafi to zrobić człowiek, w którego ramionach poczuję się bezpiecznie.
Czym dłużej myślałam, tym bardziej ogarniał mnie podziw wobec ideologii Jumy.
*
Dni mijały szybko, zawsze coś się u nas działo. Wspólne życie nabierało rumieńców, co prawda wciąż było mnóstwo powodów, by się kłócić, natomiast chwile pojednania – rozkoszne. Miesiąc po miesiącu kochałam go coraz bardziej. To niezwykle wartościowy człowiek, często w myślach dziękowałam za to mamie. Warto było mieć mężczyznę, który na każdy temat ma własne zdanie.
*
Kręciłam się po kuchni dziwnie niespokojna, czułam, że coś wisi w powietrzu.
Juma jeszcze spał. Nagle rozległo się złowieszcze łomotanie do drzwi. Zamarłam.
W końcu do odwiedzin komisji SDM został nam ponad miesiąc z tych trzystu wyznaczonych dni.
Narzuciłam szlafrok i otworzyłam, innej opcji nie było. Dwóch rosłych osiłków w zielonych mundurach pewnie przekroczyło próg.
– Osobnik Mayumi Oshina, za nielojalność wobec Komisji Życia w Dostatku i Pokoju, skazana na utylizację na Placu Zdrajców o godzinie trzynastej. Gdzie osobnik-marzenie?
W tej chwili z pokoju wyszedł zdezorientowany Juma, przecierając oczy ze zdziwienia. Podszedł do mnie i przytulił tak, jak tylko on potrafi. Odciągnęli go ode mnie.
– Juma Panes, za nielojalność wobec Komisji Dostarczania Marzeń i sprzeniewierzenie się narzuconej roli, skazany na wieczne zamrożenie. Osobnicy, macie pięć minut, by się ubrać. Przypominam, że jakiekolwiek stawianie oporu nie ma sensu.
W tej chwili rozległ się sygnał telefoniczny. Pozwolili mi odebrać..
– Mayumi, właśnie Komisja wyprowadziła twoich rodziców, tak mi przykro – w słuchawce rozległ się głos zaprzyjaźnionej sąsiadki. – Mama kazała ci przekazać, że było warto.
Tego, co czułam w tej chwili, nie da się opisać. A więc to tak kończy się samodzielne myślenie?
Czy żałuję? Nie, bo zabieram ze sobą, dokądkolwiek zawędruję, życie, którego nie muszę się wstydzić. Miłość, która dała mi spełnienie, rodziców, którzy mieli idee.
*
Ubieraliśmy się z Jumą w pośpiechu. Szepnął do mnie w przelocie – Znajdę cię wszędzie, kiedyś, w innym wymiarze na pewno będziemy razem. Nie zapomnij o mnie…
– Jesteś mój, pamiętaj.
Wyprowadzili nas, jak psy w elektronicznych obrożach założonych na szyje. Juma miał osobny transport do zamrażalni, mnie wrzucił do minibusa, było tam kilka osób w takich samych obrożach…