25 lutego 2025
Chania - zakątek do pokochania cz.I
Zakochać się w Chanii brzmi wielowymiarowo, bo miłość może znaleźć nas wszędzie, a i my w każdym miejscu i do każdego miejsca możemy poczuć tę cudowną emocję. Powiem krótko: Chania jest jak kobieta z przeszłością, której oczy nie mogą kłamać.
Nieważne w którym ciepłym miesiącu przylecimy do Chanii - dawnej stolicy Krety - zachód słońca w scenerii weneckiego portu jest lepszy niż romantyczna kolacja we dwoje. Wystarczy usiąść na ławeczce na nabrzeżu lub na murze długiej grobli wiodącej do latarni morskiej i obserwować kolory nieba przy muzyce lutni czy cytry, dochodzącej z pobliskich knajpek. Jest tu bowiem wiele tawern, w których tradycja zajmuje pierwsze miejsce, a muzyka ludowa to przecież podstawa.
Miłośnicy innych muzycznych gatunków też nie odejdą rozczarowani, bo rozpiętość stylów jest jak Kreta - szeroka od zachodu, aż po wschód. W dyskotekach zlokalizowanych blisko portu można szaleć do bladego świtu, a przy okazji obejrzeć wschód słońca i porównać obydwa zjawiska na niebie, jak i wygląd miejsc, które o poranku wyglądają zupełnie inaczej niż wieczorem.
Można powiedzieć, że Chania jako miasto "z niejednego pieca chleb jadła". Przechodziła z rąk do rąk, a ci którzy mieli ją w swoim władaniu pozostawiali po sobie liczne ślady. Wenecjanie na przykład "gościli" tu ponad cztery wieki, budując w swoim stylu wielopiętrowe kamienice z rodzinnymi herbami, piękne loggie i pałace. Kiedy wyspa dostała się w ręce Turków - ci zmieniali wszystko na własną modłę. W tym czasie miało miejsce wiele powstań przeciwko najeźdźcom i kobiety bały się wychodzić ze swoich domów, więc najczęściej obserwowały ulice przez małe okienka, a w razie niebezpieczeństwa uciekały ze swoich domostw przez sieć ukrytych drzwi, którymi połączone były kamienice.
Wąskie uliczki i blisko położone dachy też miały swoją przyczynę, bo łatwo się po nich ewakuowało, skacząc z dachu na dach, podczas gdy piraci łupili miasto. Łatwo było zgubić się w ciasnych zaułkach.
W porcie najpopularniejszym miejscu spotkań, można pooglądać weneckie pozostałości, wybudowane przez najeźdźców ponad siedemset lat temu. Kiedyś port służył jedynie do przechowywania galer, ponieważ miał aż dwadzieścia arsenałów. Do dzisiejszych czasów przetrwało zaledwie dziewięć.
Centralnym punktem jest plac nazywany Sandrivani.
Nabrzeże ma kształt półkola i ograniczone jest sztuczną groblą, na końcu której stoi niewielka wenecka latarnia morska przebudowana przez Egipcjan na kształt minaretu. Dzisiaj nie pełni już swojej dawnej funkcji, ale odremontowana w 2006 r i odpowiednio oświetlona stanowi interesujący element krajobrazu tego portu. Natomiast grobla z długim murem jest doskonałym punktem obserwacyjnym nabrzeża i wiszących nad nim gór Lefka Ori, których szczyty jeszcze w maju pokryte są śniegiem. Podobno właśnie do maja na jednym ze stoków działa wyciąg narciarski.
Koniec cz. I