Petroniusz, 28 czerwca 2015
Nic nigdy nie umiera do końca.
Odpływające dni odpoczywają
w zapomnianych korytarzach,
wspominając koleje swojego losu.
Dawni bohaterzy zamknęli się
na wieczność w komnatach i
ze zdumieniem czytają o sobie
książki.
Nic nigdy nie kończy się w zupełności.
Promyk światła zostawia cień
w pamięci drzew i rzek.
Księżyc codziennie notuje na
swoim ciele ludzkie drogi, aby
każdy nowy przybysz mógł
poznać przeszłość istniejącą
w teraźniejszości.
Petroniusz, 28 czerwca 2015
Zamknij mnie w swojej dłoni.
Otocz jasną ciemnością,
w której nie trwoży się serce.
Rozpal niewidzialny płomień,
niech pulsuje namiętnością.
W tobie chcę ukryć się przed światem.
Może mam nieczyste sumienie.
Może uwiera mnie los.
Ciebie nazwę imieniem róży.
Nie chcieli powiedzieć prorocy,
bo nie wierzyli, że między
niebem a ziemią truchleją
serca zgubione.
Nie nauczali też kaznodzieje,
bo bali się budzić uśpione
morza i oceany.
Petroniusz, 28 czerwca 2015
Okaleczone dusze tułają się
między zmęczonymi blokami,
które dławiąc się w niemocy
piszą pamiętniki.
Kamienne twarze kryją rozgoryczenie,
a zwiotczałe ciała tęsknią za pustynią,
na której życie jest tylko złudzeniem.
Po omacku, drogami bez drogowskazów
wędrują do bezimiennego portu.
Nikt nie wie, czy on istnieje i
nikt nie pyta, czy ból mylonych dróg
nie jest daremny.
Tak dużo okaleczonych dusz
miota się w bezładzie, że każdą
z nich można nazwać religią.
Petroniusz, 24 czerwca 2015
Czas nie istnieje między palmami
otoczonymi lazurowymi wodami.
Każdy mógł przynieść swojego Rolexa,
lecz zegarek miał mniejszą wartość
od ciepłego piasku, który służył
za wygodny materac.
Nikt nie pytał o porę obiadu i kolacji,
bo przemijanie wyznaczał berek
księżyca ze słońcem.
Nikt nie musiał chodzić do pracy
ani płacić podatków – słowniki
nie znały słowa pieniądz i urząd.
Jednak nie dotarli tam mieszkańcy,
ponieważ wolność w tropikach
była tak duża, że uwierała palce
w bucie.
Petroniusz, 24 czerwca 2015
Nauczyłem się odwracać plecami
od wspomnień katujących moje ciało
jak rózgi żelazne, pamiętające
jeszcze smak krwi Galilejczyka.
Od lęków, które rozrosły się
na czarnoziemach w godzinach,
gdy nawet serce swoim biciem
nie chciało wymawiać mojego imienia.
Nauczyłem się zamykać drzwi.
Klucz w zamku przekręcam
dwukrotnie, aby żadna stara
rana nie mogła się odnowić.
Cienie osób znanych ze szkolnej ławki,
ciemne dni zapisane w podręczniku
od historii czy słowa wypowiedziane
wtedy, gdy twój język stał się
mieczem przenikającym dusze.
Przez zamknięte drzwi nie przelatuje
już iskra pamięci.
Petroniusz, 23 czerwca 2015
Ja nie jestem dobry.
Jestem chłodny jak jesień,
gdy pożółkłe liście opuszczają drzewa,
a porywisty wiatr rozmywa je na drodze.
Po niej pośpiesznie kroczy kobieta
w czarnym płaszczu i kapeluszu
zmierzając do swojego domu,
aby przy kominku otulić się
złotymi płomieniami.
Ja nie czynię dobra.
Maluję chłodny pejzaż jak zima,
gdy płatki śniegu przylatują z nieba,
a porywisty wiatr zamienia je w zasieki
na drodze.
Po niej pośpiesznie kroczy kobieta
w czarnym płaszczu i kapeluszu
zmierzając do swojego domu,
aby przy kubku gorącej czekolady
otulić się słodkimi tęsknotami.
Petroniusz, 9 czerwca 2015
Tam, gdzie siedzi
głodne dziecko
ubrane tylko w
smutek.
Tam, gdzie serce
przestało bić po
zderzeniu z
ciężarówką.
Tam, gdzie płynie
rzeka wina i słychać
śpiewy na chwałę
miłości.
Tam, gdzie oszukany
milioner wiąże sznur
na drzewie.
Tam, gdzie chłopiec
otwiera prezent od
rodziców z okazji
urodzin.
Tam, gdzie sędzia
orzeka o rozwodzie,
a lekarz oznajmia
o chorobie.
Tam toczy się życie.
Petroniusz, 9 czerwca 2015
Otworzyłem lodówkę z widokiem
na górskie potoki, aby szumem
wody i śpiewem lasu nasycić się
spokojem.
Myślami utkwiłem na łodzi
narysowanej słowami przez
Hemingwaya, aby popatrzeć
na starego rybaka.
Całym sobą oglądałem Chopina
z tańczącymi dłońmi po klawiszach
fortepianu i jednocześnie słyszałem
muzykę ze stepów akermańskich,
którą w słowa zamieniał Mickiewicz.
A jednak za mało jest chwil w godzinie
i godzin w zegarze, by między brzaskiem
a zmrokiem, nocą a dniem, pielęgnować
niewiastę.
Petroniusz, 8 czerwca 2015
Łzy bogów niemym krzykiem rozdzierają
na strzępy lazurowe niebo, rozpuszczają
świeże obłoki o smaku wanilii, aby
upaść na kłębiaste włosy z walizką
pełną myśli, marzeń i pragnień.
Głosy Platona, Augustyna i innych
zapisane na pięciolinii w postaci nut
rytmicznie stukają w drzwi, bo i one
nie chcą być dziećmi sierocińca.
Ile cierpienia może być w przytulaniu, a
ile bólu w pocałunkach?
Ta pienista fala, która zalewa zakątki
mojej wyobraźni, nie zna słowa kresy.
Nikt nie nauczy startego serca jak ma
przestać bić.
Petroniusz, 7 czerwca 2015
Rodzimy się ze złocistego piasku
rozsianego na stepach pustyni
odziani w puste naczynia które
napełniamy wschodzącym słońcem.
Szukamy śladów ojców na malowidłach
w jaskini Laxcoux.
Słowem przenikamy domy Persów
i statki Wikingów, bo chcemy się
wznosić ponad epoki.
Ponad cienie średniowiecznych katedr
i kościołów.
Ochrzczeni świętą jemiołą
pragniemy przegonić tygrysa
i pokonać smoka, aby jadać
przy okrągłym stole w Camelocie.
Powołani do istnienia trwamy
w istnieniu dopóki nie przytulą nas
dłonie brodatego Charona.
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.