27 maja 2013
Banalny brak miejsca na marginesach
A żaba – pierwsza tajemnica wieczoru.
Lektura w wannie, płynne czytanie wznosi
ponad poziomy.
Później wtórna dysleksja ze współudziałem
mopa.
Winny. Jak najbardziej – prawie że sąd
ostateczny, chciałoby się powiedzieć.
Mimowolnie zahaczając o bluźnierstwo,
szczególnie jeśli za oknem upływ godzin
wyznaczają panie dość lekkich obyczajów.
Do tego bez wiary w klienta, szlifują bruki
rutynowym kołysaniem bioder.
Gdzieś tam samobójcy spijają łzy nad pierwszą
męską decyzją. Nieskutecznie.
Zresztą przeczytałem już siebie do ostatniej linijki,
teraz wezmę w cudzysłów.
Kropka albo gwóźdź programu.
Jeszcze tylko znaki niedrukowalne;
jakieś osiemdziesiąt procent. Ale nad tym kurtyna
milczenia.
Ene, due, rabe, połknął bocian – w ostatnim słowie.