Sztelak Marcin, 4 lipca 2019
Zza zakrętu zerkam w stronę raju
dla pełnych wątpliwości;
jest biało, niestety
w odcieniu trzydniowego śniegu:
a gdybym tak umarła przed wieczorem
nie składaj mi rąk na piersiach.
W nocy natomiast szeleści za oknem,
powstają zaspy, nawet gdy niebo
jak kryształ wydzwania zapomniane
sny dzieciństwa.
Wygięte szkło mruczy, całkiem po kociemu,
jednak nie pęka z wizgiem
budzącym poranne przemglenia.
Ciemność więc trwa, aż po ostatnie
wybicie oddechu. Ponad zaprzepaszczone
domy, wciąż pełne wypełnień
sztucznym światłem.
Po prostu zerkam w stronę piekła
dla pełnych wątpliwości;
jest czarno, niestety
w odcieniu spłowiałej ziemi:
a gdybyś tak się narodziła przed wieczorem
złóż mi usta do pocałunku.
Sztelak Marcin, 22 czerwca 2019
Z ostro naświetlonych fotografii
przekolorowania – czarne usta i oczy
na krwisto.
Odbicie witraży przez pryzmat umęczonej
posadzki. Ciężkie buty wytarły
całą symbolikę.
Więc tylko we śnie na zeschniętych wargach
można odczytać kształt twoich oczu,
dysonans każdego kroku, który wiódł
aż po nieprzebaczenia.
Na stałe wpisane w milczenie pomiędzy
lewą a prawa stroną zdjęcia,
którego nie ma.
Szczególnie w ramce na ścianie.
Sztelak Marcin, 15 czerwca 2019
Smutno mi, Boże.
Gdy pośród snów w najciemniejszym szkarłacie
sprzedajne kobiety z przesadnie wydętymi wargami
marzą, choćby o szklance gorącej herbaty.
Tani mężczyźni ozdabiający zbyt krótkie palce
najtańszym tombakiem płaczą pokątnie
po krytycznej dawce lichej whisky.
Gdy potężny głos rozsadza sklepienia na części,
później niknie rezonując pomiędzy ofiarami
złożonymi na dowód miłosierdzia.
Piaskowiec nie wyklucza pomyłek
i zazębień snów proroczych, jednak
ból wżarty w cegły.
Ze szczególnym uwzględnieniem fundamentów,
gdzie bezlik stosów czekających
na zaognienie.
Smutno mi... Boże.
Sztelak Marcin, 6 czerwca 2019
Pieśni wymruczane przez ściśnięte
pięści więzną w ścianach.
Na poły spalonych znakach
niedokończonej apokalipsy.
Jeźdźcy wciąż czekają, zostawiając
ślady stóp w popiele. Szaleni
prorocy wieszczą z zwęglonych kości
kolejne nadejście.
Tymczasem dzieci wyciągają ręce
po nowe zabawki, chociaż padło już
słowo. Pierwsze.
Świt budzi motyle, w końcu
zatańczą nad gruzowiskiem.
Sztelak Marcin, 2 czerwca 2019
Wojna wciąż się tli w kieszeniach
konsumentów stylu życia.
Ukryty za parawanem odmierzam czas
na palcach, licząc do dziesięciu.
Później już wyższa matematyka,
podobno też poezja,
a przynajmniej tak twierdzą
cierpiący na brak słowa.
Oraz pozostałe niedoskonałości języka
drętwiejącego od coraz częstszych
przemilczeń.
Zresztą po co nam puenta,
skoro wciąż tkwimy dokładnie pośrodku
zabazgranej kartki.
Sztelak Marcin, 30 maja 2019
Objawienia spływają do rynsztoków,
użyźniają gleby, na których posiane
ziarno i plewy.
Drzewo wiadomości usycha wystawione
na widok publiczny.
Sok ścieka po brodach nawiedzonych,
codzienna dawka umęczeń.
Rytualne umycie rąk i zachód
słońca coraz piękniejszy.
Nad przeklętym Jeruszalem.
Stygmaty pozostawione w pustostanach,
na nic korony cierniowe. Tkwiące
głęboko, ewentualnie płytko – życie
to tylko życie.
Brak argumentów, martwe litery
siedmiu grzechów.
Na przykład we mnie, ucho igielne
oraz niebo gwiaździste.
Wciąż rozłożone horyzontalnie,
zmruszały drogowskaz na drodze
mlecznej.
Sztelak Marcin, 25 maja 2019
Masowe wymieranie smoków jako efekt deficytu
dziewic. To nie jest opowieść dla dzieci,
a już na pewno z morałem.
Legendy, baśnie, klechdy – mniejsza z nazwą,
na początku było kłamstwo, za to ładne,
opakowane w niewinności.
W stylu naczytali się poezji w towarzystwie
pełnych kieliszków. Zresztą za siódmą górą i rzeką
nigdy nie było królestwa.
Tym bardziej krainy mlekiem i miodem płynącej.
Chyba żeby poszukać głębiej,
za którymś kręgiem nieba albo piekieł.
Lecz to zupełnie inna bajka, niekoniecznie
na dobranoc.
Sztelak Marcin, 16 maja 2019
Łatwa przyswajalność:
wszystkie plagi w pigułce do połknięcia między
jednym a drugim kęsem powietrza.
Naturalnie nasyconego czyśćcem.
Pokuszenia:
srebrniki i czarne koty, miotły, sabaty.
Pornografie.
Marzanny i halloweenowe dynie.
Wszystki pozostałe grzechy.
Następne herezje:
Ze skraju świata spadli na dupy,
tu wychodzi brak kultury.
Oraz małostkowość piekieł.
Innymi słowy opętanie i najlepsze lekarstwo:
auto-da-fé i oczyszczające płomienie.
Jeszcze papier.
Sztelak Marcin, 9 maja 2019
Podobno istnieje życie poza internetem,
prawdopodobnie to bajka, jednak
niosę w koszyczku przeróżne.
Tajemnicze indegriencje.
Poświęcę je wrzątkiem, w niektórych kręgach
zwanym wodą ognistą.
Tymczasem, niezapominając o palemce,
trę chrzan.
Na bardzo grubych oczkach,
puszczanych bez wyczucia,
obrazoburczo. Wbrew oficjalnie
przyjętej linii parti.
I żadnej magii, wystarczy kliknięcie
w skorupkę – wylęg, przecież czym nasiąknie
tym śmierdzi. A zajączek
niknie za miedzą – gruszki na wierzbie.
Taka to symbolika, bez zdziwienia,
skoro pisanki zrobione długopisem
bez wkładu.
Alleluja i do siego
– nie te święta, ale liczą się chęci.
Do brukowania drogi. Chrzan starty,
będzie piekło.
Sztelak Marcin, 29 kwietnia 2019
Kurtyzany kultywują tradycyjną sztukę
wiercenia dziur za pomocą korundowych wierteł
– oto jest słowo wstępne
Kamasutry zapisanej szkłem na piasku.
Niewątpliwie należy to uznać za bluźnierstwo
nierozerwalnie połączone z krzywoprzysięstwem.
Żadna tam "dzikość serca", zwykłe wyrachowanie
z błędów i wypaczeń. Albo innych okrągłych haseł.
Z uwzględnieniem sztandarów podartych na szarpie
oraz opakowań zwrotnych po napojach powszechnie
uznawanych za niestrawne. A jednak sycące
wszelkie nieumiarkowania, szczególnie po północy.
Także pozostałe bajdurzenia, plecenie wianków do rzucania
w przestrzeń pomiędzy głupich i mędrców.
I najważniejsze – sardoniczny śmiech, gdy na siebie warczą
ustalając prawdy kardynalne.
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.