Sztelak Marcin, 29 lipca 2019
Ten krzyż wrośnięty
w zbyt cienką skórę wyznacza
sztywne ramy drogi,
którą przyszło iść.
Niekoniecznie pod górę,
Golgot już nie ma,
rozpłynęły się w burzy.
Wiatr wypełnił czaszki łotrów
przeklętym milczeniem.
Proch pozostal prochem
jakby nie było objawienia.
Kupcy wznieśli świątynie,
dziękczyniąc i złorzecząc
szalonym prorokom.
Modlitwy cichną, mgła gęstnieje,
słowa więzną w przyziemiu.
Upadek drugi coraz bliższy,
czai się w cieniu.
Sztelak Marcin, 20 lipca 2019
W pełnym blasku nocy,
gdzieś pomiędzy załamaniem cienia
a odbiciem mroku trwają echa. Już wybrzmiałe,
zatracone w bezdźwięcznościach.
Wciąż słyszalne w miękkich gwiazdach
bledną kiedy świt rozdęty nadmiarami
sypie utraconym czasem.
Upychamy go w kieszeniach, pełnych
dziur na przestrzał życia.
Świat rozpycha się łokciami, więc czekamy
na powroty w noce.
Z naszym nieodzownym umieraniem
wraz z kosmosem.
Sztelak Marcin, 10 lipca 2019
Wiersz kompletnie bez znaczenia,
zapisany zero – jedynkowo w ramach
załamań przekątnych ekranu.
Przede wszystkim poprawiać – historię,
życiorys, owal twarzy, numer buta.
Wyguglowany świat od dnia pierwszego
aż po niezauważalny armagedon.
Lubię to – jak nic innego, a na odchodnym
pozostanie tylko kilka szybkich kliknięć
do nieskończoności. Mail na drugą stronę
z diabelnie nieprawidłowym adresem.
Oraz poważne uszkodzenie nasyceń
barw podstawowych, szczególnie
uwzględniając odcienie niebieskiego.
Sztelak Marcin, 4 lipca 2019
Zza zakrętu zerkam w stronę raju
dla pełnych wątpliwości;
jest biało, niestety
w odcieniu trzydniowego śniegu:
a gdybym tak umarła przed wieczorem
nie składaj mi rąk na piersiach.
W nocy natomiast szeleści za oknem,
powstają zaspy, nawet gdy niebo
jak kryształ wydzwania zapomniane
sny dzieciństwa.
Wygięte szkło mruczy, całkiem po kociemu,
jednak nie pęka z wizgiem
budzącym poranne przemglenia.
Ciemność więc trwa, aż po ostatnie
wybicie oddechu. Ponad zaprzepaszczone
domy, wciąż pełne wypełnień
sztucznym światłem.
Po prostu zerkam w stronę piekła
dla pełnych wątpliwości;
jest czarno, niestety
w odcieniu spłowiałej ziemi:
a gdybyś tak się narodziła przed wieczorem
złóż mi usta do pocałunku.
Sztelak Marcin, 22 czerwca 2019
Z ostro naświetlonych fotografii
przekolorowania – czarne usta i oczy
na krwisto.
Odbicie witraży przez pryzmat umęczonej
posadzki. Ciężkie buty wytarły
całą symbolikę.
Więc tylko we śnie na zeschniętych wargach
można odczytać kształt twoich oczu,
dysonans każdego kroku, który wiódł
aż po nieprzebaczenia.
Na stałe wpisane w milczenie pomiędzy
lewą a prawa stroną zdjęcia,
którego nie ma.
Szczególnie w ramce na ścianie.
Sztelak Marcin, 15 czerwca 2019
Smutno mi, Boże.
Gdy pośród snów w najciemniejszym szkarłacie
sprzedajne kobiety z przesadnie wydętymi wargami
marzą, choćby o szklance gorącej herbaty.
Tani mężczyźni ozdabiający zbyt krótkie palce
najtańszym tombakiem płaczą pokątnie
po krytycznej dawce lichej whisky.
Gdy potężny głos rozsadza sklepienia na części,
później niknie rezonując pomiędzy ofiarami
złożonymi na dowód miłosierdzia.
Piaskowiec nie wyklucza pomyłek
i zazębień snów proroczych, jednak
ból wżarty w cegły.
Ze szczególnym uwzględnieniem fundamentów,
gdzie bezlik stosów czekających
na zaognienie.
Smutno mi... Boże.
Sztelak Marcin, 6 czerwca 2019
Pieśni wymruczane przez ściśnięte
pięści więzną w ścianach.
Na poły spalonych znakach
niedokończonej apokalipsy.
Jeźdźcy wciąż czekają, zostawiając
ślady stóp w popiele. Szaleni
prorocy wieszczą z zwęglonych kości
kolejne nadejście.
Tymczasem dzieci wyciągają ręce
po nowe zabawki, chociaż padło już
słowo. Pierwsze.
Świt budzi motyle, w końcu
zatańczą nad gruzowiskiem.
Sztelak Marcin, 2 czerwca 2019
Wojna wciąż się tli w kieszeniach
konsumentów stylu życia.
Ukryty za parawanem odmierzam czas
na palcach, licząc do dziesięciu.
Później już wyższa matematyka,
podobno też poezja,
a przynajmniej tak twierdzą
cierpiący na brak słowa.
Oraz pozostałe niedoskonałości języka
drętwiejącego od coraz częstszych
przemilczeń.
Zresztą po co nam puenta,
skoro wciąż tkwimy dokładnie pośrodku
zabazgranej kartki.
Sztelak Marcin, 30 maja 2019
Objawienia spływają do rynsztoków,
użyźniają gleby, na których posiane
ziarno i plewy.
Drzewo wiadomości usycha wystawione
na widok publiczny.
Sok ścieka po brodach nawiedzonych,
codzienna dawka umęczeń.
Rytualne umycie rąk i zachód
słońca coraz piękniejszy.
Nad przeklętym Jeruszalem.
Stygmaty pozostawione w pustostanach,
na nic korony cierniowe. Tkwiące
głęboko, ewentualnie płytko – życie
to tylko życie.
Brak argumentów, martwe litery
siedmiu grzechów.
Na przykład we mnie, ucho igielne
oraz niebo gwiaździste.
Wciąż rozłożone horyzontalnie,
zmruszały drogowskaz na drodze
mlecznej.
Sztelak Marcin, 25 maja 2019
Masowe wymieranie smoków jako efekt deficytu
dziewic. To nie jest opowieść dla dzieci,
a już na pewno z morałem.
Legendy, baśnie, klechdy – mniejsza z nazwą,
na początku było kłamstwo, za to ładne,
opakowane w niewinności.
W stylu naczytali się poezji w towarzystwie
pełnych kieliszków. Zresztą za siódmą górą i rzeką
nigdy nie było królestwa.
Tym bardziej krainy mlekiem i miodem płynącej.
Chyba żeby poszukać głębiej,
za którymś kręgiem nieba albo piekieł.
Lecz to zupełnie inna bajka, niekoniecznie
na dobranoc.
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.