Sztelak Marcin, 6 maja 2018
Lustra od zawsze pogłębiają
pęknięcia perspektywy
– kamuflaż światów prostopadłych
do półcienia.
Jest ich wiele, szczególnie na drobinie
mgły osiadłej na spękaniach
okna na podwórze.
Stamtąd dobiega pieśń
niedźwiedzi wtajemniczonych w załamania
czasopłaszczyzn.
I inne odbicia. Słowa.
Sztelak Marcin, 28 lutego 2018
Co ja tam wiem
zlizując świeży śnieg z przygodnie
spotkanych okien.
Smakuje jak krew
– w końcu mieszkam na manowcach,
gdzie nikomu się nie chce
wodzić. Szczególnie na pokuszenie.
Zresztą wszyscy potępieni trzymają
zbawionych za ręce, tańcząc w kółeczko.
Skoczna melodia.
Tylko to zupełnie inna historia,
dotycząca tajemnic.
Życia przed i po śmierci.
Teraz zupełnie bez związku:
Jesteś wierszem, najlepszym
jaki mnie spotkał.
W piekle, niebie oraz pomiędzy.
Sztelak Marcin, 27 lutego 2018
Nie sądzę żebym wypluł dzisiaj
zdanie
warte przybicia do drzwi. Na klatkę.
Nawet nie wspomnę o umieszczeniu
na którymś z ramion,
od dźwigania krzyża.
Przyjdzie nienachalnie dopieścić
wybujałe ego.
Słusznie – szklanką wódki.
Zapaść
w czekanie słuchając drwin
filozofów, od niczego.
Zresztą nie sądzę – jak już
kłamałem.
Sztelak Marcin, 19 lutego 2018
Przed nimi ziemia, nieobiecana,
jednak lepiej zacząć od kłamstw
jak przystało na poezję.
Wszystkie piękne zdjęcia
z fotoradarów wiszą na ścianie,
jedynej dostępnej.
Mruczą swoje opowieści,
bo całkiem nieoczekiwanie spadł śnieg
a to nie pora na sen.
Nastał czas przebudzenia i wierszy
pisanych naprędce.
Zakończenia nie będzie, to początek.
Sztelak Marcin, 18 lutego 2018
Koszula w strzępy, na deser
spruję swertera.
I to jest jedynie słuszna pisownia,
rzekłem.
Oportunistów wyzywam
na pięści – kto więcej zmieści
sadzy w lewicy.
Prawica zajęta biciem
piany na kompot.
Do popicia czystej
dawki powietrza.
Ponadto gruszki na pochyłej
a koza na wierzbie.
Gdzie ta tabletka?
Królestwo za połówkę
żony
– to już Szekspir, z pokoju obok.
Sztelak Marcin, 17 lutego 2018
Zbieram się w sobie,
lewa noga przy drzwiach dąży
ku artykułom monopolowym.
Prawa do gwiazd.
Ręce trzymają głowę, odpadła
od nadmiaru zakrętów.
Na prostej drodze.
Podobno nią kroczę, w objęcia
kołyszące do snu.
Miarowym stukotem wskazówek
wciąż uderzających o bruk.
Tylko te pręty, mocno werżnięte
w skórę. Ta akurat schnie
w oczekiwaniu kolejnej ulewy.
Po niej już na pewno popłyniemy
papierowym okrętem.
I na sterburtę, i butelka rumu.
Heja ho.
Sztelak Marcin, 15 lutego 2018
Z pokrętną dedykacją dla miłośników sztampowej zupy
Nie mam żadnego pomysłu na życie,
więc napiszę wiersz
– kolejny przejaw geniuszu.
Może coś o graalu, najlepiej zacząć
od absolutu, chociaż trzeba się wspiąć
na palce.
W końcu jestem ślepy jak kret,
ten bez skrzydeł.
Tutaj tłumaczę: to się ma tak...
Już się zgubiłem w zawiłości metafor,
ale odpowiednio rozdęte,
czyli jestem
nieściganym mistrzem (z dużej koniecznie).
Z góry ostrzegam: będę się kłócił.
Sztelak Marcin, 14 lutego 2018
Przesobaczenia:
Noszę nobla za pazuchą
i bulawę w tornistrze.
Głupcy twierdzą, że to bułka
z początku wieku.
Głowa do góry, nawet jeśli,
to znacznie jej bliżej do końcówki
ery dinozaurów.
– skrzeczy moja papuga,
chociaż odeszła jeszcze w średniowieczu.
W przybliżeniu.
Odsobaczenia:
Kupuję siódmy wymiar, na raty.
I do tego pierwsza gratis,
tylko że wpół do drugiej.
Drażnienie niedźwiedzia zajmuje
wysoką lokatę na liście
najgłupszych rzeczy do zrobienia.
– mruczy misiek, którego częstuję
ostatnią setką wódki po ciemnej stronie.
Marketu.
Sobaczenia:
Hau, hau, hau.
Sztelak Marcin, 13 lutego 2018
Dręczące pytanie: czy na innych planetach
też mają pączki?
Chociaż pewnie to niestosowne przed środą.
Gdy zagrzebani w popiele powoli wychodzą
na światło dzienne.
Z opuszczoną głową, zgodnie z przykazaniem
tysiąc sto dwudziestym pierwszym.
Nie wiedzą, biedactwa, że jest ważne tylko nocą.
O ile noc nadejdzie
mimo niezaprzeczalnych ciemności.
Teraz wszyscy uklęknijmy, z pokorą
złóżmy się w objęcia pełne miłości.
I tylko w ostatnim:
pokornie proszę, aby sąsiedzi zdechli.
Są grzeszni.
Sztelak Marcin, 12 lutego 2018
Szczypta soli do łyżki cukru,
aby nie było za słodko, w ustach
wciąż słowa. Przemielone
na metafory niespełna rozumu,
więc budzą się demony i buszują
w poszukiwaniu ciasteczek.
Koniecznie kruchych jak konstrukcja
z pikowych asów.
Taka talia – mocno ograniczona
praktycznie do pomruków z okolic
bliżej nieokreślonych. Ale w rejonie
łóżka.
W nim wciąż tylko cienie,
jednak nabierające kształtów.
I oto jest przyczyna oraz skutek.
Beczki miodu bez łyżki dziegciu.
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.