Sztelak Marcin, 27 grudnia 2015
Jeszcze bardziej grzebiących
w umysłach; nie przytulano mnie w dzieciństwie,
więc piję wódkę zamiast wina.
Ponadto miewam sny, na przykład:
W bliżej nieokreślonym wymiarze zawodowo
zbieram kapsle, płacą banknotami z Judaszem
(w jego oczach widać przyszłość).
Kolega twierdzi, że to zaczadzenie
wiekiem, za jakieś pięćdziesiąt lat minie.
Definitywnie.
Mając nadmiar czasu czekam. Na lepsze
powody do życia, zresztą nie chcę
mi się wprowadzać zmian.
Przed końcem świata.
Sztelak Marcin, 26 grudnia 2015
Prowokacje za każdym krzaczkiem
przedstawiciel władzy.
Dalej zwanej aparatem
ucisku.
A my w uściskach euforycznie
gotujemy rewolucję.
Al. dente, o czym zapomnieli
w wiadomościach.
Masowy przekaz obciążony
błędem. I wypaczeniem,
ale już wyrośliśmy z epoki.
Samokrytycznych uniesień.
Wtem – deszcz, ciśnienie
na łeb. Można tylko zapomnieć,
na smutno.
Albo kolejną noc oddzielić
kreską.
Jak najgrubszą.
Sztelak Marcin, 23 grudnia 2015
Trwa taniec restauracji, choć pękają głowy
jak bańki mydlane.
Cała łąka usiana niedoszłymi
czarownicami.
Obfity plon śmiertelnych przeziębień,
nie licząc niewyjaśnionych przypadków
poczęcia.
Bez udziału mężczyzny, takiego z krwi
i kośćca, nawet jeśli w łachmanach, bez grosza.
Bo przeważa plastik, tandeta,
ale ładnie pomalowana.
Tymczasem spiskowcy chcą wszystko
wyrównać. Do jednej linii – ubóstwa.
Mają nawet hasła, lecz zapomnieli
drogi do wyjścia. Z tajnej kwatery w piwnicy wujka.
A na łące trup ściele się gęsto,
nie ma już miejsca na najmniejszy
efekt motyla.
Następne spotkanie za pięćdziesiąt lat
albo jakoś tak. Najstarsza dziewica przedstawi
prawnuki. Bimber da kopa wizualizując
sztuczki.
Tradycyjnie najlepsze.
Ale teraz trzeba posprzątać i spieprzać
– na horyzoncie straż miejska.
Sztelak Marcin, 22 grudnia 2015
W obskurnym barze, w którym kurwy
służą za podkładki oraz dziękuję,
proszę, przepraszam.
Zresztą nie ma za co, nawet po kolejnej flaszce.
Wypitej dla wzmocnienia ogólnego efektu
święta. Nastrój to specjalność zakładu,
szczególnie w kiblu lub na zapleczu.
Wychodzi, zapluta broda nieomylnie wskazuje
kierunek marszu. Jeszcze schody, trudniejsze
niż komin.
Cicho bachory, mam w dupie prezenty,
święty zdechł pod płotem, jak pies. Patrzcie
zaraz nauczę waszą głupią matkę
nowych sztuczek. I fajrant.
A także szczęśliwego nowego roku.
Sztelak Marcin, 21 grudnia 2015
Podobamy się Bogu, chociaż, być może
nadużywamy imienia.
Jednak jesteśmy tylko środkiem
do celu.
Przed zaśnięciem liczymy głowy baranków,
odpowiednie punkty na mapie zaznaczając krzyżykiem
Pod nim ukryta wieczność, słodycz raju
i gorycz piekła.
Dbamy o sprawne palce oraz oczy szeroko
zamknięte. Determinacja sprowadzona do prostego
wyboru, tylko dla wiernych.
W skupieniu przystępujemy do dzieła,
wola graniczy z cudem.
Na sekundę przed spełnieniem spada
na nas bluźnierstwo:
absolutne zrozumienie słowa przed akbar,
zbyt późno.
Sztelak Marcin, 19 grudnia 2015
Zabiłem sąsiada, bo od rana gadał
o nawróceniach.
Bum cyk cyk.
Ostrze noża jeszcze drży.
Jak nogi przed obiecaną kopulacją.
Bum cyk cyk.
Od dziś świat będzie kłaniał się w pas,
otworzę okna, niech krew wsiąknie
i wyda owoc.
Bum cyk cyk.
Ale nie lubię czerwonego wina,
nawet z czaszek. Durnych filozofów.
Mam łopatę.
Cyk cyk bum.
Sztelak Marcin, 18 grudnia 2015
Zapętlam się w przestrzeniach,
nienazwanych. Nawet twoim imieniem,
jakkolwiek pewnie uważasz ten brak
za zbyt daleko posuniętą ironię.
To na pewno nie jest mój dzień oraz tydzień,
miesiąc, rok. Być może także stulecie.
Wzruszasz ramionami na ten defetyzm,
pewnie nie wierzysz w gen nieszczęścia.
Rozchylasz usta, popadam ze skrajności
w skrajność myśląc tylko o jednym,
wbrew genetyce i innym wynalazkom.
Ostatecznie niewiele są warte
w porównaniu z wilgocią warg.
I wyszeptanym słowem: jeszcze.
Sztelak Marcin, 17 grudnia 2015
Poranne parzenie kawy i rozmyślania
nad wagą tego, co nie istnieje.
Z codzienna konkluzją - nie warto wracać
po własnych śladach.
Można spotkać jedynie cienie
czyhające na nieostrożny krok.
A i tak spodziewamy się zobaczyć
coś nowego w lustrze.
Pękniętym na złą wróżbę,
o ile ktoś wierzy, bo wiara czyni cuda,
chociaż nie chcemy ich zauważać
prąc do przodu, pod wiatr.
Tylko czasami rodzi się w nas potrzeba
aby zapisać własną śmierć.
I przeżyć, może nawet
niejeden raz.
Sztelak Marcin, 15 grudnia 2015
Nie pisz wierszy boś nie pierwszy.
Frazy jak sól, niekoniecznie na rany,
bo przecież wciąż mieszkamy
u zbiegu ulic.
Jednostronnie niezabudowanych,
z ładnym widokiem na kulturę.
Wyższą, nieskomercjalizowaną.
A przynajmniej tak zapisano
na pamiątkowej tabliczce. Solidnie
wmurowanej w pomnik.
Tych, którym nie udało się zapisać
tylko paru słów.
Najważniejszych.
Sztelak Marcin, 14 grudnia 2015
Po kolana w koleinach – następna
długa zima skuwa
światłocienie
– te, w których śpią koszmary,
snem jak najbardziej przerywanym.
A u nas zastoje, ciepłe, swojskie
marazmy. Takie życie bez nazwań
rzeczy po imieniu.
Lecz to bez znaczenia,
skoro wszystkie drogi porośnięte
kopczykami mogił.
I chociaż skrzętnie zacieramy ślady
kości natrętnie przebijają ziemię na wylot,
najprostszą przypowieścią o nieistnieniu.
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.