24 grudnia 2011
Wieczornik – Nic pewnego.
Ta noc podobno jest magiczna, ja tego nie widzę, przeważnie przebywam ją chyłkiem,
jak wszystkie inne. Nie oczekuję cudów, zwłaszcza psiej gadaniny.
Jeszcze zacznie mi opowiadać, jak to czeka na spacer z pełnym pęcherzem,
a ja nie mam dla niego czasu, bo muszę zapalić papierosa.
Sąsiad nie będzie palił papierosów na klatce schodowej, i nie będzie łomotał do drzwi
po pijaku. Chyba że odzyska nagle świadomość na oiomie.
Ktoś świątecznie pozbawił go przytomności. Skutecznie, trochę jak karpia.
Sąsiad sprzedawał karpie.
Wielogłowy mruga oczami, ale tylko prawymi. Porozumiewawczo chyba. Coś gada.
„Nosił wilk…..” Tyle zrozumiałem. Podobno garbaci to inteligentne stworzenia.
Wielogłowy ma dwa garby. Nigdy nie pamiętam, czy to dromadery mają dwa garby?
Czuwam, jak dla mnie jest zbyt cicho. Czegoś mi brakuje. Upierdliwości, skrobania do drzwi.
Mamrotania. Przyzwyczajenie to druga natura człowieka, odkrywam sens tego stwierdzenia.
Przyzwyczajenie do tradycji. Karpie, choinki i prezenty. Sąsiad jest jednym z elementów
niezbędnych by atmosfera tego wieczoru była pełna.
Pojawia się mruczenie, przyjemne, brzmi jak śpiew tybetańskich mnichów.
To dwugarbny kołysze głowami i mruczy, udaje, że usypia. Przynajmniej mam takie wrażenie, że udaje. Jeszcze nigdy nie słyszałem tej jego kołysanko-kolędy.
Kiedy budzę się rano znów zaczynam to odczuwać, czegoś mi brakuje.
Na pewno nie mam kogo obdarować kanapką, jest mi z tego powodu przykro i czuje się zawiedziony. Zawiedziony magicznością nocy, i tym, że nie miałem odwagi by zapukać do drzwi obcego domu i prosić o miejsce przy stole.
Za to wielogłowy zjadł wszystkie bombki z choinki, a może po prostu ich tam nie było.