26 sierpnia 2011
szkice ołówkiem (6)
promienie rozbijają się o dymiące kominy i cmentarne krzyże
wzlatujące do czegoś, co nazwano niebem.
to krzesło poraża zimnem, a jabłko rani dziąsła do krwi,
ale przynajmniej wiem, że jeszcze czuję.
żywcem wyjmuję z brzucha frazesy, którymi mnie karmiłeś
i oddaję krzyk zdecydowanymi bohomazami.
choć szyby są wybite i uśmiech schowany w ustach
trzeszczy jak piasek między zębami
z uporem atlasa i wiernością penelopy
potrzymuję dach naszego domu.
2011.