Mirka Szychowiak, 29 sierpnia 2010
Na ławie, przy paśniku – kartki zapisane koślawymi
literami. Na twarzy Gustawa maluje się odraza.
Odkąd Janinka postanowiła go wykształcić, chodzi
rozdrażniony. W dodatku zjadł wszystkie świecowe
kredki i nie zdążył odrobić trzech rzędów litery f.
Ech, Janinko, ręce mam wielkie, ale rozum za mały
- wzdycha ciężko. Od wczoraj jest sam. Ma dwa dni
na wzmocnienie charakteru; nie chce zawieść swojej
przyjaciółki - posapując, pisze kopiowym ołówkiem
swoje imię; potem patrzy, ale nic mu to nie mówi.
Wcale nie wyglądam, jak na tej kartce! - złości się,
ale wie, że musi poznać litery, bo chciałby kiedyś
odpisać na list, który dostał od Janinki.
Mirka Szychowiak, 28 sierpnia 2010
Janinka uśmiechnęła się z czułością, patrząc
jak Gustaw zanurza lodowe sople w dzbanku
z malinowym sokiem i oblizuje łakomie.
Tak się upaćkać! - prycha. Policzki od mrozu
czerwone, ale co tam - dzisiaj wymyślił
deser i od rana sprawdza, czy mu się udał.
Świat jest taki smaczny, Janinko
- Gustaw przysuwa się bliżej i obejmuje ją
ramieniem. Pierwszy raz się tulą, ale nagle
przypomniał sobie inne ramiona i siebie,
gnającego do innego ciepła. Kudłata głowa
zaczęła mu ciążyć i poczuł silny ból.
Pójdziesz na zimę do mojej chaty? - Janinka
szturcha go, ale wie, że Gustaw zostanie w lesie,
tylko na razie nie umie odmówić. Milczą
okryci grubym kocem, trochę bezradni ze sobą.
Mirka Szychowiak, 28 sierpnia 2010
Znowu przyszła po kryjomu, do zarośniętego
wrzosem kopczyka. Zleciały się za nią
ptaszyska, przycupnęły. Słuchają, jak święta
Mario, łaskiś pełna płynie z jej z ust, jak łzy.
Krzyża nie ma i nie będzie - ile to już lat uparcie
powtarza. Z posklejanej fotografii śmieje się
do niej szczerbaty chłopczyk w płóciennej koszuli.
Tutaj mam cię żywego, synku.
W ziemi pogrzebała znaleziony na bagnach
trzewik, drewnianego konika, koszulkę
od chrztu i obrazek z Bozią, bo to teraz święte
miejsce. Odtąd zachodzi tu co dnia i czeka.
.
Wczoraj przyśnili jej się synowie. Wszyscy.
Mirka Szychowiak, 27 sierpnia 2010
Jakie wielkie i brudne - Gustaw patrzy
na swoje ręce i szybko odkłada kawał
chleba. Kopał dzisiaj rów ochronny;
zbiera się na deszcz i nie ma co czekać.
Jest brudny i zmęczony, a chleb taki czysty.
Hop, hop, żołądku, musisz zaczekać!
Gustaw urządza kąpiel i wielkie pranie!
Ciało wyszorowane piachem szorstkie
i czerwone, jeszcze trzeba brodę rozplątać,
włosy palcami rozczesać. Ile to przy jednym
człowieku roboty - denerwuje się Gustaw.
Ubranie schnie na gałęziach; Wygodnie ci
z tą nagością, bezwstydo - oj, ale dobrze!
Bieli się na trawie jak chleb i wyciąga po
niego rękę, urywa po kawałku - smakuje mu
ta czystość.
Mirka Szychowiak, 27 sierpnia 2010
Patrz ojciec, znowu nasz Gustaw
uciekł do lasu – kiedyś nam się zgubi.
Przyszło wreszcie to zbawienne spanie;
sen porwał Gustawa na tę noc daleko,
niesie zwiniętego jak szczeniaka. Szuka
śladów ostrożnie, żeby go nie zbudzić.
W wielkim łóżku czworo dzieci, przykryte
kraciastą pierzyną posapują cicho. Tylko
chłopiec z ogoloną głową nie śpi, gładzi po
włosach najmłodszego brata i cicho śpiewa.
Pokażę ci dzisiaj bagna Gustawie - ojciec
prowadzi go na mokradła. Potem już tu nie
przychodź, bo nie wrócisz. Tu czai się złe.
Mały kiwa głową, ale przecież wie, że pójdzie.
Obudziły się bagna, kipią; bure mgły opadają
na nie, tłumiąc krzyk dziecka. Echo nie zdążyło
ponieść tego wołania dalej, zapadli się oboje.
Panienko, podaj mi rękę – Gustaw obejmuje
drzewo. I wciąż krzyczy.
Mirka Szychowiak, 26 sierpnia 2010
Wielkie pęcherze aż pulsują na rękach.
Gustaw ogląda je z dumą, chociaż
trochę cierpi. Hej roboto, roboto,
wcale się ciebie boję! - pokrzykuje.
Nic się dzisiaj Gustaw nie oszczędzał,
pół dnia usuwał z leśnych duktów
zwalone drzewa, ponaprawiał gniazda,
na ostatek przyciął krzaki i odkrył
do siebie ścieżkę. Właśnie na nią patrzy.
Może ktoś tu w sam raz zabłądzi? - ta
myśl przypadła mu do gustu. Kładzie się
pod drzewem, chce sobie powyobrażać
różne rzeczy. Na leżąco dobrze
mu się śni i myśli.
Mirka Szychowiak, 26 sierpnia 2010
Ale mała ta osóbka! - dziwi się
Gustaw ukryty w paprociach; od rana chodzi
za nią, podglądając jak odgarnia siwe włosy
i zbiera kawałki kory. Nie chce spłoszyć.
Nie ukryjesz się chłopcze przede mną,
Janinka ma oczy naokoło głowy, nie bój się.
Mysz i niedźwiedź - siedzą pod drzewem
naprzeciw siebie. Skądżeś się tu wziął
wielkoludzie? - kładzie na trawie czerwone
jabłko. Gustaw bierze je do ręki, wącha.
Chce odpowiedzieć, ale nie jest przygotowany.
Ja spod lasu, a ty z lasu synku - uśmiecha się.
Gustaw notuje ten głos w pamięci - to już drugi,
który zna. Pokażę ci Panienkę z Dziupli, Janinko.
Powoli, nie spuszczając z oczu, do siebie.
Mirka Szychowiak, 25 sierpnia 2010
Gustaw trzyma na kolanach wielki bochen
chleba, dotyka. Wydaje mu się, że to
policzek dziecka, kiedy głaszcze ciepłą skórę:
będę cię jadł tak, żeby nie bolało - mruczy
i wdycha zapach. Już się nie boi wypełnionego
raz w tygodniu kosza. Ktoś o nim myśli.
Gdy od wioski słychać dzwony, a na skraju
lasu leży owinięty płótnem drożdżowy placek,
Gustaw czuje, że to nie jest zwyczajny dzień.
W jego życiu pojawiła się prawdziwa niedziela
i robi mu się jakoś słodko i wtedy nic nie robi.
Mirka Szychowiak, 25 sierpnia 2010
Ile Gustaw ma dzisiaj ważnych spraw!
Postanowił podliczyć swoje złe i dobre
uczynki. Czochra się po głowie
i rozdziela żołędzie na dwie kupki.
Za Przenajświętszą Panienkę z Dziupli
przyznał sobie aż trzy. Ale i ta gorsza
kupka rośnie - wczoraj trochę figlował:
ćwiczył rozbieg i zburzył mrowisko.
Gustaw już się domyśla - kiedy coś
przeskrobie, czuje w brzuchu drapanie
i nie może zmusić się do uśmiechu.
Pokutę załatwia odmawiając sobie ciasta.
No takie to wszystko trudne na jeden raz
- mówi do Panienki zawstydzony, a potem
idzie się gdzieś pomęczyć za karę.
Mirka Szychowiak, 24 sierpnia 2010
Mała już nie walczy, ale wciąż nieufna.
Gustaw pokazuje skaleczoną rękę,
żartobliwie grozi palcem. Jest w dobrym
humorze - skrzydło zaczyna się zrastać.
Trzeba komuś za to podziękować.
Jestem taka pusta Gustawie, kiedyś
mieszkały we mnie ptaki, ale odleciały.
W kawałku kory otworzyły się szeroko
oczy. Gustaw właśnie kończy wycinać
nożem usta. Uśmiechają się do siebie.
Jeszcze tylko fałdy sukni, a potem
uroczysta przeprowadzka do dziupli.
Będzie ci tu wygodnie Panienko, myśli.
Z sową na ręce klęczy pod drzewem,
patrzy w górę i chce coś powiedzieć,
ale jeszcze nie wie, od czego zacząć:
od matki, ojca czy od siebie.
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.