Yaro, 25 października 2021
jakby tak świat padł przed tobą na kolana
nie ulegaj nie lękaj się nie uciekaj przed nim
podnieś wysoko głowę ponad szczyty
ponad chmur kontury
wszystkie byty odejdą w niepamięć czeluści piekieł
zostanie ślad na ścianach skalnych po tych co
nadali kształt sztuce a słowa przybrały ciała
twardy jak granit piękny diament w oczach
zawstydziłeś wszystkich co skąpili wody
szkoda im było podzielenia się tym co niby
ich jest a było wspólnym owocem omotany
zakłamany świecie dokąd zmierzasz
on został w ojczyźnie w krainie ojców
zbudował miasto na strzępach prawdy
lud padł na kolana i oddał pokłon Bogu
On wskazał drogę którą powinni iść
poszli ujrzeli świat lepszym bez krzywd
Yaro, 25 października 2021
Jesteśmy w czarnej dupie
Młody człowiek w twarz pluje
Jestem bezsilny tolerancyjny
Powiedział że niewidzialny
Tak go wychowała mama feministka
Bliska synowi w kroku śliska
Tak jak za Noego
tak i za Kaczyńskiego
Tusk kłamie wyciąga dalekie wnioski
Gdy powódź zalewała wioski
W Polsce podwyżki ceny jak to w unii
Praca niewolnicza płacą jak na Rumunii
Szaleni mikołaje szalone kobiety
Dbają o wygląd i golą klaty
Zdobią się błyskawicą
jakby nigdy nie były dziewicą
Kochać się bez problemu
Usunąć pozbyć się trofeum
Najwygodniej żyć bez perspektyw
A życie w polskim dobrobycie to polexit
Chcę żyć w kraju
Na podobieństwo raju
Piekła nie będzie
Ani czyśćca tylko orędzie
Po nas smród i byle jak
Pełna kieszeń i tolerancji brak
Yaro, 12 października 2021
z buntu niejeden wyrasta
wychodzi z naszego miasta
mówię prawdę i basta
każdy chciał wyglądać ładniej
na wsi nie było lepiej
zapach zbóż zioła sobie posiej
z buntu niejeden wyrasta
wychodzi z naszego miasta
mówię prawdę i basta
tam się wychowałem
w sercu zachowałem
kilka bardzo ważnych spraw
droga była jasna grunge
albo wypad w pole
wyrywać chwasty
czego nie robi się dla niewiasty
z buntu niejeden wyrasta
wychodzi z naszego miasta
mówię prawdę i basta
głęboki zapach kobiety
wyrywał z butów niestety
głębokie dekolty piękne piersi
od patrzenia bolały oczy
zapach trawy zawrót głowy
zaciągałem się nie byłem gotowy
smak pierwszych papierosów
ohyda palę do dziś nie polecam
dotyk innych włosów ciepła skóra
smak wina zamroczony całkiem inny wymiar
czerwona szminka na białej koszulce
co ja powiem mamie gdy będzie pranie
długie glany przebierańcy zbuntowani
takie czasy lata dziewięćdziesiąte skini i brudasy
z buntu niejeden wyrasta
wychodzi z naszego miasta
mówię prawdę i basta
byliśmy tacy sami rasta
Yaro, 12 października 2021
niewinny uśmiech dziecka
szybka odpowiedź
bez zastanowienia
świtem
słońce dźwiga powiekę
zbudzi świat ludzi i zwierząt
osuszy ciężkie krople rosy
na dzbanuszkach konwalii
przycupnęła w cieniu drzewa
zbudzi nieszczery uśmiech bankiera
na biedzie się bogaci
leżeć krzyżem nie przebaczyć
ksiądz z ambony nieprawdę głosi
zbiera się z poganami
jedzą obiad drogimi sztućcami
w najdroższej chińskiej porcelanie
świetny pełen zimnego światła
ołtarz martwego bożka
uwielbiany obraz grzeszny
rasta wchodzi do miasta
chciałbym być dzieckiem
łagodnym prawdziwym
jak dotyk niemowlęcy
słyszę płacz łabędzi
co z nami będzie
żyjącym w kraju w obłędzie
uwielbiamy to co widzimy
Boga się wstydzimy
On kocha człowieka
nienawidzi naszych świąt
chorej na pokazowej świętości
słudzy grzech nieprawości
chciałbym być daleko
jestem tutaj całkiem obcy
niewolnik babiloński
jestem tutaj jak śmieć na ziemi
niepotrzebnymi grunge
Yaro, 10 października 2021
nie dam rady by brodzić
rozdzierać szaty każdy krok
taszczy się z zamiarem
o innowację jutra
sensacją zbudzę porę dnia
odmienię linię życia
twarzy nie zmienię
pokryję na zielono pokój
wyprostuję rozważania
prostolinijny wytoczę się na ulicę
będę wrzeszczał by uwierzył tłum na słowo
w słowa które niosę na jutro
Yaro, 10 października 2021
jesienią samotność
nabiera kształtów
kolorami zaślepione oczy
kolorowe tęcze
niebo płonie nadzieją
babie lato płynie po oceanie lasu
rysuję horyzont baśni
kilka drzew dajmy im usnąć
cicho zbieram brąz kasztanów
odzieram z kory brzozy
rozpalam ogień serc
by upiec mądre zdania
liści szum pod stopami
nadziewa uszy spokojem
jeszcze kilka kroków do domu
Yaro, 9 października 2021
niewinny uśmiech dziecka
szybka odpowiedź bez zastanowienia
świt słońce dźwiga powiekę
zbudzić świat ludzi i zwierząt
osuszyć ciężkie krople rosy
na dzbanuszkach konwalii
przycupnęła w cieniu drzewa
zbudzić nieszczery uśmiech bankiera
który na biedzie się bogaci
leży krzyżem nikt mu nie wybaczy
ksiądz co głosi nieprawdę z ambony
zbiera jak pomaga
je obiad drogimi sztućcami
w najdroższej porcelanie
świetny pełen zimnego światła
ołtarz martwego bożka
uwielbia grzeszny
ci wielcy
chciałbym niewinny prawdziwym być
dziecko dotyk niemowlęcy płacz łabędzi
co z nami będzie żyjącym w błędzie
uwielbiając to co widzimy
Boga się wstydzimy
On nas kocha
nienawidzi naszych świąt
chorej na pokaz świętości
słudzy grzech nieprawości
chciałbym być daleko od świata
jestem tutaj całkiem obcy
niewolnik babiloński
dla nich śmieciem ziemi
nie potrzebny grunge
Yaro, 7 października 2021
stelaż rozstawiony popękane słoje
zabrakło farb płótno blade dzisiaj
nienaciągnięte struny w gitarze
maluję słowami świat sprzed lat
melancholijnie gra płyta winylowa
porysowana zmarszczkami głowa
rzadko tam zaglądam
nie grzebię we wspomnieniach
przez to nic nie zmienię
przez to nic nie dodam
historia jest ważna
ma wpływ na zdarzenia
powtarza scenariusz ten sam
kto przyjacielem a kto wrogiem
a kto kogo gra
namaluję słowa wyryte na murach
na bramach na bilbordach reklamach
na ścianach obozów na dechach
kilka włosów kawa z fusów
głód aż boli od patrzenia
namaluję pejzaż
narodzin i śmierci
przyszłaś nie odchodzisz
Yaro, 7 października 2021
schwytać wspomnienia
wprost z nieba
promienie słońca
zamknięte w kroplach
nadmorskich fal
pamiętasz noce nad jeziorem
mówiłaś do mnie jak tu cudownie
księżyc kołysał sny spokojnie
twoja głowa na moich kolanach
cichy szept skrzypienie drzewa
pokonałem piekło
zło umarło
straciło smak
teraz
w samotności czuję strach
ciebie nie ma
jednak tak mi brak
czułych pocałunków
miłosnych gier
byłem królem
a ty damą kier
Yaro, 6 października 2021
na niebie miliardy gwiazd
byłaś tą przy moim boku
pośród ziarenek piachu nad brzegiem morza
byłaś bursztynem w dłoni
kochaliśmy się na wielkiej plaży
nasza obecność wypełniała niepewność
miejsca ciągle brakował na szczęście
zakochani
nie liczą gwiazd
nie przesypują klepsydry
dopadło uczucie potrzebne
jak sznurówki w bucie
na moście dusze
spacerują nie śpiesząc się do miasta
dzieci nie biorą się z znikąd
spotykają nas po drodze
którą każdy pójść może
bawią się małe rączki
zarażają uśmiechem
uczą nas różnych spraw
należy cieszyć się z małych rzeczy
wypadki
zdążają się gdy
umiera bliski mały człowiek
świat stawiasz na głowie
nie wiesz w który dzień
wypełnisz cząstkę eteru
by spotkać się po drugiej stronie
gdy lustro snu podpowie
czy wierzyć słowom które podpowie
nareszcie wiatr wiał w żagle
pełne morze ze szczęścia
uwierzyłem w rzeczy niemożliwe
światy podzielone dwie strony
przechodzimy obok siebie
ciała i duchy na jednej planecie
widzialne staje się niewidzialne
paradoksalne są odwrotności
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.