PanJabol, 9 stycznia 2011
Istnieje tylko jedna prawda.
Prawda pijana.
Prawdę samobójczą pogubiłem
zaraz po rozmowie z kostuchą,
wszak okazała się protegowaną,
zwykłych skurwysynów.
Co dybają na twoje życie
w handlu wiązanym,
wraz z pojebaną duszą
i zużytym narządem płciowym.
Wymienią je na następne
dzieciątko Jezus,
wystawią w kościele
i siankiem obłożą.
Zgłośmy wszyscy swój sprzeciw,
przeciwko śmierci, bogu i diabłowi.
Wypijmy. Wypijmy. Wypijmy.
Nie, nie rzygajmy.
A jeśli już, to w ustronne miejsce,
by nikt nie zauważył, i sprzątać nie musiał.
PanJabol, 5 stycznia 2011
Jestem wszechmogący, wręcz idealny.
Wyrastam ponad wszystkich was,
nikt nie zaprzeczy.
Jestem bogiem, panem wszechrzeczy.
Czasem tylko mam wątpliwości.
Nad ranem, w przepitych oczach
nie widzę nic,
A ta postać w lustrze, nazywa mnie kurwą.
Jednak nie wierzę, wszak jak wierzyć,
temu facetowi na kacu?
PanJabol, 1 stycznia 2011
Poznałem cię po cichu,
choć o imię nie pytałem,
Może nie byłem ciekaw,
może mało mnie to obchodziło.
Poznałem cię pod pachą,
poznałem doodbytniczo.
Poznałem cię oralnie,
mimo niewielkich niesnasek.
Może niewiele słów dziś padło,
ale za to wódka była.
Poznałem cię nawiasem.
mocno przytulając.
Byłaś dla mnie,
a ja, dla ciebie.
Mimo drinka - treści żoładkowej z nasieniem.
To pożadanie, czy kurewstwo zwykłe?
Chyba czas już na nas,
Z kocim urokiem, nikniesz w ciemnościach.
I rzekniesz później tylko w myślach,
Nie. Jemu już nie stanie.
PanJabol, 18 grudnia 2010
JA
na czterech łapach,
i ślina cieknąca po policzkach
i
ONA
nade mną pochylona,
i krew na ustach.
i słowa,
miłości zapewnienie,
zakłada wraz
z łańcuchem na szyję.
PanJabol, 16 grudnia 2010
Lewe moje jądro - Bóg,
prawe zaś - Szatan.
Tak w konflikcie ciągnęli mnie,
Raz ku niebu, raz ku piekłu.
Powodując piękacy ból w kroczu.
Cóż mi zostało?
Przesiadywanie ze stadem szczurów,
w kanałach ściekowych,
dumnie ojczyzną nazwanych.
Z których, nie wyjdziemy do ludzi,
ani też na ludzi.
Będziemy tylko zjadać się
wzajemnie, aż do skutku.
PanJabol, 29 listopada 2010
Nad lasem chmury niebo spowiły,
dając znak dla wilczej watahy do skoku.
Ku karłom złośliwym, co padlinę sobie wyrywały,
wykrzywiając mordy obrzdliwe.
A znudzona matka, bujała swe martwe dziecię,
na huśtawce stryczka drzewa pobliskiego.
To wojna wisi w powietrzu, powiadam wam panowie.
Jeno nic z tego nie robił sobie stary pustelnik,
wywijając obertasy na własnym grobie,
co wykopał go sam sobie, przekonany,
że umarł już może trochę dawno.
Wojna wisi w powietrzu, powiadam wam panowie.
Choć nawet dziki gon,
już trwoży się, by zajrzeć w ten zakątek czasu.
PanJabol, 18 listopada 2010
Kiedy już na dobre zapadl mrok,
z ust i tych oczu,
co kiedyś krył się w nich żar
wychodza jak jeden mąż
białe larwy.
I pełzną bezdzwiecznie,
jako zwiastun apokalipsy.
Szkoda tylko, że nie mają twarzy,
bym zobaczył ten ironiczny uśmiech.
Bym usłyszał slowa aprobaty.
wspomnienia z wieczerzy urządzonej
w mej głowie.
Pełznąc beznamiętnie,
poprzez spalone zgliszcza mojego ciała,
zostawiły na mnie,
swój mokry ślad,
jakby ktoś splunął mi w twarz...
Czyżbym nie był dla nich dobrym gospodarzem?
PanJabol, 18 listopada 2010
Był deszczowy listopadowy wieczór,
stało się coś złego.
Tak! W takie wieczory zawsze musi dziać się coś złego.
PanJabol, 4 listopada 2010
Prawa moja dłoń,
szpony jastrzębie.
Lewa, bez palców.
martwy kikut.
W ten dość koślawy sposob,
rysuję siebie,
ponad trzeźwą przestrzenią.
Twarz, co dawno już
mchem porosła.
I oczy co na kilku zyłkach
smetnie zawisły
W taki oto sposób,
wymyśliłem siebie,
Diabła o boskim obliczu.
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.