11 listopada 2010
Bajki dla wrażliwych
CZARY WIEDŹMY CHOROBY
Byli raz sobie mężczyzna i kobieta, bardzo młodzi oboje. I zakochani, dodajmy. Bardzo chcieli mieć dzieci. Pewnego dnia, on, patrząc jej głęboko w oczy, z radością powiedział:
- Wiesz, nasza córeczka będzie tak piękna jak ty… A może nawet jeszcze piękniejsza – dodał ze śmiechem.
I przyszła na świat dziewczynka śliczna jak matka i mocna jak ojciec. Nad jej kołyską zaczęły zbierać się rozmaite wróżki z darami. Jedna dała małej dobroć, druga mądrość przewidywania, trzecia miłość do ludzi. Ale na tym nie był koniec. Kolejno zjawiały się następne i jeszcze inne dary przyniosły. Znalazła się nawet taka, która dała jej małą stópkę.
- Bo małe stopy zawsze są w modzie – szepnęła zawstydzona i schowała się za siostrę.
Ale co to? Na niebie pojawiła się siny obłok. Będzie burza? Hm… można to i tak nazwać.
Wszystkie lecące w jednym kierunku wróżki rozbudziły ciekawość wiedźmy Choroby. Była to osoba zawistna i zaborcza. Nikt jej nie lubił, nawet jej dalekie kuzynki, wróżki. Nikt jej też nigdzie nie zapraszał, bo mówiono, że zepsuje każdą uroczystość. Choroba wiedziała o tym, a ponieważ była także złośliwa i nieprzewidywalna, w jednej chwili postanowiła, że sprawdzi, co za spotkanie się przed nią ukrywa. I poleciała za wróżkami, pojawiając się jako ten obłok złowieszczy.
Na jej widok wszyscy jednako przestraszyli się i posmutnieli, ale Choroba nie zwróciła na to uwagi. Przecisnęła się do łóżeczka i… przeżyła szok. Mała dziewczynka patrzyła prosto na nią i uśmiechała się serdecznie, gaworząc coś do siebie.
Wiedźma długo nie wytrzymała tak jasnego wzroku, w którym nagle zobaczyła całe swoje życie pełne cierpienia i bólu zsyłanego na innych. Opuściła oczy i zaczęła się wycofywać, mamrocząc coś pod nosem. Gdy wyszła z pokoju, wróżki odetchnęły z ulgą i znów zaczęły swój radosny taniec i nawet nie wiedziały, że zło się poczyniło…
Mała dziewczynka pięknie rosła i rozwijała się. Miała wspaniałych rodziców, poza tym, przecież tak szczodrze była obdarzona przez wróżki. Ale cień, który został w małym pokoiku, rozwijał się coraz bardziej i szybciej niż ona. Któregoś dnia zaatakował...
Dziewczynka zachorowała. Rodzice i lekarze robili co mogli, wiele dni i nocy trwała nieugięta walka, lecz czar wiedźmy Choroby był silniejszy. Malutka nie tylko słabła w oczach, ale także odchodziła w swój świat, świat, do którego nikt nie miał dostępu. Przestała mówić, przestała chodzić, nie wykonywała świadomie żadnych czynności fizjologicznych. Gdy po leczeniu wróciła do domu, jej światem stał się tapczan, a głównym rekwizytem – palec, którego ssanie dawało jej poczucie bezpieczeństwa...
***
Pewnej pięknej letniej nocy nad miasteczkiem przesunął się złowrogi cień. Krążył i kołował, w te i z powrotem, strasząc nocnych Marków, którzy, siedząc przy ostatnim piwie lub przy dziewczynie, nie wiedzieli, dlaczego nagle ogarnia ich jakiś dziwny niepokój. Nawet koty – nocne włóczęgi, przemykały pod domami z podkulonymi ogonami.
Cień zatrzymał się nad domem, w którym mieszkała dziewczynka, a potem powoli spłynął do wnętrza pokoju. Jak można się domyślić, była to Choroba, która chciała sprawdzić skutki swojego przekleństwa.
Wiedźma popatrzyła na skuloną postać na tapczanie, a potem zbliżyła się i popatrzyła na twarz małej. Dziewczynka nie spała. Patrzyła w oczy Choroby, ale tym razem wiedźma nie uciekła ze wzrokiem, nie przestraszyła się, wręcz przeciwnie, poczuła wielką radość. Oczy dziewczynki nie wyrażały nic – ani strachu, ani miłości, ani bólu. Były całkowicie puste. Wiedźma zaniosła się straszliwym śmiechem.
- Ha, ha, ha, teraz już wiesz, co to znaczy zadzierać ze mną. Jestem najmocniejsza na świcie! Najmocniejsza!!! – wykrzyczała z triumfem, a potem wysunęła się z pokoju i poleciała szukać kolejnych ofiar swojej chorej nienawiści.
Tymczasem mama dziewczynki obudziła się, czując, że coś ważnego się dzieje. Poszła do córki i siadła obok niej. Nagle poczuła, że dziewczynka się trzęsie. Przytuliła ją do siebie, jednocześnie rozpłakała się, ale nie był to tak całkiem płacz bezradności.
- Nie oddam cię bez całkiem bez walki – wyszlochała z siłą – będę walczyć dalej – poczuła na ramieniu dłoń, spojrzała na męża, który zjawił się nagle obok nich, a potem poprawiła – będziemy walczyć dalej, kochanie. Żadna zła siła nie pokona nas i naszej miłości do ciebie. Zrobimy wszystko, żebyś do nas wróciła... – w ramionach męża, który objął je obydwie, poczuła się silna i wszechmocna.
Tymczasem jej płacz płynął przez mgłę, która otulała świat dziewczynki, płynął i płynął, aż dotarł tam, gdzie miał dotrzeć. Dziewczynka zrozumiała, że nie jest sama... Że ten straszliwy śmiech, który wwiercił się aż do głębi jej serca, to tylko jedna część świata. A ta druga część kocha i czeka na nią... Uśmiechnęła się do siebie przez mgłę...
- Kiedyś tam dojdę... nie wiem, kiedy, ale dojdę...