gabrysia cabaj, 11 listopada 2011
no no no chciałabym napisać coś z dużej litery
z rana chciałabym machnąć lecz tylko drzewa
mróz słońce drzewa za oknem stoją nieruchomo
a w głowie pustka aż gwiżdże czereśnia jeszcze
trzyma wszystkie liście ale to tak widzę przed
ostatecznym podmuchem przyjacielu śpisz? niech
sen zanosi ciebie w spełnienie bowiem spełnić się
we śnie to jest coś z wielkiej litery jak świąteczne
Niebo jak błękitny Ocean pozielona Cisza w moim
małym świecie gdzie pola równe i czyste i drogi
zewsząd prowadzą lulaj że mi
niech cię ukolebie moja ręka gdy śpisz i śnisz
o spełnieniu ja tu jeszcze chwilę pobędę wychylę
kilka kaw i kielichów nalewki śliwkowej przełknę
porcję codziennych zgryzotek doprawionych
odrobiną bólu o którym nie wolno mówić głośno
ponieważ tak wyrażony jest pretensjonalny niczym
śmierć głupia kurewska śmierć śpij śpij i śnij małe
ludzkie spełnienia które przyjdą na pewno kiedy życie
Życie nauczymy się pisać z największej litery zresztą
chybotliwej dalej
.
gabrysia cabaj, 10 listopada 2011
W pamięć nie wrył się żaden z dni Niepodległości,
jedynie matka mówiła nam w dzieciństwie, że święty
Marcin na białym koniu przyjeżdża, a może to był Anders?
Pierwszy śnieg, lub śnieg z deszczem zawsze się sprawdzał,
więc było zbyt zimno, by czuć jakąkolwiek radość.
Gdy dzisiaj zapytałam o ojczyznę, ktoś mi odpowiedział:
co my, żuczki, możemy? tylko tyle - w kupie jakby cieplej,
raźniej.
Jutro znowu będę wypatrywać jeźdźca, który mógłby
wyłonić się jak wiatr spomiędzy śniegowych płatków.
.
gabrysia cabaj, 8 listopada 2011
żyć na wyspie wynurzonej onegdaj
mieć krzesło biurko
tonące
w szarych książeczkach
łóżko które jest łódeczką odpływy
przypływy szum ból
aby go obłaskawić mówię
no już dobrze bólu cicho cii
więc jesień i smętny uśmiech
nieutulony w żalu
na chmurnej wyspie zgryziony mgłą
listopada
.
gabrysia cabaj, 6 listopada 2011
Zastanawiam się nad wyjściem - czy zamknąć
i uszczelnić? Mój przyklęknął na jedno kolano,
stwierdzając, że bardziej od dołu wieje.
Na razie wziął poduszkę z kanapy, przytknął -
przysuwając do niej wielki wazon.
Myślę sobie, że trzeba iść spać i po prostu
nie patrzeć na tę prowizorkę. Jeszcze nie ma
jesiennych wichrów i deszcz ze śniegiem
nie zacina.
I łatwiej mi wpuszczać koty i wypuszczać,
bo nie muszę chodzić przez inne pomieszczenia
na werandę od strony podwórka. Później to już
klamka zapadnie, wazon na miejsce
i poduszka.
.
gabrysia cabaj, 5 listopada 2011
Na podstawie wypisu z rejestru gruntów
oraz wizji w terenie ustalono,
że właścicielami drzew są państwo
Cecylia i Jan.
I teraz nie wiem, czy urzędnik(czka) popełnił
pomyłkę freudowską, czy zwykłe lapsus manus.
Żadna ze mnie pisarka( arz) się uśmiałam
i tylko tyle w tym temacie.
.
gabrysia cabaj, 3 listopada 2011
Wybierz mnie, zgarnij
pod siebie -
ułóż.
Masz takie miejsca
bezpieczne
pod zapachem;
na polanie - rozżarzoną
ugaś.
Nasycenie przyjdzie później. Najpierw kawa, papieros
za papierosem (masz trochę rozumu to rzuć palenie!)
następnie biała bez cukru - obsesja na punkcie kawki,
ale nie mam nic do stracenia: sznur korali z bursztynu,
butelka nalewki z aronii - nic szczególnego - książki,
których nie wzięłabym z sobą w razie pożaru czy innego
zrządzenia losu (nie wiem, nigdy się nie zastanawiałam,
nie było takiej potrzeby).
Więc nasycenie jeszcze w lesie, nie daje żadnego znaku.
Dopiero usłyszę opowieść. Wejdzie we mnie, aż poczuję
ciarki i oczy się zaszklą; i jeszcze ten głos,
a zdania płyną jak rzeczka w letni dzień, jakby szemrała
o mnie, i zaraz: tak tak! - Maestro - będzie o tobie.
Przecież wiem, jak trudno się uwolnić od formy nieco
pojemniejszej,
kiedy wszystko gra w głowie dzwoni i trąbi, zasuwa
na skrzypcach, do tego bębny, talerze, a ty pióro unosisz,
jakbyś miał iść na stracenie?
Nasycam się wreszcie (drżę) - nie chcę się z nikim dzielić,
albowiem są gusta i guściki, na tym padole każdy ciągnie
w swoim kierunku. Czasami nic więcej
- nic więcej.
.
gabrysia cabaj, 3 listopada 2011
Urzędnicy obejrzeli miejsce,
porównali z planem sytuacyjnym.
Po złożeniu podpisów pod wnioskiem
o wyrąb, właściciel (ciele) ma prawo
ściąć wierzbę nad stawem i topolę przy
kurniku.
Gdyby gówno miało jakąś wartość
pisalibyśmy podania o papier toaletowy
i nikt nie byłby panem swojej
dupy.
.
gabrysia cabaj, 2 listopada 2011
Nadal z mamy papużka, gdy na gałązce
głowę przekrzywia, popatrując na nas -
dzióbkiem skrzydło puszy,
ale dużo wolniej do miseczki
sfruwa,
a kroplą wody ledwo wilży język.
Dzisiaj się roztrzepotać chciała z radości -
bokiem przesuwała od końca do brzegu,
jak osobny człowiek w mieszkaniu wysokim,
który mógłby lecieć, ale nie wie - po co?
.
gabrysia cabaj, 1 listopada 2011
Idąc dzisiaj na cmentarz, gdzie pogrzebano mojego ojca, miałam,
Wando, nieodparte wrażenie, że idę w zimne miejsce, w którym
go nie ma. I widziałam staruszki o kulach, chłopaka na wózku
inwalidzkim, piękną dziewczynę o blond włosach do ziemi i nogach
do nieba, idących w tę samą stronę. Stawiałam znicze na grobie
i wtedy nazwisko, data narodzin i śmierci, wspólna część życia -
pochyliły mnie niedaremno: byłem kim jesteś, byłem kim jesteś,
widniało na liściach zbieranych z nagrobka.
.
gabrysia cabaj, 1 listopada 2011
Ludzi na poziomie powinno się szukać
w pionie: oko w oko, nos w nos, usta
do ust.
Na kolanach widzi się nie te rejony,
a z czołgania można wynieść smak
buta.
.
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.