22 lutego 2017
Gnil cz.I.
,,Beware of the light, it may take you away, to where no evil dwellsIt will take you away, for all eternity,Night is so beatiful (we need her as much as we need Day) Burzum ,,Once emperor"I. BezhołowieDobiega trzecia w nocy. Kolejną godzinę leżę na podłodze. Bez krwi, zanurzam się w czarny chłód. Jednobarwne pawie pióra, wachlarze ostrych jak brzytwy chmur przesuwają się po niebie. Brunatna kałuża krzepnie. Pokój stygnie wraz ze mną, wyludnia się. To, co do niedawna było biciem serca, pulsem, teraz wsiąka w osiemdziesięcioletnie deski.Dekapitacja bywa zabawna, pozbawiony mózgu widzę i czuję wyraźniej. Ducha nie ima się banalna śmierć, on trwa niejako w pancerzu, świetlistej zbroi chroniącej przed ostateczny zanikiem. I choć zdawać by się mogło, że jestem martwy niby indyk zarąbany przez zbłąkanego w Polsce Amerykańća na Święto Dziękczynienia, że to koniec- jestem tu. Słyszę, myślę, dorastam. Z każdą chwilą staję się poważniejszy. Bo nie ma już klatki, mięsa. Jestem nieskrępowany.Tymczasem Edyta z moją głową w bagażniku jedzie do B. Przechodzony merc wyje, jakby w silniku zagnieździła się hordka nieoswojonych rokisiów. Diabełki harcują, dzwonią zaworami, wyją w tylnym moście.Nóż myśliwski, który szumnie można by określić mianem narzędzia zbrodni spoczywa w kieszeni ciemnogranatowych dżinsów. Jest spory, rękojeść uwiera w pachwinę. Laska rozważa pozbycie się go, wyrzucenie przez otwartą szybę w mroźny, pełen rosy pęd, w zimną ścianę łąk i lasów. Wszystkie drzewa są martwe, krzaki malin mają zatrute kolce. Lepiej nie wystawiać dłoni, skulić się w bezpiecznym wnętrzu auta.Paskudna- poświęcona noc. Że też właśnie taką wybrałem!Minęła godzina duchów, ale wszystkie zjawy, zmory i strzygi ani myślą chować się pomiędzy kartkami zbiorów baśni. Świat, we dnie skomplikowany, pełen sprzeczności jest teraz dziecinnie prosty. Opanował go strach. Jeśli boisz się- rozumiesz wszystko. Lęk sprawia, że nie ma rzeczy niezrozumiałych. On tu rządzi, to groźny, okrutny dyktator. Okazuj mu szacunek, Edytko, a uda ci się przeżyć. Wyłącz światła, zredukuj bieg. Może nie zauważy. Ta noc gryzie.II. Dziewczyna i baleron.Tico- i gorzej być nie może. Klaustrofobicznie ciasne, niebezpieczne toczydło. Wyrób niesamochodopodobny, czterokołowy rower dla żartu, dla primaaprilisowej zgrywy sprzedawany jako pełnowymiarowy wóz. Pokraka, do której ledwie się mieści trzech rachitycznych Koreańców. A ona dorobiła się mercedesa. Cholernie dobry powód, by się związać. nigdy nie miałem nieziszczalnych marzeń, żadne tam bugatti veyrony, jachty, wille z basenami. Wystarczyłby tani, nawet dwudziestoletni merc. Kozackie, masywne auto. To nic, że osiemset tysięcy przebiegu, a i to pewnie cofany. To nic, że milion przebiegu, rdza na nadkolach, zawieszenie w stanie ruiny, chińskie felgi, gołe kable dyndające zamiast radia.Naklejka z pentagramem całkiem nieźle prezentuje się na beżowym lakierze. Oficjalny pojazd Kapłana, satanomobile.Wiem, to żałosne być z dziewczyną tylko dlatego, że ma lepsze auto, a ty jesteś i wolisz pozostać leniem, półżigolakiem, zamiast wziąć się do uczciwej pracy. Florek- dupodajek. Okropność.Chłopczyk, co czuje się jak przemytnik oleju napędowego zza wschodniej granicy, gruby wąsacz w średnim wieku dorabiający na taryfie.Domorosły satanista w dobitym W 124. Dziecko o kupionym prawie jazdy nigdy nie nauczy się prowadzić.Mam za sobą dwie próby samobójcze i żadnych perspektyw. Dwudziestoośmioletni prawiczek, którego nie czeka już nic dobrego. Szary ocean zalewa umysł. Nuda to gorzki kisiel polany octem. Zycie doprawione zepsutym majonezem, zardzewiałe gwoździe na dnie pozornie czystego jeziora. Wraki tankowców wciąż pełne zjełczałej benzyny, utleniających się oktanów. W sadzawce zatonęła platforma wiertnicza, źli ludzie wrzuclili niewybuchłe bomby atomowe. Zarzucam wędkę. Niech wydarzy się cokolwiek, zaznam uczucia śmierci i wyleczę się z niej, w ostateczności może być rak, lub ciężkie samookaleczenie, milion wygrany w zdrapkę znalezioną w chipsach.Żałosny nieudacznik, któremu nie układało się z dziewczynami, zbyt nieśmiały, by stać się w pełni facetem, cholerna mameja na krawędzi. To ja. To moja plastelina emocjonalna, kręgosłup moralny z kruchego ciasta. I jeszcze ten irracjonalny strach przed wejściem w bliższe relacje interpersonalne z kimkolwiek. Zero przyjaciół, tym bardziej wrogów. Samotnik, zakurzony, przedwojenny mebel zamknięty na kłódkę w lamusie, obywatel graciarni.Kto zgubił klucze?Edytę poznałem najgłupiej, bo przez internet. Ja- człowiek bez twarzy i charakteru, schowany za awatarem przedstawiającym obraz Kandinsky'ego. Od razu mi się spodobała. Pryszczata czarnulka lat trzydzieści pięć. Na całe szczęście nie była bardzo ładna. Idealna nie zechciałaby się mną nawet podetrzeć.Miła półbrzydulka. Dziewczyna szablozębna. Nawet fajny ten jej aparat. Czasami robił za antenę, podłączałem do niego stare, tranzystorowe radio, ,,łapałem" Program Drugi. Koncert skrzypcowy Mendelsohna słuchany dzięki zębom Edytki. Szaleństwo, ale z gatunku tych pozytywnych.III. Totus TuusŻeby tak się komuś oddać. Bez reszty. Dać przeczołgać, wręcz przecwelić z miłości, dobrowolnie popaść w niewolę. Marzyłem, by stać się kundlem na przykrótkim łańcuchu. Wiernie warować przy nodze Pani.Bycie w związku równa się dla mnie kompletnemu masochizmowi duchowemu, ucięciu resztek dotkniętych atrofią, skarlałych jaj.Nie mam na myśli aktu fizycznej przemocy, smagania pejczykiem, skórzanych czy lateksowych kostiumików z ćwiekami. Chodzi wyłącznie o poniżenie psychiczne. Flo zmieniony w karalucha pod butem Dominy. Czujący, jak obcas szpilki przekłuwa mój miękki pancerzyk. Pragnąłem przestać być, aby JA zanikło, uznać je za karygodny błąd młodości, żyć w osobie prawie- pojedynczej, przylgnąć do kogoś niczym pijawka. Być najwierniejszym z poddanych, popaść w słodką niewolę.Pierwsze spotkanie. Po zaledwie tygodniu mailowania postanowiliśmy się umówić. Pojechałem busikiem do Armalnowic. Sam jestem, jak to nazywam ,,kierowcą lokalnym" i zwyczajnie zabłądziłbym na trasie, choć to raptem pięćdziesiąt kilometrów w jedną stronę.Prawko uzyskane za łapówkę to nie prawko. Kompletnie nie potrafię prowadzić auta.Betonowo- marmurowy, obłożony kaflami z lastryko dworzec PKS i PKP robił przygnębiające wrażenie. Cuchnęło dopiero co przepędzonymi przez SOKistów bezdomnymi, przetrawionym dymem papierosowym. Kosze żyły własnym życiem, wełnisty kożuch śmieci szumował, pienił się, foliowe torebki bryzgały, pełzły we wszystkie strony. Kasy biletowe. Niesprawne tablice, na wyświetlaczach każdy autobus odjeżdża punktualnie o 77.88. Wyblakły plakat ,,Uważaj na kieszonkowców". Beżowa łapa (pewnie Cygana) od co najmniej trzydziestu lat wsuwa się do kieszeni blondyny. Najdłuższa kradzież świata.Nadżarta rdzą lokomotywa ospale wtoczyła się na peron. Przygaszone reflektory, smutek i beznadzieja bijące od całego składu. Strupieszczały, klejony butaprenem rzęch aż się prosi, by go pociąć na złom. Ja w zasadzie też, wykoleiłem się dobrą dekadę wstecz, leżę na bocznicy, szczeniaki mażą po twarzy farbą w spreju. Zostawiają podpisy i wulgarne rymowanki, nazwy klubów piłkarskich, ksywki raperów. Nasiąkam bzdurami, zamulam się. Mokry piach przenika przez skórę do serca. Telewizja kłamie, jednak oglądam z przyzwyczajenia. Z braku sensowniejszej alternatywy.Celebryci mizdrzący się na ściankach, ustawki z paparazzi, gwiazdki You Tube i reality shows. Ciężko się uwolnić od wszechobecnego idiotyzmu. A może wcale nie chcę, dobrze mi w krainie pajaców? -Nie poznałeś mnie?- mówi dziewczyna o kremowoszarej, rozwodnionej cerze. W jej oczach przepaliły się lampki choinkowe, teraz to czarne, okopcone i bezużyteczne bańki szkła.Pieprzyki i guzki, piegi i przebarwienia. Wszędzie, nawet na wargach. W pierwszym odruchu chcę pójść do kiosku i kupić marker, by połączyć kropki na jej buzi. Bo to pewnie taka zabawa, powstanie słonik albo domek.-Poznałem. Aleś ty śliczna...- stękam. Rzeczywiście, za zasłoną brzydoty, woalką pryszczyków i innych niedoskonałości skóry laska jest nieco ładna. Subtelne, nieordynarne rysy, rzadkie włosy ciasno spięte w mysi ogonek, koszulka ze spraną facjatą Ozzy'ego Osbourne'a.